<<< Dane tekstu >>>
Autor Joseph Conrad
Tytuł Zwierciadło morza
Wydawca Dom Książki Polskiej Spółka Akcyjna
Data wyd. 1935
Druk Drukarnia Narodowa w Krakowie
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Aniela Zagórska
Tytuł orygin. Mirror of the Sea
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
XXIV

W gruncie rzeczy bowiem wichura, która włada głosem tak potężnym, nie może się wypowiedzieć. To tylko człowiek odtwarza czasem w przygodnych słowach żywiołową wściekłość swego wroga. I tak utkwiła mi w pamięci burza, na którą składał się głęboki, dudniący ryk bez końca, światło księżyca i jedno wypowiedziane zdanie.
Było to w pobliżu tego drugiego przylądka, który jest zawsze pozbawiony swego określenia, jak przylądek Dobrej Nadziei pozbawiony jest swojej nazwy. Było to w pobliżu Hornu. Jeśli chodzi o wierne oddanie rozpętanej dzikości, niema jak sztorm w jasnym blasku księżyca na wysokich szerokościach.
Statek, ustawiony w dryf, chylił się przed olbrzymiemi błyszczącemi falami i połyskiwał wilgocią od pokładu do jabłek; jedyny jego podniesiony żagiel odcinał się, czarny jak sadza, na posępnym błękicie powietrza. Byłem wówczas bardzo młody i cierpiałem wskutek znużenia, zimna oraz nieprzemakalnego ubrania, które przepuszczało wodę wszystkiemi szwami. Zapragnąłem ludzkiego towarzystwa i zszedłem z tylnego pomostu aby stanąć u boku bosmana (człowieka którego nie lubiłem) w miejscu względnie suchem, gdzie w najgorszym razie woda sięgała tylko do kolan. Nad naszemi głowami przelatywały ustawicznie grzmiące wybuchy wiatru, usprawiedliwiając marynarskie powiedzenie: „Wali jak z armat“. I z tej to właśnie potrzeby ludzkiego towarzystwa rzekłem, a raczej krzyknąłem, stojąc bardzo blisko bosmana:
— Dmie że aż, aż, bosmanie!
Odpowiedź jego brzmiała:
— Uhm, a niech zadmie choćby trochę mocniej, wszystko pójdzie precz z pokładu. Póki się rzeczy trzymają to jeszcze pół biedy, ale jak je zacznie zmiatać, będzie źle.
Odcień przerażenia w wytężonym krzyku, istotna prawda tych słów usłyszanych przed laty od nielubianego człowieka, nadały sztormowi specjalny charakter.
Popatrzenie w oczy koledze, cichy szept w miejscu najbardziej osłoniętem, gdzie służbowa wachta skupiła się w gromadkę, wymiana znaczących pojęków przy spojrzeniu na podwietrzną stronę nieba, znużone westchnienie, gest wstrętu rzucony na pastwę nawałnicy stają się częścią burzy. Oliwna barwa huraganowych chmur wygląda szczególnie przerażająco. Zaś czarne jak smoła, poszarpane chmurzyska, biegnące z północno–zachodnim wichrem, oszałamiają zawrotną szybkością, która oddaje pęd niewidzialnego powietrza. Silna południowo–zachodnia wichura przeraża ciasnym widnokręgiem i niskiem, szarem niebem, jakby świat się zamienił w więzienie, gdzie niema spoczynku dla ciała i duszy. Bywają czarne szkwały, białe szkwały, szkwały z grzmotami i nagłe porywy wichru, które nadbiegają zupełnie niespodzianie; a w zakresie każdej z tych odmian wszystkie wiatry najzupełniej są różne.
Nieskończona jest rozmaitość sztormów na morzu, i wyjąwszy osobliwy, straszny, tajemniczy jęk, przewijający się niekiedy wśród ryków huraganu — wyjąwszy ten dźwięk niezapomniany, ponury, który brzmi jakby się wyrwał z udręczonej duszy wszechświata — to właściwie ludzki głos nadaje sztormowi piętno ludzkiej świadomości.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Joseph Conrad i tłumacza: Aniela Zagórska.