Ślady epoki tak zwanej archaiczno-mykeńskiej we wschodniej Galicji
Dane tekstu | ||
Autor | ||
Tytuł | Ślady epoki tak zwanej archaiczno-mykeńskiej we wschodniej Galicji | |
Wydawca | Towarzystwo Numizmatyczne | |
Data wyd. | 1901 | |
Druk | W. L. Anczyc | |
Miejsce wyd. | Kraków | |
Źródło | Skany na Commons | |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI | |
| ||
Indeks stron |
Dr KAROL HADACZEK.
ŚLADY EPOKI TAK ZWANEJ ARCHAICZNO-MYKEŃSKIEJ WE WSCHODNIEJ GALICYI.
Jak rzadko który kraj, może Galicya wschodnia poszczycić się bogactwem archeologicznych zabytków z tak zwanej epoki przeddziejowej.
Wspaniała grota «Werteba» w Bilczu Złotem z niezrównaną obfitością pomników, wielkie cmentarzysko w Czechach koło Brodów (XII-VII wieku przed Chr.), okazały skarb złoty z Michalkowa (VIII do VI w. przed Chr.), duży skarb srebrny z Zalesia podolskiego (V–VII w. po Chr.), — oto są najdonioślejsze świadectwa zamierzchłych wieków, pomniki, które wykazują, że ziemia ta od najdawniejszych czasów była zamieszkałą przez ludy, gęsto rozsiedlone, dążące ciągle do postępu, otaczające się nieraz niezwykłym przepychem.
Na początku tego szeregu pomników stoją monumentalne jaskinie bilczeskie, które na dnie zamykają cały dorobek jednej z najwspanialszych faz cywilizacyjnych południowo-wschodniej Europy. Wszystkie trwale pomniki zdolności twórczej jednej cząstki jakiegoś narodu są tu jakby w muzeum zebrane. Ten moment nadaje całej grocie niezwykle archeologiczne znaczenie.
Skarbnicę tę uzupełniają całkiem podobne pomniki, znajdywane na miejscach dawnych osad. Ślad osady tej samej ludności znalazł Ossowski w Bilczu, w miejscu, gdzie dziś stoi dwór książąt Sapiehów, inną osadę tego samego plemienia znalazł Kirkor w Wierzchniakowcach, inne istniały na miejscach dzisiejszej Wygnanki, Wasilkowiec, Szczytowiec, Horodnicy naddniestrzańskiej, Zieleńcza podtrembowelskiego wogóle badania obcych i naszych archeologów doprowadziły do odkrycia jednej, nieprzerwanej, bogatej cywilizacyi, której centra obejmowały dorzecze Dniestru, Dniepru, dzisiejszą Bukowinę i Rumunię. Jeden szczep ogromny, podzielony na mnóstwo plemion musiał zamieszkiwać szmat wschodniej Europy od Karpat po Dniepr, lub może dalej. Śmiało twierdzić można, choć archeologowie rosyjscy na te zabytki uwagi jeszcze nie zwrócili, że cywilizacya ta graniczyła z Morzem Czarnem, na północy zaś występuje ona jako słaby import w Czechach (pow. brodzki) i Mokrzyszowie, równocześnie z odmienną cywilizacyą nadbużańską – już północną. Tak więc wspaniała linia szkicuje się dla ustalenia chronologii pomników przedhistorycznych wschodniej Europy. Tylko potrzeba systematycznych badań odkopaliskowych tego rodzaju, jakie ja przeprowadziłem częściowo na Grabarce niesłuchowskiej.
Ludność ówczesna mieszkała osadami, mieszczącemi się na wyniosłych wzgórzach, zazwyczaj oblanych wodą, lub okolonych przynajmniej z trzech stron moczarami, w chatach o planie kwadratowym lub prostokątnym, niewątpliwie z drzewa zbudowanych, a otynkowanych niebieloną gliną. Jak wyglądało ognisko tych chat, czy mieściło się ono wewnątrz izby, czy po za nią pod otwartym niebem, na to muszą dać jasną odpowiedź przyszłe wykopaliska.
W czasie zeszłorocznych prac ziemnych, wykonanych kosztem hr. Mieczysława Borkowskiego na «Hańczarysze», tak nazwanym lanie leżącym opodal Mielnicy, miałem sposobność przekonania się, że obok planów chat, znajdywały się jamy 2–3 m. głębokie, zasypane dziś szczątkami cywilizacyjnemi. Jaki był tych jam użytek, trudno mi na pewne orzec, gdyż wskutek niepomyślnych warunków pracy na terenie glinkowym przerwałem badania.
Osad takich w Galicyi wschodniej jest już bardzo wiele znanych, więcej ich czeka jeszcze odszukania. Nowe, bogate znalazłem w zeszłym roku w Kapuścińcach, Filipkowcach, Uściu biskupiem, Mielnicy, Wolkowcach, Kudryńcach, Dźwinogrodzie – wszystkie położone w najdalej na wschód wysuniętym zakątku Galicyi.
