Życia Zacnych Mężów z Plutarcha/Dyon
<<< Dane tekstu >>> | ||
Autor | ||
Tytuł | Dyon | |
Pochodzenie | Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym | |
Wydawca | U Barbezata | |
Data wyd. | 1830 | |
Miejsce wyd. | Paryż | |
Źródło | Skany na Commons | |
Inne | Cały tekst | |
| ||
Indeks stron |
Dyonizyusz tyran Syrakuzy pojąwszy w małżeństwo Arystomachę, siostrę Dyona, nie tylko dla powinowactwa, ale przez wzgląd na wszystkie przymioty, które się w nim wydawały, w wielkiem go miał poważeniu; atoli monarchy jedynowładnego przyjaźń nie skaziła bynajmniej duszy prawego obywatela. Ściśle się trzymając prawideł cnoty, brał ją za cel wszystkich spraw swoich. Co aby tym doskonalej uiścił, gdy Platon wezwany był od Dyonizyusza do Syrakuzy, ścisłą z nim przyjaźń zabrał, i ile tylko mógł zyskać sposobności, uczęszczał do rozmów jego, i z nich czerpając naukę, utwierdzał się coraz bardziej w cnotliwych przedsięwzięciach. Poznawszy Platon chęć szczerą w młodym naówczas Dyonie, tym chętniej udzielał rad i nauk, im więcej obiecywał sobie po takowym uczniu, który stanem znakomity, mógł wielce być zdatnym ojczyźnie swojej.
Z przyrodzenia miał umysł wspaniały i mysi wzniesioną, niechętnie więc cierpiał jarzmo, lubo spowinowaconego z sobą Dyonizyusza. Zagrzany rozmowami Platona gardzić począł rozkoszą, dostatkami i królewskiego dworu okazałością, a chcąc i samego Dyonizyusza na drogę prawą naprowadzić, wymógł na nim, iż Platona mówiącego słuchać będzie. Stanął na zawołanie przed królem Platon, i w obszernej mowie powstawał przeciw jedynowładności i tyranom, dowodząc, iż nie mus i gwałtowność, lecz cnota prawdziwą szczęśliwość przynosi. Wyrazy Platona przekonały i wzruszyły słuchaczów, ale nie Dyonizyusza. Urażony zbyt szczerem prawdy wyobrażeniem, pytał go z gniewem, po co do Sycylji przybył? « Ażebym poczciwego człowieka znalazł, odpowiedział Platon. » Z tego co mówisz, rzekł tyran, wnieść można, iż mniemasz, żeś go jeszcze nie znalazł.
Przytomni rozmowie bali się o Platona i wyprawili go z Sycylji, ale Dyonizyusz kazawszy do siebie przywołać Pollisa Spartańczyka, w którego towarzystwie miał płynąć, prosił, iżby go w drodze zabił, albo przynajmniej zaprzedał w niewolą. Jakoż twierdzą niektórzy, iż dał się nakłonić Pollis, i Platon przedany był Eginetom, ale o tem dowodnej pewności nie masz.
Zbywszy się niemiłego gościa Dyouizyusz, lubo wiedział o ścisłej z nim przyjaźni Dyona, nie pokazywał, iżby go to obrażać mogło; równych więc, jak przedtem, doznawał dla siebie względów, i był wysłanym w poselstwie do Kartaginy. Tam gdy według żądania Dyonizyuszowego to co miał w poruczeniu, sprawił, tak sobie ujął serce tyrana, iż nad zwyczaj swój nie miał mu za złe, chociaż niekiedy i zbyt wolnie w przytomność i jego mówić odważył się. Te zaś rozmowy najczęściej ściągały się do poprawy rządów i uszczęśliwienia poddanych, zbyt jarzmem uciśnionych.
Niezwykłą tyranom śmiercią, po długiem panowaniu, chorobą strawiony zakończył życie Dyonizyusz, a syn tegoż nazwiska nieprawie nabytej władzy zostawszy następcą, gdy radę zgromadził, zabrał głos Dyon : i kiedy inni starali się ujmować pochlebstwem młodego pana, on odrzuciwszy podłość, wręcz dał poznać obowiązki jego. A że się obawiano najścia Kartagińców, upewnił, iż wysłany do Kartaginy potrafi wojnie zabieżeć, a jeźliby do niej przyszło, sam swoim kosztem pięćdziesiąt zbrojnych okrętów przystawi.
