<<< Dane tekstu >>>
Autor Kurt Matull, Matthias Blank
Tytuł Zemsta włamywacza
Wydawca Wydawnictwo „Republika”, Sp. z o.o.
Data wyd. 15.9.1938
Druk drukarnia własna, Łódź
Miejsce wyd. Łódź
Tłumacz Anonimowy
Tytuł orygin. Tytuł cyklu:
Lord Lister, genannt Raffles, der grosse Unbekannte
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Syn i ojciec

Stary Apsley ocknął sic z omdlenia. Zupełnie złamany, dźwignął się z podłogi i raz jeszcze rzucił okiem na skrytkę pełną fałszywych banknotów. Ostatkiem sił dowlókł się do salonu i tam skonstatował znikniecie dziewczyny oraz zegarka.
— Rzucił się na sofę i począł rozmyślać:

— Utrata.pięćdziesięciu tysięcy funtów, zastąpionych bezwartościowymi papierkami bolała go bardzo. Nie wolno jednak było rozpaczać. Pozostawał przecież plan Burtona. Liczył, ze osiągnie za niego nagrodę, która częściowo wynagrodzi straty. Należało się również spodziewać, że państwo zamówi nowe łodzie podwodne wedle powyższego planu w firmie Apsley i zarobek przewyższy znacznie sumę pięćdziesięciu tysięcy funtów.

