<<< Dane tekstu >>>
Autor Kurt Matull, Matthias Blank
Tytuł Zemsta włamywacza
Wydawca Wydawnictwo „Republika”, Sp. z o.o.
Data wyd. 15.9.1938
Druk drukarnia własna, Łódź
Miejsce wyd. Łódź
Tłumacz Anonimowy
Tytuł orygin. Tytuł cyklu:
Lord Lister, genannt Raffles, der grosse Unbekannte
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


W klubie gentelmanów

Gdy lord Lister przebrany za amerykanina wszedł do salonu Klubu Gentlemanów — rozejrzał się dokoła. Przy zielonym stole ujrzał tego, kogo szukał.
Grano w baccarata. Bank trzymał młody Apsley.
Jakkolwiek bankier posiada w tej grze więcej szans, młody Apsley tym razem nie miał szczęścia. Był bledszy niż zazwyczaj i na czole jego ukazały się grube krople potu. Aby się pokrzepić, zamówił dwa koniaki i wypił je jednym haustem. Następnie obstalował szampana, wypił go i powrócił do gry. Nagle drgnął ze zdumienia.
Ujrzał naprzeciw siebie Amerykanina, którego poznał rano. Detektyw z Chicago usiadł najspokojniej w świecie naprzeciw niego i rozpoczął grę.
Młody Apsley zaczerwienił się lekko. Przykro mu było, spotkać się przy tym samym stole z detektywem. Nie wypadało mu jako współwłaścicielowi firmy, do której dokonano włamania, grać tegoż jeszcze wieczora w karty na grube sumy. Musiał jednak przywitać się z Amerykaninem, na co detektyw odpowiedział mu obojętnym kiwnięciem głowy.
Amerykaninowi sprzyjało szczęście, natomiast Apsley — junior przegrywał. Amerykanin podwajał ciągle stawkę.
— Goddam — co pan robi, panie Shaw? — zapytał jeden z graczy. — Zwiększa pan przecież szansę banku. Musi nastąpić przecież taki wypadek, że bankier wygra. A wówczas cała pańska wygrana z olbrzymią nadwyżką przejdzie w jego ręce.
— Chcę poprostu zobaczyć do czego to doprowadzi — odparł Shaw. Chcę sprawdzić, czy mister Apsley, który jest wybitnym bankierem będzie miał dzisiaj szczęście. Jak panom wiadomo, dzień dzisiejszy nie jest zbyt pomyślny dla Apsleyów.
Młody Apsley zaczerwienił się jeszcze mocniej.
— Cóż pan chce przez to powiedzieć, mister Shaw! — zawołał — czy zechce pan wyjaśnić mi pańskie słowa?
— Bardzo chętnie. Jeśli ryzykuję tyle pieniędzy w grze przeciwko panu, to znaczy, że chcę dać możność powetowania sobie w niewielkiej części strat, które poniosła dziś pańska firma. Na skutek włamania, firma „Apsley i Ska“, straciła dzisiaj przeszło pięćdziesiąt tysięcy funtów sterlingów.
— Być może, wierzyciele pańskiego ojca nie stracą jeszcze wszystkiego.
Apsley zaperzył się.
— Dziękuję panu za tę wspaniałomyślność wobec naszej firmy. Nie zwracałem się do pana o nic. Po pierwsze, mam jeszcze dość pieniędzy, a powtóre mam przyjaciół, którzy wyratują mnie w potrzebie.
— Pozwoli pan, że wyrażę pewne wątpliwości. Pamięta pan, że jeszcze dziś rano, ojciec pański wznosząc ręce do nieba lamentował, że firma jest na progu bankructwa? Nie wiem, czy stół bakkaratowy w Klubie Gentlemanów jest miejscem właściwym dla pana, w dniu, w którym firma pańska poniosła tak olbrzymie straty. Zna pan prawdopodobnie stare przystawie, które powtarza mądrość narodów: nieszczęścia zawsze idą w parze. Niepowodzeniom w interesach towarzyszą zazwyczaj niepowodzenia w grze.
