Św. Jacek/Na Litwie i Rusi

<<< Dane tekstu >>>
Autor Władysław Staich
Tytuł Św. Jacek
Podtytuł Pierwszy Ślązak w chwale błogosławionych
Wydawca Księgarnia i Drukarnia Katolicka Sp. Akc.
Data wyd. 1934
Druk Księgarnia i Drukarnia Katolicka Sp. Akc.
Miejsce wyd. Katowice
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Na Litwie i Rusi

Czasu pracy na Pomorzu, dochodziły Świętego wieści, że duchowieństwo niemieckie, mające swoją siedzibę w Rydze i przeznaczone do nawracania pogańskich Litwinów, nie spełnia należycie swojego zadania, a zakon krzyżacki, postępuje z Litwinami podobnie, jak postępował z Prusami, których, w imię zagłady pogaństwa, niszczył i mordował. Na Litwie panował natedy kniaź Mendog, człek zarówno światły, jakoteż przebiegły, ale żyjący w pogaństwie. Pragnąc koniecznie pozbyć się uciążliwej opieki i krwawego apostolstwa Krzyżaków, a równocześnie utrzymać w swoich ręku rządy kraju i przychylność niechętnego chrześcijaństwu ludu, zaczął Mendog podstępnie rozgłaszać, że przyjmie wiarę chrześcijańską, skoro papież przyśle mu królewską koronę. Gwoli temu ochotnie przyjął św. Jacka, o którego osobie niewątpliwie wiele słyszał.
Św. Jacek, nie zważając na podstępne zamierzenia Mendoga, skwapliwie skorzystał z jego gościnności i gorliwie zabrał się do pracy. Osiadłszy w Trokach, kędy natedy była stolica państwa, skierował św. apostoł wszystkie swoje wysiłki ku stworzeniu tamże osobnego biskupstwa, obsługiwanego przez duchowieństwo polskie.
Owocem długich zabiegów św. Jacka, sięgającego niewątpliwie wszędzie, gdziekolwiek można było cośkolwiek uzyskać, było wreszcie przeznaczenie na pierwszego biskupa Litwy jego wychowanka i towarzysza apostolskich wędrówek, brata Wita, wyświęconego przez gnieźnieńskiego arcybiskupa Pełkę roku 1253. Bp. Wit, członek krakowskiego zgromadzenia, zapewne razem z Jackiem przybyły na Litwę, i do chwili swego wyniesienia tam pracujący, doskonały znawca miejscowych stosunków i mąceń krzyżackich, które później opisał, natchniony apostolskiemi zapałami Jacka, zabrał się gorliwie do pracy.
Świadectwem gorliwości bpa Wita, oddającego się całą duszą świętej sprawie apostolstwa, może być owa wielka zaciekłość, jaka przeciw niemu niedługo po objęciu rządów biskupich wybuchła. Oto, jak zapisały stare roczniki, „zaciętego serca poganie, napadli na bpa Wita, który srodze pobity, z biskupstwa i Litwy wygnany, wrócił do Krakowa, gdzie zapowiedziawszy braciom godzinę swojego zgonu, Roku Pańskiego 1269 szczęśliwie Bogu ducha swojego oddał”.
W rzeczywistości, więcej niż pogańska zaciekłość działały tutaj knowania Krzyżaków, dla których osoba biskupa-Polaka nie była wygodną i którzy na Litwie mącili jeszcze bardzo długo, albowiem do ostatecznego nawrócenia kraju przyszło dopiero za Władysława Jagiełły. Jednakowoż pamięć Jackowej działalności zachowała się pośród Litwinów długo, czego dowodem pomnik,[1] jaki mu postawiono w Wilnie r. 1430.
Kijowowi, stolicy ruskich kniaziów, poświęcił św. Jacek pracy najwięcej. Uważał bowiem, że tutaj należy stworzyć bardzo żywotny ośrodek misyjny, zarówno dla zwalczania pogaństwa, jakie jeszcze natedy utrzymywało się nawet w samym Kijowie, jakoteż dla postawienia zapory przeciw odszczepieństwu, które przyszło z Carogrodu, a w Kijowie znalazło silne oparcie. Świadom ważności zadania, jakie należało tutaj spełnić, stanął św. Jacek pod murami Kijowa jeszcze w r. 1228[2] w towarzystwie nieodstępnego brata Godyna, oraz innych braci, którzy przyszli w pomoc z krakowskiego i sandomierskiego zgromadzenia.
