Żniwo (Fraszka dla Prusa)

<<< Dane tekstu >>>
Autor Marya Konopnicka
Tytuł Ludziom i chwilom
Podtytuł II. Żniwo
Pochodzenie Poezye wydanie zupełne, krytyczne tom VI
Wydawca Nakład Gebethnera i Wolfa.
Data wyd. 1915
Druk G. Gerbethner i Spółka
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Indeks stron
II. ŻNIWO.
FRASZKA DLA PRUSA[1].


............
Jeszcze na twoje żniwo czas,
Kwiat jeszcze na twej grzędzie;
A dziś już kłopot jest wpośród nas:
— Co kiedyś będzie!?

Kosiarzy trzaby z wiosek trzech —
Kto wie, czy jeszcze stanie —
Żeby skosili i płacz i śmiech
Na twoim łanie.

Ten jeden wyrósł w jasny kwiat,
Ten drugi w bujne kłosy;
Więc to tam pola tęgi szmat
Zajmą pokosy.

Lecą już pieśni w ranny czas,
Skowronek im pomaga:
Wyciąga Maciek w przecudny bas,
A w dyszkant — Jaga.

Wnet zagra pole brzękiem kos,
Ostrzonych w takt u brusa;

Pytają ludzie: — Co to? — My w głos:
— Żniwo u Prusa! —

Co tam dwojaków będą nieść
Dziecięta w modre ranki!
Co Magda klusek musi gnieść,
Co lać maślanki!

Zaśby pogody jasnej trza
Choć z tydzień, z dwa tygodnie,
Żeby na garściach kośba nam ta
Przeschnęła godnie.

Cudneż to będą one dnie
Dla ptactwa i dla zwierza!
Aż głucho, jak to zwabi się
Skróś odwieczerza!

Tuż świt upuszcza tęcze z rzęs
Na uroszone łany,
Tuż zarży źrebak i udrze kęs,
Chociaż spętany.
............
Więc trzeba dziewek znowu rój
Z grabiami słać z chałupy,
By ten użątek kłosisty twój
Zgrabić na kupy.

Trza do powróseł bab choć sto,
Średniaków choć z półkopy!
Bo czemże będą związywać to
Żniwo we snopy? —

Zaś ekonomski trza mieć łeb,
By zliczyć do gromady
Mendle i kopy; bo lada kiep
Nie da z tem rady!


I sam ekonom się za dwóch
Zapoci tam, chudzina!
Co zliczy kopę, a weźmie niuch,
Zmyli — i znów zaczyna.

Teraz-że trzeba złotych dni,
Żeby to oschło z rosy;
Bo kiedy burza błyska i grzmi,
Czernieją kłosy.

A toćby szkoda była nam
Każdego bochna chleba;
Więc dajem na mszę: proboszcz tam
Jest bliżej nieba.

Już odsygnował pięknie dziad,
Już organ nam przygrywa...
Wzdychają baby, w nadobny ład
Idzie wotywa.
............
Setnyby musiał wóz być on,
We cztery tęgie konie,
Coby miał zabrać wszystek ten plon
Na twym zagonie!

Trza podawaczy choćby dwóch
U każdej stawiać kopy,
I to wybierać, który jest zuch
Pomiędzy chłopy!

Na wozie takoż tęgi drab,
A i ten skipi pracą...
Tu nie poradzi nijaki cap,
Ani ladaco!

Trzaby, jak perłę, wybrać dzień,
Nie zbytni żar gorąca,

Żeby lekuchnych obłoków cień
Ugaszał słońca.

Tu się rozlegnie śmiech i ruch,
Trzaskanie chłopiąt z biczy;
Przepiórka leci i roni puch,
A derkacz krzyczy.

Bab na pograbki wyszła moc,
Grabiska aże dzwonią...
A dzikich gęsi sznur się pod noc
Skrzykuje błonią...

Ubywa kopic, kipi pot,
Przez złotą kłosów chmurę
Błyskają widły; już snopy w lot
Zapchały furę.

Trzeszczą półdrabki, rośnie stóg,
Piętrzy się góra złota...
Chłop z wozu krzyczy: — Dość! Dalibóg
Wywalę wrota! —

Tak lecą radzić, kto tam żyw,
Ten to, a drugi owo...
A my, gromada, na taki dziw
Aż kręcim głową.

— A to ci z Prusa tego tuz:
Co snopów ma w swym plonie!
Toć nie zabierze tego i wóz
We cztery konie! —

Nicea, 21 grudnia 1896 r.







  1. Wiersz na dwudziestopięciolecie pracy literackiej Prusa w r. 1896 do zbiorowego numeru ówczesnego »Kuryera Codzien.«, (1897, nr. 1).





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Maria Konopnicka.