— Czy przyszedł pan po to, aby mi prawić kazania? — zawołał młody Apsley, — zielony ze zdenerwowania.
Otoczyli go przyjaciele, prosząc, aby zachował spokój. W każdym razie słowa mister Shawa wywarły duże wrażenie na obecnych. Niektórzy z członków klubu przyznawali mu rację. Ktoś nawet przyniósł poobiednie wydanie „Timesa“, poświęcającego całą strome opisowi włamania do firmy Apsley.
W międzyczasie młody Apsley odzyskał swój poprzedni tupet.
Odsunął energicznie od siebie przyjaciół, którzy radzili mu powstrzymać się od gry.
— Nie rozumiem dlaczego? — oburzył się młody gracz. — Będziemy grali dalej. Mam zamiar ryzykować w dalszym ciągu i wszystko mi jedno, czy to się komu podoba, czy nie.
— Dobrze — rzekł amerykanin — Banco!
Karta, która sprzyjała mu gdy grał spokojnie, odwróciła się odeń, gdy począł zdradzać zdenerwowanie. Apsley znów przegrał.
Otarł pot z czoła. Po szczęśliwej machinacji z włamaniem, otrzymał od swego ojca pięćset funtów sterlingów. Suma ta miała mu wystarczyć na kilka miesięcy gry. Przegrał już prawie wszystko. Nie zwracał na to uwagi. Pewny był, że wcześniej, czy później musi się odegrać. Znał miejsce ukrycia zagrabionych pieniędzy. Ojciec jego związany był wspólnym sekretem nie odmówi mu zatem dalszych sum.
Amerykanin denerwował go. Nietylko dlatego, że przemawiał do niego w sposób impertynencki, ale nadto wygrywał. Młody Apsley chciał za wszelką cenę odzyskać swe pieniądze. Wchodziła tu w grę jego ambicja.
Amerykanin odgadł widać jego myśli.
— Chciałby się pan odegrać odrazu? Jaka suma jest w banku?
Apsley zląkł się trochę, lecz nie okazał po sobie.
— Sto pięćdziesiąt funtów — odparł, przeliczywszy szybko leżące przed nim banknoty.
Następnie wyjął z kieszeni jeszcze banknot stufuntowy i rzucił go na zielone sukno:
— Teraz w banku znajduje się dwieście pięćdziesiąt funtów — rzekł.
— Jesteś szalony Apsley! — wołali gracze. —
Apsley nie słuchał.
— Doskonale — rzekł Amerykanin spokojnie, — Banco!
Obserwujący grę zamilkli. James Apsley zadrżał lekko. Nalał sobie kieliszek koniaku i wypił go jednym tchem.
Bankier odkrył karty. Lord Lister wygrał.
Apsleya ogarnął demon gry. Sięgnął ręką do kieszeni: w portfelu nie miał już ani grosza, z pięciuset funtów nie zostało śladu. W kieszeni znalazł tylko błękitny papier, z rodzaju tych, których technicy używają do kreślenia planów. Spojrzał na papier i włożył go z powrotem do kieszeni.

Mister Darley — zwrócił siu do jednego ze swych przyjaciół. — Chciałbym dokonać jeszcze jednej próby. Czy mógłby mi pan pożyczyć pieniędzy?
— Wróć pan lepiej do domu, Apsley — odparł przyjaciel. — Będzie to o wiele lepiej... Nie mam zresztą pieniędzy przy sobie.

— Mister North — zwrócił się Apsley do drugiego — czy zechciałby mi pan?...
— Przykro mi bardzo, drogi Apsley... Sądzę, że najlepiej byście zrobili, zaprzestając na dziś gry. Zresztą, cóż pomyśleliby o was wasi wierzyciele?
