»Jan dr B... czy dr Jan B«?...

<<< Dane tekstu >>>
Autor Roman Zawiliński
Tytuł »Jan dr B... czy dr Jan B«?...
Pochodzenie Upominek. Książka zbiorowa na cześć Elizy Orzeszkowej (1866-1891)
Wydawca G. Gebethner i Spółka, Br. Rymowicz
Data wyd. 1893
Druk W. L. Anczyc i Spółka
Miejsce wyd. Kraków – Petersburg
Źródło Skany na Commons
Inne Cała część II
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
»JAN Dr. B... CZY Dr. JAN B«?...


Przed kilku laty wyczytałem w jednem z najpoważniejszych czasopism warszawskich w tym porządku wyrazów umieszczony pod artykułem podpis: Henryk dr. Biegeleisen. Uważając położenie tytułu akademickiego dr. między imieniem a nazwiskiem za pospolity błąd zecerski, byłbym może o tem zupełnie przepomniał, gdyby nie powtórne napotkanie tego samego zjawiska w tym samym tomie raz jeszcze w tekście, a drugi raz w spisie rzeczy. Niebawem w następnym tomie znalazłem: „Michał dr. Szymanowski, Teofil dr. Ziemba, Br. dr. Łoziński“. Trzy inne nazwiska autorów w podobny jak powyższy sposób opatrzone tytułem dr. po imieniu chrzestnem; w następnych zaś rocznikach, a zwłaszcza z roku 1885 i 1886 napotkałem podobny szyk wyrazów, nie kilka lub kilkanaście, ale kilkadziesiąt (przeszło 40), razy. Nie można było już wtedy wątpić, że się tu ma do czynienia, nie z błędem zecerskim, ale ze świadomą siebie, chociaż na błędnej asocjacji opartą, wolą autorów, czy redakcji.
Proces psychiczny, jaki się tu odbył, jest bardzo prosty. Mówimy często, a piszemy zawsze: Wojciech hr. Dzieduszycki, Aleksander hr. Przeździecki, Stanisław ks. Lubomirski, Roman ks. Sanguszko, to jest, piszemy zawsze skrócone czy pełne tytuły: hrabia (hr.) książę (ks.) między imieniem chrzestnem, a nazwiskiem. Nie podobieństwo istoty, ale podobieństwo formy, zwłaszcza w skróceniu (hr. a dr.), stawia na równi A. hr. B. i A. dr. B., bez głębszego wniknięcia w rzecz samą, bez zbadania takiego tych wyrazów szyku, który ma w pierwszym razie swą podstawę historyczną i gramatyczną, w drugim zaś nie ma żadnej, przez co logicznie i gramatycznie jest niewłaściwy.
Nazwiska polskie szlacheckie na ski i cki pochodzą, jak wiadomo, przeważnie od miejscowości, których dziedzicem była rodzina; jako pochodne wyrazy, na mocy przyrostka i znaczenia pierwotnego są one przymiotnikami. Dziedzice Gruszczyna n. p. zwali się panami (t. j. właścicielami) Gruszczyńskimi; dziedzice Łysakowa, Łysakowskimi; dziedzice Szczepanowa, Szczepanowskimi i t. d. I dziś jeszcze nie rzadko daje się słyszeć z ust ludu na zapytanie: „Kto przyjechał?“ odpowiedź: „To pan Sufnarowski“ — w znaczeniu dziedzic Sufnarowej, chociaż nazwisko jego brzmi zupełnie inaczej i często się kończy nie na ski i cki, ale — niestety! — coraz częściej na baum, gold lub münz... Kiedy w wieku XVI tytuły „hrabiów cesarskich“ albo jak wówczas mówiono „grabiów“ do nas zawitały, a wraz z niemi i posiadłości rodzin hrabskich podniesiono do godności hrabstw, — pisali się n. p. Leszczyńscy (nie „panami“ już, ale) „hrabiami“ na Lesznie; Tęczyńscy, „hrabiami“ na Tęczynie; Kmitowie „hrabiami“ na Wiśniczu i t. d. w podobny sposób jak Radziwiłłowie pisali się książętami na Ołyce i Nieświeżu; Sanguszkowie książętami na Zasławiu i t. p. Michał hr. na Lesznie tytułował się tedy Michałem hrabią Leszczyńskim; Jan hr. na Tęczynie, Janem hr. Tęczyńskim i t. d. Jeżeli nazwisko jakie stało się już własnością rodziny przed otrzymaniem tytułu, n. p. Górka, Kmita, wtedy, naturalnie, tytuł z wymienieniem hrabstwa następował nawet po nazwisku. Nazwisko jest tedy w stosunku do imienia chrzestnego, czy do godności i tytułu, objaśniającym przymiotnikiem („przydawką“ po gramatycznemu) i tego charakteru przydawki nie powinniśmy zatracać mimo licznych nazwisk rzeczownikowych, tak swojskich, jak i obcych.
Przypatrzmy się teraz: co za znaczenie mogłoby mieć zestawienie takie: Jan dr Lipski, Michał dr. Wrocławski, Wojciech dr. Halski i t. p. Analogicznym sposobem dr Jan hr. Tęczyński nic innego oznaczać nie może, jak tylko to, że panowie Jan, Michał, Wojciech i t. d. otrzymali akademicki stopień doktora, jeden w Lipsku, drugi we Wrocławiu, trzeci w Halli i t. p. Czyż nie mówimy n. p.: „on ma doktorat hajdelberski, wiedeński, paryski“, podobnie jak: „on ma hrabstwo tarnowskie, łańcuckie, wiśnickie“ i t. p? Jakże jednak rozumieć podobne zestawienie, jak: Wł. dr. Wicherkiewicz, albo Albert dr. Zipper?
Tu już brak konsekwencji i sensu wychodzi jaskrawo na jaw i przekonywa dobitnie, że takie zestawienie, a raczej szyk tych wyrazów jest zupełnie niewłaściwy.
Przedewszystkiem pamiętać wypada, że tytuły: książę, hrabia, baron są rodzinne i przechodzą na potomków w dalekie pokolenia, stając się integralną i nierozerwalną częścią nazwiska, bez względu na to, czy je nosi Jan, Władysław czy Tomasz. Błędny tedy jest odwrotny sposób pisania: ks. A. A. (zamiast A. ks. A.) lub hr. Z. Z. (zamiast Z. hr. Z.) ale zupełnie uzasadniony dr. B. B. (nie B. dr. B!) bo tytuł ten, chociaż równie zaszczytny, osobistą pracą i nauką zdobyty, służy tylko osobie, która go uzyskała, a więc osobie tylko tego imienia i nazwiska, bez przechodzenia na potomnych.
Rzeczy to nie nowe, i dla wielu zapewne i dziś nie obce; ale, że zatrata świadomości mogłaby przynieść uszczerbek językowi i pozacierać właściwości szyku pewnych wyrazów, uważam więc za obowiązek zwrócić na to uwagę ogółu.

Kraków.Roman Zawiliński.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Roman Zawiliński.