Zdziwiony takową umysłu wspaniałością Dyonizyusz z żywem uczuciem oświadczył wdzięczność, ale podła dworskich rzesza, przestraszona ziemi dla siebie skutki, gdyby mąż cnotliwy zyskał ich pana zaufanie, tyle sprawiła sztucznemi podstępy, iż powzięty szacunek ku Dyonowi coraz bardziej zmniejszać się począł, a z nim zaufanie i przyjaźń, którą był zpoczątku młody król do niego zabrał. Odstręczając go więc od rozmowy z cnotliwym Dyonem, wynajdowali sposoby, któremiby go zabawić mogli, i słabiąc dość dobre w pierwiastkach chęci, rozkoszą i wszelkiego rodzaju zbytkami, zniszczyli w umyśle jego prawie wszystkie prawidła obyczajności i cnoty.
Zapatrywał się z niezmierną boleścią na takowy nierząd Dyon, a chcąc ile możności zabieżeć złemu, szukał sposobów, któremiby mógł oczy otworzyć uiudzonemu na zgubę swoję młodzieńcowi. Ale nadaremne były starania jego. Strzeżony był ze wszech stron tyran, a jeźli kiedy przystępu Dyonowi strażnicy przeszkodzić nie mogli, skoro odszedł, tłumaczyli na złe wyrazy jego, i tyle nakoniec dokazali, iż się sprzykrzyły Dyonizyuszowi rady, które od niego odbierał. Strzegł się więc z nim rozmowy : usilność Dyona brał za natręctwo, jedynie do tego dążące, iżby sam pod jego imieniem udzielnie rządził.
Nie zrażał się oziębłością, a zatem i złem przyjmowaniem, a mniemając, iż może rozmowy Platona nakłonią ku dobremu umysł niezupełnie jeszcze skażony, wymógł na Dyonizyuszu, iż go do siebie wezwał.
Dał się użyć żądaniom monarchy Platon, nie dla tego, iżby w podróży dobre mienie i względy zyskał, ale ludzkość jedynie była mu do tych nawiedzin powodem. Przekonany albowiem, iż dobroć monarchy uszczęśliwia poddanych, podjął się przez wzgląd na Syrakuzany, naprowadzić ich rządcę na tór cnoty, z którego zwiedli go byli, jak twierdził Dyon, pochlebcy jego.
Skoro tylko do portu Syrakuzy przypłynął Platon, zastał czekający na siebie królewski powóz, i na nim wprowadzony, z taką radością był przyjęty od króla, iż na podziękowanie za szczęśliwą podróż i przybycie jego, uroczyste czynił bogom ofiary.
Zdawało się, iż uskutecznione były żądania Dyona, gdy młody monarcha czas znaczny na rozmowie z Platonem przepędzał, złe towarzystwo od siebie oddalił, zbytków zaprzestał, zgoła dawał poznawać wszystkim odmianę postępków swoich. Ale nie długo trwały porywcze chęci : sprzykrzyły się albowiem rozmowy i napominania. Przystąpili zrazu odrzuceni pochlebcy, i tyle wymogli na lekkowiernym, iż Dyona jako buntownika, zmawiającego się z Kartagińcami, na wygnanie skazawszy, do Włoch nieodwłócznie zawieźć i tam na ląd wysadzić rozkazał. Wkrótce potem odesłał Platona, i pozbywszy się tych dwóch przykrych strażników, rozpuścił tak dalece wodze żądzom, iż stał się wkrótce nieznośnym poddanym swoim.
Wymógł to był na tyranie Platon, iż wygnanemu Dyonowi pieniądze i sprzęty, które był zostawił, odesłał. Mogąc więc uczciwe życie prowadzić, udał się do Aten, i tam trawił czas na ćwiczeniu się w naukach i rozmowie z uczonymi ludźmi. Odwiedził różne kraje, a czas podróży łożąc użytecznie, przypatrywał się rządom i zwyczajom; tak zaś dogadzać umiał tym, z któremi przestawał, iż będąc w Sparcie, nie zabiegając o to, zyskał powszechnym okrzykiem tamtejsze obywatelstwo.