Odmawiano mu wszędzie. Nie sposób grać dalej. Tymczasem Amerykanin siedział spokojnie po drugiej stronie stołu i z ironiczna miną zdawał się wyczekiwać dalszego ciągu... Apsley miał ochotę wymierzyć mu siarczysty policzek. Wychylił jeszcze jeden koniak i zawołał:
— Panowie — zostawiam bank każdemu, kto go podejmie. — zawołał. — Niechaj kto inny, zamiast mnie, zmierzy się z mister Shawem!
Lord Lister uśmiechnął się.
— Pan chciałby zagrać jeszcze przeciwko mnie? Może robię głupstwo, ale mam zamiar zaproponować panu następującą rzecz. Jeśli los do pana się uśmiechnie, będzie pan mógł odrazu odegrać wszystkie swoje straty. Po tym jednak, co dziś powiedział pański ojciec, muszę zażądać od pana pewnej gwarancji.
— Goddam sir! — ryknął młody Apsley. — Czyżby pan wątpił w moje słowo honoru?
— Nie oto idzie — odparł Raffles zimno. — Ale kto wie, co się jutro może z panem stać.
— Nie rozumiem — rzekł Apsley. — Wszystko czego pragnę, to odebrać panu zwycięstwo...
— Naturalnie, naturalnie... Żądam jednak gwarancji.
— Czego pan chce? Zegarka, pierścienia?
— Cóżbym z tym zrobił gdybym wygrał? Nie przydałoby mi się to na nic. Potrzeba mi rzeczy wartościowej. Rzeczy, która przedstawia wartość dość znaczną, którą można sprzedać w razie potrzeby... Czy nie ma pan nic takiego?
— Zgoda! — zawołał Apsley. — Przypomina mi pan Shylocka. Ale mam coś takiego przy sobie. Będę to jednak musiał mieć z powrotem jutro rano.
— Zgoda. Jeśli wygram, przyniesie mi pan pieniądze, a ja panu jutro zwrócę zastaw. Cóż to takiego?
Apsley tracił głowę. Wypił jeszcze kilka szklanek szampana. Oczy wyszły mu z orbit.
— Dam to panu — krzyknął głośno; — Ale uważaj Yankesie: jeśli jutro przyjdę z pieniędzmi, a nie zechcesz mi oddać zastawu, zabiję cię jak psa. Czyś mnie zrozumiał?
Zbliżył się do niego prezes klubu i położył mu rękę na ramieniu.
— Mister Apsley, zechciej pan się liczyć ze słowami. Nie dopuszczę do tego, aby ktoś rzucał pogróżki pod adresem gości naszego klubu. Uważam pańskie postępowanie za wysoce niewłaściwe.
— Niech pan nie zwraca na to uwagi, prezesie — rzekł Apsley. — Przede wszystkim mówię do pana Shawa. Czego pan chce ode mnie?
— Jest zupełnie pijany... — rzekł przewodniczący tonem wyjaśnienia. — Trudno brać mu za złe to, co mówi. Proszę zabrać stąd koniak i szampana — rzekł, zwracając się do lokaja.
Apsley chciał dalej pić. W chwili gdy lokaj odszedł od stołu, unosząc na tacy butelki, Apsley chwycił je oburącz.
— Durniu jeden — zawołał. — Co robisz? Zostaw ten koniak! To jeszcze jedyna rzecz dobra w tym lokalu.
Nalał sobie pełną szklankę i wypił ją.
Chwiejnym krokiem skierował się w stronę Amerykanina, wyciągnął błękitny papier z wewnętrznej kieszeni i rzucił go na stół. Ani jeden muskuł na twarzy Shawa nie drgnął.
— Co to jest? — zapytał.
— Powiem panu... l tak pan nic z tego nie zrozumie. Jest to plan, mój plan łodzi podwodnej, który przestudiowałem i opracowałem dokładnie... Jutro rano muszę go zanieść do admiralicji, aby złożyć go do konkursu.
Obecni nadstawili uszu. Nikt nigdy nie słyszał, aby młody Apsley zajmował się na serio czymś innym, poza grą. Był on rzeczywiście inżynierem marynarki, ale nigdy nie odznaczał się specjalnymi zdolnościami. Czyżby się wszyscy mylili?