W Kijowie kniaź Włodzimierz wdzięcznie przyjął św. Jacka, oddając mu w posiadanie kościół oraz klasztor, leżący „na Padole“, a zbudowany jeszcze ongiś przez Benedyktynów, apostołujących w Kijowie po św. Brunonie. Przyczyną hojności kniazia miało być cudowne uleczenie córki, ślepej od urodzenia, a uzdrowionej przez św. Jacka, który zyskiwał sobie coraz więcej wzięcia, albowiem znowu jakaś bogobojna niewiasta złożyła na jego ręce sutą ofiarę, za którą mógł łatwo przeprowadzić stosowne przebudowy w dawnym klasztorze, dla pomieszczenia swego zgromadzenia, zebranego przeważnie z nawróconych popów.
Rzuciwszy podwaliny pod przyszłą placówkę dominikańską w Kijowie, zostawił św. Jacek dalsze prowadzenie rzeczy braciom, a sam podążył do Krakowa, skąd doszły go wieści o śmierci ukochanego stryja bpa Iwona, zmarłego we Włoszech, którego zwłoki miano sprowadzić do kraju. Bracia wywiązali się z powierzonego sobie zadania dobrze. Dominikańskie zgromadzenie rosło. Zasilali je głównie nawróceni popi, którzy zdejmowali swoje czarne „rjasy“ a przywdziewali białe habity. Zaniepokoiło to jednak duchownego władykę Cyryla, który wymógł na słabym kniaziu Włodzimierzu, że tenże Dominikanów z Kijowa wygnał. Wygnani bracia poszli oczywiście szukać swojego wodza, Jacka, który przyrzekał, że do Kijowa jeszcze powróci. Okazało się jednak, że wracać nie było można długo, albowiem bezpośrednio potem wynikły na Rusi zamieszki i Kijów przechodził ciągle z rąk do rąk.
Św. Jacek, przykładający wiele wagi do kijowskiej placówki, musiał czekać sposobnej chwili. Nie mitrężył jednak czasu na próżnem oczekiwaniu. Równocześnie bowiem gorliwie apostołował, zakładając nowe zgromadzenia w Przemyślu, Lwowie i Haliczu, które miały być tem, czem są dla idącego naprzód wojska zostawiane w tyle zbrojne załogi. Tymczasem nadeszła sposobna pora powrotu. Jacek ze swoją drużyną wkroczył znowu do Kijowa i na „Padole“ zatętniło nowe życie. Krótka jednak była radość braci i ludu. Oto bowiem pod koniec 1240 r. podeszły pod Kijów przednie straże Tatarów. Klasztor Dominikanów wystawiony był na pierwszy ogień.
Wedle starego podania św. Jacek, odprawiający właśnie natedy Najśw. Ofiarę, spokojnie dokończył nabożeństwa, a kiedy pierwsze natahy tatarskie zjawiły się u wrót kościelnych, ujął Najśw. Sakrament, aby go unieść w miejsce bezpieczne. Wówczas posłyszał z ołtarza głos: „Synu Jacku, a mnie zostawujesz?“ Wzruszony tą skargą, dobywającą się z posągu Najśw. Marji Panny, trzymając w jednej ręce eucharystycznego Jezusa, drugą ręką ujął postać Jego Matki i z obu świętościami szczęśliwie uszedł do Halicza.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Władysław Staich.
  1. Ów pomnik, ongiś drewniany, a dopiero od r. 1901 śpiżowy, przedstawia Świętego w postaci dojrzałego męża, przybranego w dominikańskie szaty i dzierżącego w jednej ręce Najśw. Sakrament, a w drugiej posąg Najśw. Marji Panny. W takiej zasię postaci widziano Jacka w Kijowie, dokąd wielokrotnie zachodził i skąd Najśw. Sakrament, oraz cudowną figurę Matki Bożej przed Tatarami unosił.
  2. Stare podanie mówi, że Jacek po przybyciu do Kijowa skierował pierwsze swe kroki ku wyspie, oblonej wodami Dniepra, a zwanej Trochanowo, kędy przechowywano stare bożyszcze pogańskie Peruna. Ponieważ atoli żaden z przewoźników nie chciał Świętego przewieźć, poszedł św. Jacek ku owemu bożyszczu po falach rzeki. Przyszedłszy na miejsce, jak głosi dalej podanie, podniósł Święty swoją pielgrzymią laskę i rzekł do zdumionych jego cudownem przejściem pogan: „Jeśli ten bałwan oprze się sile mojej laski, tedy uwierzę, że jest Bogiem: jeśli jednak moja laska skruszy to zbutniałe drzewo, tedy poznacie ducha kłamstwa i musicie wierzyć w Boga mojego, którym jest Jezus Chrystus.“ To powiedziawszy, uderzył Święty bałwana laską i bałwan w proch się rozsypał, a z prochu wyskoczył szatan, którego Jacek w Dnieprze utopił, jak dopowiada znowu stare malowidło krakowskiego kościoła dominikańskiego.