Szacunek powszechny, który sobie zjednał w Grecyi Dyon, wzbudził bardziej jeszcze przeciw niemu gniew Dyonizyusza : zakazał więc wydawać czynszów, które mu z dóbr jego przesyłano. Nie dość jeszcze mając na tem, żonę jego Aretę, a siostrę swoję, oddał w małżeństwo Tymokratowi.
Dotąd znosił cierpliwie prześladowania Dyonizyusza Dyon. widząc nakoniec, iż już żadnej nadziei poprawienia tyrana nie było, przedsięwziął wyzwolić ojczyznę z jarzma, gorszego jeszcze nad to, w którem pod ojcem jego zostawała.
Odwodził go od takowego przedsięwzięcia Platon, obawiając się iżby jemu tej wojny nie przypisywano; ale przybyły z Syrakuz Pseuzyppus gdy opowiedział Dyonowi, jako obywatele tamtejsi na niego, jako przyszłego wybawiciela obrócili oczy, i czekają tylko, rychłoli się na ich czele ukaże; zaczął czynić zaciągi. Nie chcąc jednak czynić rzeczy otwarcie; używał przyjaciół, i nazbierawszy dość znaczną liczbę żołnierzy, nakazał stawić się w Zacyncie. Gdzie gdy przybył, zastał ośmset ludzi dobranych i sposobnych ku rozpoczęciu tego, co czynić zamyślał. Gdy przyszło wsiadać na okręty, zrazu wstręt okazywali, w tak małej kwocie porywać się na ludne i wzmocnione twierdzami Syrakuzy; ale gdy im przełożył mieszkańców tamtejszych dolegliwość, a zatem chęć wydobycia się z jarzma, które ich gnębiło, oświadczyli, iż go nie odstąpią, i wsiedli z ochotą na przygotowane okręty.
Po dwunastodniowej żegludze przybyli do portu Sycylji, zwanego Pachynum; i choć przestrzegali żeglarze o następującej burzy, a przeto radzili tam się czas niejaki zatrzymać, wolał się jednak poddać na niebezpieczeństwo Dyon, niż tak blizko nieprzyjaciela wysiadać. Mocą wiatrów zapędzony do Afryki, tam naprawiwszy skołatane okręty, zwrócił się ku Sycylji, i piątego dnia stanął w porcie Minoj miasta, należącego do Kartagińczyków. Przypadek zdarzył, iż rządca tamtejszy Synalus zdawna był ścisłą przyjaźnią z nim złączony; skoro się więc o przyjeździe jego dowiedział, przyjął wdzięcznie i opatrzył w to wszystko, czego tylko mu jeszcze nie dostawało do uskutecznienia podjętej wyprawy.
Nie był naówczas przytomnym w Syrakuzie Dyonizyusz, wyprawił się był do Włoch z okrętami swojemi. Dopomogła wielce takowa niebytność Dyonowi; śpieszył więc jak najprędzej do stolicy od tyrana upuszczonej. Gdy się zbliżał do Agrygentu, dwieście tamtejszej jazdy złączyło się z nim, miasto Gela otworzyło bramy : i gdy wieść o zbliżeniu jego przyszła do Syrakuzy; Tymokrat, który był siostrę Dyonizyusza a małżonkę niegdyś Dyona pojął, dał znać o tem królowi, sam zaś wzmacniał mury miejskie, i pilne miał na to baczenie, iżby przyjaciele Dyona nie wzbudzili ludu do buntu.
Przybliżał się tymczasem ku stolicy Dyon. Na hasło wolności łączyły się z nim ze wszystkich stron zbiegłe tłumy Sycylijczyków : a gdy pod samo miasto podstąpił, ujrzał przybranych w szaty białe wychodzących naprzeciw sobie tamtejszych obywatelów, którzy go z radośnemi okrzyki wśród siebie wiedli : inni zaś rzucili się na przyjaciół Dyonizyusza i nieprawe jego domowniki, między któremi pierwszy Tymokrat uniósł życie wczesną ucieczka; a obiegając okolice, przybycie Dyona gdy wszędzie ogłosił, dopomógł jeszcze bardziej do uskutecznienia zamysłu, gdyż się zewsząd do niego pospólstwo uradowane nadzieją uwolnienia kupiło.
