[206]
Zioła.
Jak ten być musiał szczęśliwym człowiekiem,
Co w swej szlachetnej prostocie,
Wierny Bogu, wierny cnocie,
Na małém przestawał.
[207]
Odzian swych owiec wełną, karmiony ich mlekiem,
Pokarmém jego czerstwy chleba kawał,
Jego przysmakiem, jagoda pozioma,
Co własnemi zdjął rękoma.
Wszystko dawali przyjaźni Bogowie,
Miał pokój duszy, miał zdrowie;
Jeśli go kiedy chwilę ból uciskał,
Udał się do ziół, co liśćmi swojemi,
Skrywały wierzch ziemi,
Połknął ich kilka i zdrowie odzyskał.
Czemuż na tém nie przestał! Chciwość niezwalczona,
Pędzi go do ziemi łona,
Znajduje zgubny kruszec, dzwiga go na ziemię,
Z nim razem klęsk brzemie.
Odtąd szczęśliwość, pokój duszy stały,
Jak ptak oknem uleciały.
[208]
Po zniewadze Rodziców, po zabójstwach brata,
Przyszła i zdrowia utrata.
W boleściach i smutku,
Udaje się do swych ziół — nie czynią już skutku!
Tak ów bogacz nieszczęsny, z rozrzewnieniem powie,
Wy! zioła których balsamiczna siła,
Tylekroć moc mi wróciła
Wróćcie i teraz ukochane zdrowie!
Na to zioła — jękami poruszone twemi,
Radebyśmy dać zdrowie o któreś nas żebrał,
Lecz wiedz, że gdyś dla złota poruszył wierzch ziemi
Siłęś nam odebrał.