Lord Lister uśmiechnął się z zadowoleniem.
— A więc na ten nowy plan... Ten plan, który został całkowicie przeze mnie opracowany — bąkał niezrozumiale Apsley. — Czy pożyczy mi pan pod jego zastaw dwadzieścia pięć funtów? Liczę, że plan ten wynagrodzi nam wszystkie straty, które ponieśliśmy w związku z włamaniem dokonanym przez tego bandytę Rafflesa...
Lister otworzył plan, chcąc się upewnić, czy to rzeczywiście ten sam. Istotnie był to plan Burtona.
Położył dwadzieścia pięć funtów sterlingów na stole.
— Jutro... a raczej dziś rano będzie pan miał plan z powrotem pod warunkiem, że zwróci mi pan moje dwadzieścia pięć funtów.
Młody Apsley wlał do szklanki resztki koniaku i podniósł szklankę do ust. Oczy jego świeciły dziwnym blaskiem, a włosy zwisały nad czołem.
— Apsley robi na mnie wrażenie nienormalnego — rzekł przewodniczący. — Nie wolno nam pozwolić na tę grę, która robi wrażenie pojedynku. Nie ma mowy o zachowaniu przez strony przepisów grzeczności, obowiązujących w przyzwoitych klubach.
— Jestem tego samego zdania, panie prezesie. — rzekł Darley. — Zaraz pójdę...
Młody Apsley zdążył już chwycić karty w ręce:
— Trzymam bank, kto poniteruje? — woła dziwnym głosem przerywanym pijacką czkawką.
Na znak prezesa nikt z graczy nie ruszył się nawet z miejsca. Jedyny lord Lister odparł flegmatycznie.
— Zgoda mister Apsley — jeśli pan chce, daję panu rewanż.
— Mam nadzieję, mister Shaw. Widzę jednak, że jest pan sam. Wobec tego zagramy w kolory. Jeśli czerwony — moja wygrana, jeśli czarny pan wygrał.
— Jak pan chce, mister Apsley. — Stawiam dwadzieścia pięć funtów.
Otoczono ich kołem. Apsley potasował karty, dał przeciwnikowi do przełożenia. — Wyciągnął pierwszą kartę, dama kier! Apsley wygrał. Lord Lister wręczył mu pięć banknotów pięciofuntowych. Zainteresowanie wśród graczy wzrosło.
— Gramy dalej — rzekł Amerykanin. Te same warunki, co poprzednio. Podwajam stawkę.
Położył na stole pięćdziesiąt funtów sterlingów, Apsley wyciągnął kartę: as pik. Przegrał... Spojrzał na Amerykanina oczyma nabiegłymi krwią.
— Muszę wygrać... Muszę się zemścić... Odbiorę mu moje pieniądze i mój plan. Przecież nie jest czarodziejem! Jestem pewny, że oszukuje.
— Mister Shaw — zawołał głośno, tonem pogróżki.
— Czego pan chce? — zapytał Lister, — który zamierzał właśnie pożegnać się z towarzystwem — sądzę, że czas najwyższy udać się do domu?
— Nie mam ochoty. Chcę jeszcze grać. Mam zamiar wygrać od pana pieniądze, plan i wszystko.
— Wierzę panu! Ale do tego, potrzeba pieniędzy — odparł lord Lister obojętnie.
— Pan mi chyba pożyczy?... Kelner jeszcze whisky!
— O, nie — rzekł Amerykanin. — Muszę postępować ostrożnie. Słyszałem, że pański ojciec jest w przededniu bankructwa.
— A jednak muszę od pana otrzymać pieniądze, mister Shaw. Niech mnie pan wysłucha: dałem panu mój plan jako zastaw. Ponieważ sam jestem wynalazcą i posiadam wszelkie obliczenia mogę go w każdej chwili przerobić raz jeszcze. Mogę również otworzyć inny, daleko doskonalszy. Ile mi pan da, jeżeli panu plan ten sprzedam na własność?