Lecz archeologia nowoczesna szuka zazwyczaj osad i cmentarzysk. Tem lepiej jest dla nauki, jeśli zdoła się znaleść osadę i należące do niej cmentarzysko, dopiero wówczas bowiem odsłania się wielka rozmaitość cech cywilizacyjnych, na podstawie których można snuć pewniejsze wnioski o tym szczepie, który mieszkał w danej okolicy.
Jak więc chował swych zmarłych ów lud, po którym są znane tak charakterystyczne osady i tak liczne? Na to pytanie prehistorycy nasi nie dali dotychczas odpowiedzi. Atoli faktem niezbitym jest, że obok osad nie wskazano jeszcze cmentarzysk, z drugiej zaś strony jest pewnikiem, że w pojedynczych odgałęzieniach jaskiń bilczeskich znaleziono stosunkowo poważną liczbę szkieletów ludzkich. Nasuwa się więc słuszny wniosek, że pieczary bilczeskie, a niewątpliwie podobnych jest na Podolu więcej, służyły owym ludziom, po których pozostały gęste osady, za cmentarzyska. Tam zaciągano zmarłych, tam otaczano ich owemi naczyniami wspaniałemi, których zbiór najokazalszy ma pałac bilczeski.
Przypuszczenia Ossowskiego, że jaskinie owe były mieszkaniami i że szkielety ludzkie pochodzą od ludzi przypadkiem jakąś katastrofą w podziemiach zaskoczonych, napotykają na wielkie logiczne trudności. W jaskini natrafiono w ostatnich czasach «na kilka narzędzi i paciorków wyrobionych z czystej miedzi(?)», prócz tego znaleziono dzidę żelazną, nadto są ślady, że groty te zaciekały w czasach przedhistorycznych tak samo, jak obecnie, i że mieszkańcy wykładali dno groty, po którem chodzili, drzewem. Ta podłoga miejscami spaliła się zupełnie, miejscami pozostała nietkniętą i zachowała się do dzisiejszej epoki. To wszystko zmusza mnie do przypuszczenia, że jaskiniowe cmentarzysko bilczeskie było w późniejszych czasach, może już historycznych, odwiedzane przez ludzi, którzy wnieśli do niej ową miedź i grot żelazny i zakładali owe pomosty z drzewa. Oni też rozrzucili zapewne w niektórych miejscach butwiejące szkielety zmarłych i dary im złożone uszkodzili.
Cywilizacya tych osad i tej groty-cmentarza jest jeszcze nawskróś neolityczną, jakkolwiek już wysoko rozwiniętą, gdyż na miejscach badanych osad znajdywano dotychczas tylko narzędzia krzemienne, jednak obok dłutowanych także gładzone. Jak okoliczność ta dla chronologicznego określenia tych zabytków jest nader ważną, tak nie przedstawia ona typowych objawów owej cywilizacyi.
Istotną jej cechą, odrębnem, jednolitem i najbardziej charakterystycznem znamieniem jest malowana ceramika, której potłuczone okazy zalegają wszystkie miejsca osad, a wydobywane dziś na wierzch przez plugi, w czasie uprawy pól, proszą się, by na nie zwracano uwagę, zbierano i czytano znaki, które na sobie noszą.
Naczynia te sporządzone są, jak się zdaje, przy pewnej pomocy koła zduńskiego z dobrze wyszlamowanej gliny, następnie pięknie wygładzone i silnie wypalone tak, że przeważnie przybrały kolor blado-czerwony, w końcu pokryte z zewnątrz, często zaś także na wewnętrznej stronie barwną dekoracyą. Do nakładania ornamentów użytą jest zazwyczaj tylko barwa ciemnoczerwona, której resztki odkryłem w małym garnuszku znalezionym w Kapuścińcach. Na naczyniach niektórych miejscowości pojawia się malowanie wykonane barwą brunatną i żółto-białą – wogóle ceramika ta pojedynczych osad jest rozmaitą i po nagromadzeniu znacznej ilości okazów będzie można przedstawić powolny jej rozwój i różnice lokalne.
Ten sposób zdobnictwa przypomina żywo technikę naczyń greckich z doby archaiczno-mykeńskiej, a podobieństwo to, które wpadło w oko najpierw uczonym obcym, nie jest przypadkowe, lecz ma silną podstawę w analogicznym charakterze użytych motywów dekoracyjnych, tudzież w innych cywilizacyjnych objawach.
Tu i tam jest esowata spirala cząstką stałego repertoaru i zaczyna się zawsze od brzeżka naczynia, a zwój piękny tworzy w pośrodku brzuśca; tu i tam ukazuje się tak zwany motyw «des laufenden Hundes», tam już dokładnie ukończony, tu jeszcze w swej formie pierwotnej, nie zawsze jasnej lecz takiej, że może być uważanym za zaczątek meandru i innych ciągłych ornamentów. Rzeczywisty meander odkryłem w zeszłym roku na naczyniach osady leżącej obok Kudryniec.