Pocieszył się nieco. Usłyszał ciężkie kroki na klatce schodowej.
— Ten kto wchodzi musi być porządnie objuczony — szepnął armator.
W tej samej chwili drzwi się otwarły i stanął w nich syn jego James Apsley. Był w okropnym stanie. Zgnieciony cylinder zsuwał mu się na kark, włosy miał rozwichrzone i chwiał się na nogach.
— Nieszczęsny, jak ty wyglądasz? — zawołał ojciec. — Gdzieżeś był?
— Straciłem wszystkie pieniądze, papo... — Dobrze, że więcej nie miałem przy sobie... Ten przeklęty Amerykanin mógłby wygrać trzy razy tyle. Bądź dobry, papo i daj mi wódki; a przede wszystkim pieniędzy! Dużo pieniędzy!
— Jesteś pijany do nieprzytomności! Nie dostaniesz ani grosza — zawołał Apsley.
Schował butelkę whisky do kredensu. Nalał do szklanki trochę wody sodowej:
— Wypij to durniu! Wypij prędko.
James skrzywił się, ale musiał szanować wolę ojca.
— Widzisz — rzekł. — Robię wszystko, czego ode mnie żądasz. Teraz ty bądź grzeczny i spełń moje życzenie. Daj mi pieniędzy, papo, dużo, dużo pieniędzy. Jeśli odmówisz będę się musiał utopić.
— Zawsze byłeś idiotą. James. Czas wreszcie skończyć z błaznowaniem. Sytuacja zmieniła się. Musisz zabrać się do roboty, i to na serio, abyśmy mogli wspólnie odrobić straty.
— Pracować? Chyba kpisz, ojcze? Przecież to nonsens! pocóż pracować? Mamy dość pieniędzy, aby próżnować całe życie. Zostawmy pracę innym, durniom wygłodniałym, robotnikom, inżynierom...
Armator podrapał się głowę.
— Nie wie jeszcze o niczym — pomyślał. — Cios będzie tym okrutniejszy...
Zmusił Jamesa do wypicia jeszcze jednej szklaneczki sodowej wody.
— Goddam — zawołał James, odzyskując stopniowo przytomność. — Musze już pójść. Daj mi pieniądze. Nie mam przy sobie ani grosza. Wszystko przegrałem do tego przeklętego Amerykanina. Jeśli mi nie dasz pieniędzy natychmiast, będę go musiał łowić po drugiej stronie oceanu.
— Zupełnie pijany — mruknął do siebie Apsley.
— Słuchaj, ojcze — zawołał James, spoglądając na zegarek. Powtarzam ci raz jeszcze, że muszę za chwilę wyjść. Przegrałem wszystko co do grosza. Czy słyszysz? Daj mi dziesięć tysięcy funtów ze schowka. Już więcej nie zażądam od ciebie ani grosza.
— Ze schowka! — zaśmiał się stary armator ironicznie. — Postaraj się zaspokoić naszych wierzycieli pieniędzmi ze schowka, a będę uważał cię za cudotwórcę. Nie mogę ci dać ani grosza! Nasze pieniądze znikły.
Syn zaśmiał się.
— Kpisz sobie ze mnie. — Opowiedz to komu innemu. Nie myśl, że masz do czynienia z pijanym. Wiem co mówię i jestem zupełnie przytomny. Muszę mieć pieniądze. Zrobiłem kapitalne głupstwo. Spłukałem się doszczętnie w grze. W przystępie wściekłości dałem dwa strzały w kierunku mego przeciwnika Amerykanina Shawa. Mam wrażenie, żem go zabił, lub zranił... Ponadto strzeliłem trzy razy z rewolweru w stronę mych towarzyszy klubowych.
James rzucił na stół rewolwer. Było w nim jeszcze kilka naboi.
Armator w przerażeniu załamał ręce.
— Szalony... Szalony! Niestety, nic nie mogę dla ciebie zrobić... Uciekaj, jeśli możesz.
— Nie pragnę niczego innego. Trzeba mi jednak do tego pieniędzy i jeszcze raz pieniędzy!
— Ależ nie mam ich — odparł ojciec zdenerwowany.
— Gdzie się w takim razie podziały? — zapytał James nic nie rozumiejąc.
— Głupia historia... — odparł stary. — Nie myśl moje dziecko o tym. Wkrótce odbijemy sobie wszystkie straty. Przede wszystkim musisz się ukryć w bezpiecznym miejscu. Jestem gotów rozpocząć zbieranie majątku od początku. Wkrótce zdobędziemy nowe pięćdziesiąt tysięcy funtów!
— Nigdy nie uwierzę w to, aby zostały one skradzione — odparł James ponuro.
— Jest to, niestety, prawda. Mam jednak przecież genialny plan Burtona. Dzięki temu planowi staniemy się bogatsi, niż byliśmy poprzednio. Daj mi ten plan. Cała nasza przyszłość od niego zależy.
Młody Apsley zorientował się wreszcie w popełnionym głupstwie. Wyprostował się i rzekł:
— Nie mam planu. Oddałem go w zastaw, jako gwarancję zapłacenia karcianego długu. Następnie zaś... sprzedałem... Otrzymane zań pieniądze również przegrałem.
— Kanalio! — zawołał armator. — Czy ta prawda?
— Śmiesz nazywać mnie kanalią z powodu planu, który sam wykradłeś — odparł James.
Armator spojrzał nań z przerażeniem. Dotknął ręką czoła i wybuchnął niesamowitym śmiechem.
— Koniec... Koniec wszystkiego!
Chwycił rewolwer, który James położył na stole. Przyłożył go do czoła i pociągnął za cyngiel. Padł strzał. Stary Apsley runął na ziemię.
James cofnął się w tył z przerażeniem. Chwiejnym krokiem skierował się w stronę sypialni ojca. Chciał jaknajprędzej przekonać się o losie ukrytego skarbu, którego obecnie był jedynym właścicielem. Klucze tkwiły w zamku skrytki!
— A co, czy nie mówiłem — zaśmiał się, zaglądając do środka. — Pieniądze leżą tak, jak je tam ułożono.
Wyciągnął najbliżej leżącą paczkę banknotów. Oczy jego rozszerzyły się z przerażenia. Dzięki wprawie, nabytej przy stoliku karcianym, odróżnił natychmiast falsyfikaty. Począł starannie oglądać pod światło wodne znaki.
— Wszystko fałszywe... — szepnął ocierając pot z czoła. — On... On... o tym wiedział.
Ukląkł nad zmarłym. Z delikatnością, o którą trudno go było podejrzewać, wyjął z zaciśniętej ręki rewolwer i przycisnął go do swej skroni.
Padł strzał. Młody Apsley legł tuż obok zwłok swego ojca.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autorów: Matthias Blank, Kurt Matull i tłumacza: anonimowy.