Członkowie klubu spojrzeli po sobie ze zdumieniem. Nawet ci, którzy początkowo oburzali się na niego za niewłaściwe zachowanie, pełni byli teraz współczucia.
— Ależ to szaleństwo, Apsley — zawołał North.
— Jutro, gdy pan odniesie pieniądze, może pan odebrać swój plan z powrotem — zawołał przewodniczący.
Nikomu się nie śniło nawet, że autorem planu był inżynier Burton.
Apsley odsunął brutalnie swych przyjaciół na stronę.
— Ile mi pan da za ten plan, Mister Shaw?
— Wola człowieka jest święta — odparł lord Lister. — Niechże panowie zaprzestaną daremnych interwencyj. Pan Apsley jest pełnoletni i może dowolnie rozporządzać swoją własnością.
Lord Lister wyjął portfel.
— Oto tysiąc funtów, mister Apsley — rzekł do swego przeciwnika.
Zwrócił się do obecnych:
— Proszę, może się panowie zechcą przekonać czy suma ta się zgadza. Zważywszy, że przyjaciel nasz znajduje się w niezbyt trzeźwym stanie, uważam tę formalność za konieczną.
Darley i North przeliczyli banknoty.
— W porządku...
— Gramy więc — zawołał Apsley chwyciwszy chciwie banknoty.
— Jeśli pan sobie życzy, mogę trzymać bank — odparł Shaw z niezmąconym spokojem. — Proponuję panu podzielić te sumę na pięć stawek dwustufuntowych.
— Dobrze, gramy więc.
Obydwaj mężczyźni usiedli przy zielonym stole. Apsley grał przytomnie, mimo nieprawdopodobnej ilości wypitego alkoholu. Szczęście jednak nie sprzyjało mu. Znów przegrał wszystko.
— Hola! — zawołał. — Nie pozbędziesz się mnie tak łatwo przeklęty Amerykaninie. Okradłeś mnie! ograbiłeś! Zdjąłeś mi z pleców ostatnią koszulę. Poczekaj ja cię nauczę!
Zanim obecni zorientowali się do czego zmierza, wyciągnął z kieszeni rewolwer i wypalił.
Lord Lister, który spodziewał się tego ataku, zdążył szczęśliwie uskoczyć w bok. Kula utkwiła w ścianie.
Członkowie klubu rzucili się, aby obezwładnić szaleńca.
— Po raz pierwszy klub nasz stał się terenem podobnie gorszącej sceny — zawołał prezes klubu, z rozpaczą załamując ręce.
Apsley strzelił jeszcze dwa razy w powietrze, stłukł wspaniałe weneckie lustro i uciekł.
Członkowie klubu postanowili zawiadomić o zajściu Scotland Yard. Jedynie lord Lister zachowa! zimną krew.
— Panowie, pozostawcie tego człowieka własnemu losowi — rzekł. — Zapewniam was, że kara, która go spotka, będzie o wiele surowsza niż ta, którąby mu wymierzyły państwowe sądy. Nie dziwcie się memu postępowaniu. Zjawiłem się tu po to, aby odebrać młodemu Apsleyowi ukradziony plan łodzi podwodnej. Udało mi się to w zupełności. Spieszę oddać plan ten prawemu właścicielowi.
Oświadczenie to spotkało się z ogólnym aplauzem.
— Przez cały czas zastanawiałem się, w jaki sposób ten pędzi wiatr i hulaka, mógł znaleźć czas na opracowanie planu. — zawołał Darley.
Lister wymienił nazwisko inżyniera Burtona, jako autora planu. Mimo nalegań ze strony zaciekawionych mężczyzn nie chciał powiedzieć o nim ani słowa. Pożegnał się z wszystkimi i opuścił klub.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autorów: Matthias Blank, Kurt Matull i tłumacza: anonimowy.