Niedokładne próby rozetki, swastyki, linia falista, geometryczne motywy, powstające z wielokrotnego kombinowania linii prostych, są w ceramice wschodnio-galicyjskiej codziennym zjawiskiem i przypominają żywo motywy ceramiki mykeńskiej.
Również jednakowa swoboda kierowała tu i tam ręką zduna-malarza. Barwa, nałożona w szerokich pasach, lub cienkich, delikatnych liniach, znalazła rozmieszczenie na całych naczyniach: na uszkach, brzegach, wnętrzu, spodkach, z taką igraszką, a zarazem taką gracya, że istotnie podziwiać musimy wielki wybuch artystycznej zdolności pierwotnych ludów świata greckiego i południowo-wschodniej Europy.
W chodnikach środkowej części jaskini bilczeskiej odkryto w ostatnich czasach naczynia malowane, na których oprócz zwykłych ornamentów linearnych przedstawione są postacie zwierząt, jak lisa, wiewiórki i jelenia. Świat więc zwierzęcy rozszerza tutaj, podobnie jak na wazach mykeńskich, zapas motywów z tą odmianą, że dawny mieszkaniec wschodniej Europy uznał godną przedstawienia małą ilość zwierząt z pośród tych, które go otaczały, podczas gdy horyzont wyobrażeń artysty mykeńskiego był szerszym, obejmował świat zwierząt lądowych, morskich, a także świat roślinny.
Nie mniejszą osobliwością odznaczają się formy naczyń. Wprawdzie nie dostrzegamy tutaj tej rozmaitości kształtów, która cechuje nawet archaicznomykeńską ceramikę, mimo to może ona wykazać się kilku kształtami bardzo wydoskonalonemi. Najosobliwszem naczyniem, znanem z wielu osad i z grot bilczeskiej, jest ciekawy typ dwu naczyń złączonych w jedną całość, przypominający dzisiejsze binokle, typ, nazwany przez p. Władysława Przybysławskiego «dwojniakiem» i uznany za typowy okaz grobowcowej ceramiki, do którego miano przywiązywać pewne symboliczne znaczenie. I rzeczywiście możnaby dopatrywać się w nim pewnej symboliki, gdyby analogiczne kształty nie były mi skądinąd znane. Otóż każde pojedyncze naczynie tego dwojaka jest całkiem podobne do charakterystycznych naczyń podstawkowych (sostenia), znajdywanych we Włoszech w grobach, pochodzących z epoki X–VII w. przed Chr. Są nawet pewne ślady, że ten typ podstawki, służącej do podtrzymywania wywrotnych naczyń, był znanym także w Grecyi w epoce mykeńskiej i następującej po niej dobie panowania stylu geometrycznego. Bez wątpienia odgrywały także wschodnio-galicyjskie naczynia binoklowe w codziennem życiu rolę podstawek pod miseczki i dzbanuszki o denkach wypukłych. Tak więc nawet pod względem kształtów łączy się malowana ceramika wschodnio-galicyjska z ceramiką południowo-europejską i wykazuje pewne powinowactwo.
W Galicyi pojawiają się w tem kole pomników początki plastyki takiej samej, jaką jest pierwotna plastyka mykeńska. Tutaj należą prymitywne figurki, ulepione niezdarnie, lecz bez wątpienia szybko palcami z gliny, i wypalone, przedstawiające nagą kobietę, mężczyznę i rozmaite zwierzęta swojskie i dzikie. Figurki te są często malowane lub wciętemi ornamentami pokryte. Na posażkach kobiet, naprzykład, są uwydatnione sznurki naszyjników; zazwyczaj jeden węższy, otaczający ciasno szyję, drugi zaś spadający długim łańcuszkiem na pierś; przez pierś mężczyzny przebiega linia, która pas oznacza.
Obok tej plastyki wolnej, uzmysławiającej wszystko żywe, które zajmowało człowieka pierwotnego – jego towarzysz, towarzyszka i cały dobytek – odgrywa ważną rolę w tem kole pomników także plastyka tektoniczna. W Bilczu znaleziono w grocie narzędzia domowego użytku, wyrobione misternie z kości, które mają główkę ozdobioną głową wolu lub innego zwierza. Ten ornament wiąże je także ściśle z wyrobami pierwotnej mykeńskiej cywilizacyi.
Te wszystkie analogie i podobieństwa razem wzięte świadczą dobitnie o jednej, szeroko rozprzestrzenionej, wschodnio-europejskiej, przeważnie neolitycznej cywilizacyi, która około trzeciego tysiącolecia przed Chrystusem miała swe ogniska nad Dnieprem, Dniestrem, w Malej Azyi, w Grecyi i jej archipelagu. Cywilizacya ta znalazła w drugim tysiącoleciu najdoskonalszy wyraz w bujnej, przeważnie bronzowej, fazie mykeńskiej, której w latach 1300-1000 położyły kres wędrówki Dorów i innych plemion greckich.