Zolojka/Tam w górze
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Zolojka |
Druk | Księgarnia św. Wojciecha. |
Miejsce wyd. | Poznań - Warszawa - Wilno -Lublin |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Wyszedłszy raz na przechadzkę, ujrzałem na skraju lasu rybaka, rozwieszającego między sosnami wery, t. j. skrzydła od żaków. Było to pięknem wrześniowem popołudniem.
Byłem jeszcze wtedy na półwyspie bardzo „młody” i zachowywałem się jak na lądzie. Tam mamy zwyczaj, przechodząc koło pracującego kmiotka, pozdrowić go życzliwem słówkiem i pogawędzić z nim chwileczkę, prorokując mu łaskawie z miną znawcy doskonałe zbiory, przeciw czemu on się naturalnie zastrzega, co jednak mało nas wzrusza, bo wiemy, że jeszcze nie było zbioru, z którego kmiotek byłby zadowolony.
Tak więc ja, spostrzegłszy rybaka, „łaskawie” go zagadnąłem, zacząłem wypytywać go o połów, wreszcie z tanią lądową życzliwością oświadczyłem mu, że „mówią”, iż połowy tego roku będą obfite.
— Może być, panie, ale —
Tu się naraz wyprostował, wielki, potężny w swem rybackiem ubraniu i w wysokich skorzniach, niby miedziany posąg w świetle słonecznem, podniósł rękę, i wskazując nią niebo, rzekł: — Tam w górze rozgrywać się będzie ta loterja, tam w górze! Cóż my wiemy? Będzie — jak da Bóg!
Ale — rybacy wierzą, że — Bóg da.
I to jest głęboko wzruszające, bardzo mądre i nadzwyczaj piękne.