Śmierć Janosika (fragment)

<<< Dane tekstu >>>
Autor Kazimierz Przerwa-Tetmajer
Tytuł Śmierć Janosika
Pochodzenie Poezye I
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1905
Druk W. L. Anczyc i Spółka
Miejsce wyd. Warszawa, Kraków
Źródło skany na Commons
Inne Cały tom I
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Śmierć Janosika.
Fragment.

Szumnie radzą liptowscy panowie
Na stołecznym domu w Mikułaszu,
Jakoby im dostać Janosika,
Janosika, dobrego zbójnika,
Który panów łupi, biednym daje,
Woły nędznym kupuje wieśniakom,
Mierzy sukno od buka do buka,
A nikomu żywota nie bierze.

Jedni z nich chcą uzbroić ziemiaństwo,
Ku straszliwej zbójnikowi hańbie,
Drudzy króla poprosić o wojsko,
Żeby całe osaczyć podgórze.[1]

Ale żupan świętojański mówi:
»Wszystko to już nieraz probowano,
Szli ziemianie, wojsko i hajducy,

Probowano, ale wżdy nadarmo.
Pierwej chwycić niedźwiedzia za kudły,
Z podkrzywańskich wywlec ciemnych lasów;
Pierwej w biegu Wag zatrzymać wartki,
Albo wicher stłumić południowy:
Nim w okowy spętać Janosika,
Nim powstrzymać jego orle chody,
Nim przytłumić jego moc zuchwałą.
Siedm lat ssał on niedarmo pierś matki:
Chwyci buka do potężnych ramion,
Jak wyrywa dziewczyna konopie,
Tak on wyrwie z korzeniami buka.
Chwyci kamień do potężnej dłoni,
Kamień duży, jako siedm głów ludzkich,
Kiedy sznurem obwiąże go silnie,
Rzuci w okno strzelistego zamku,
Choćby okno było jak wierch smreka,
Wpadnie kamień, on wejdzie po sznurze.
Koła młyńskie on hamuje ręką,
Jak dziecinny wiatraczek na wodzie.
Kiedy skoczy, dwie jodły uchwyci,
Dwie ku ziemi zegnie jodeł głowy.
Kozy w biegu chwyta w ostrych turniach,
Kiedy krzyknie, wodę w stawach mąci,
A ciupagą gdy uderzy w skałę,
Na dwie piędzi głęboko ją wcina.
Przytem stoi w czarnej zmowie ze złem.

Ni się szabla, ni kula go imie,
Szabla po nim spełznie bez obrazy,
Jako pióro jastrzębia po lodzie;
Kula odeń odbije się lekko,
Jako szyszka limbowa od skały.
Jego topór niewiedziony ręką,
Rąbie, kogo rąbać mu rozkaże,
A gdy zechce czarownik, to w oczach,
Jak mgła górska stopi się i zniknie.
Nie pojmać go żadną siłą ludzką.
Myślę tedy, że najlepiej będzie
Tysiąc jasnych dukatów przeznaczyć,
Kto go zdradą pozbawi żywota,
Albo zdradą w nasze wyda ręce«.
Tak w stołecznym domu w Mikułaszu
Świętojański żupan mówił: a to
Jednogłośnie uchwalą panowie.
Wnet rozpuszczą wieść szerokim światem,
Że kto życia zbawi Janosika,
Albo zdradą wyda go w ich ręce,
Tysiąc jasnych otrzyma dukatów.


∗                              ∗

Szumi cicho w Koprowej dolinie
Ciemna woda pośród czarnych smreków.
Miesiąc schodzi na krzywańskie turnie

Sieje srebro po limbowych kiściach,
Włóczy cienie po urwiskach skalnych.
W lesie huczy watra na polance.
Smrek zrąbany iskrzy się i pryska,
Bucha ogniem pod koronę lasu,
Iskry sypie na ciemne powietrze,
Dymem w Krzyżne liptowskie się niesie.
Tam dwunastu leży koło watry,
I trzynasty tam leży Janosik.
Mają oni wszyscy strój bogaty,
Strój bogaty, mundur przeparadny.
Mają czapki na głowach baranie,
Czarne czapki wązkie i wysokie,
Okręcone sznurkami perełek,
Jasnych szkiełek i kostek bielutkich.
Mają złotem naszyte kabaty,
Nabijane srebrem mają pasy,
W ciżmach spodnie białe cyfrowane,
Szafirowym, szerokim lampasem,
A Janosik ma spodnie czerwone,
Cyfrowane złotolitym sznurkiem.
Mają mundur, mają strój bogaty:
Strzelby długie oparli o drzewo,
Powcinali w długi tram ciupagi,
Pistolety im sterczą z za pasów
I kończyste noże w trzonkach z drewna
O trzech kulkach miedzianych na końcu.

Pieką oni całego barana,
Flaszki z wódką z torb zwydobywali,
Przepijają do siebie nawzajem
W ciemnym lesie w Koprowej dolinie.
Gra na kobzie Gajdoś, o smrek wsparty,
A Janosik słucha, na mchu leżąc,
Słucha, patrzy na Krzywań wysoki,
Kędyś w zmroku ginący przypastnym,
Krzywań głuchy, chmurny i posępny.
Leżąc na mchu, na leśnej polance,
Wsparł na dłoni ogorzałe lico,
Patrzy w Krzywań, duma... O czem dumasz
Janosiku, śnie przekraśnych dziewcząt?
Czyli dumasz o białym kastelu,
Kędy złota leżą ciężkie wory?
Czyli dumasz o lewockiej bramie,
Gdzieś wyrąbał regiment żołnierzy?
Czyś w Krzywaniu zakochał się ciemnym,
Co zaczepia gwiazdy na swych barkach,
Bierze światło miesiąca na stopy
I na niebie senną głowę spiera?
Czyś zakochał się w tym szumie leśnym...








  1. Te dwanaście wierszy są dosłownym przekładem z Záborského, poety słowackiego.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Kazimierz Przerwa-Tetmajer.