Wszedłszy w miasto ogłosić kazał, iż nie z innego powodu do ojczyzny powraca, jak żeby ją z jarzma tyranji oswobodził. Wstąpił zatem na wzniosłe miejsce, iżby od wszystkich tym snadniej był słyszany, i potwierdzając ustnie, co wprzód był obwieścić przez woźnych rozkazał, wzbudził współziomków, iżby swobodę, którą zyskali, nienaruszoną zostawili i podali w czasy potomne następcom swoim. Okrzyki powszechne obwieściły ich żądania, a wielbiąc wybawiciela swojego, mianowali go wraz z bratem jego Megaklem najwyższemi wodzami, nadając im zupełną władzę. Nie inaczej przyjąć ją chciał Dyon, tylko z tym dokładem, aby mu przydali dwudziestu towarzyszów z pośród siebie wybranych, a w tych liczbie znajdowało się dziesięciu, którzy z kraju od Dyonizyusza wygnani, wraz z Dyonem do niego powrócili.
Jeszcze była w dzierżeniu tyrana twierdza Epipolis; zdobył ją Dyon, i wypuściwszy na wolność zamkniętych w niej więźniów, wzmocnił, i ludem z sobą przybyłym ku straży osadził.
Siódmego dnia przybył morzem Dyonizyusz, i osiadł w zamku, który dotąd był w jego dzierżeniu : słał zatem posły do Dyona, chcąc go na swoję stronę skłonić : ale odpowiedź odebrał, iż jeżeli ma jakowe żądania, nie do niego, lecz do ludu udać się powinien. Uczynił tak Dyonizyusz, i oświadczył łatwość zmniejszenia podatków i uskutecznienia żądań, byle tylko przy władzy po ojcu na siebie spadłej zostać mu dopuścili. Ale z wzgardą obrzucone były takowe żądania, a Dyon imieniem ludu kazał powiedzieć Dyonizyuszowi, iż nie wprzód wysłuchanym zostanie, aż pierwej ty ranią złoży, a wtenczas dopiero sam mu do tego dopomoże, iż uczciwe opatrzenie zyska. Przestał i na tem Dyonizyusz, żądając iżby przysłani byli do niego niektórzy z obywatelów, z któremiby ułożył i zawarł następną ugodę. Ale skoro ci, których wysłano do niego, przyszli, zatrzymał ich, a tymczasem wyprawił ludzi swoich przeciw twierdzy, którą był wprzód Dyon opanował.
Niespodziewane było najście, i byłby ją zapewne zdobył, gdyż pierwsza straż pierzchnęła, ale żołnierze, których był Dyon z sobą przywiódł, mając go na czele, z wielką klęską odparli nieprzyjacioły, i ledwo się reszta w zamku, gdzie przebywał Dyonizyusz, schroniła. W potyczce Dyon ranionym został : trwał jednak do końca, a otrzymawszy wśród samego miasta tak znaczne nad nieprzyjacioły zwycięztwo, zasilił umysły Syrakuzanów pewną nadzieją przyszłego uwolnienia.
Gdy więc Dyonizyusz nie miał już sposobu utrzymania się przy swojej władzy, czyli z własnego przekonania, czyli chcąc podać w nieufność u pospólstwa Dyona, pisał do niego, iż jemu, jako powinowatemu i mającemu tak wielkie w ojczyźnie zasługi, gotów odstąpić władzy swojej, byleby dawny stan rzeczy w Syrakuzie przywrócił. List ten kazał w zgromadzeniu ludu czytać Dyon, i gdy mniemał, iż odrzucając ofiarę tyrana, tym bardziej o stateczności umysłu swojego wszystkich przekona, omylił się w zdaniu swojem. To samo, co go usprawiedliwić miało, w oczach płochego ludu uczyniło podejrzanym. Spowinowacenie z Dyonizyuszem, bogactwa, zasługi nakoniec które miał, stały się pozorem trwożliwości obywatelów, iżby zamiast zniesienia tyranji, nie zamienili tylko osobę.
Utwierdził jeszcze takowe podejrzenia powracający z wygnania Heraklid. Zdawna on nienawidził Dyona, a widząc, iż się wziętość jego znacznie u ludu zmniejszyła, powziął nadzieję być po nim następcą. Przywiódł z sobą siedm galer zbrojnych, i właśnie wtenczas wszedł do portu, gdy powtórnie w zamku Syrakuzańskim Dyonizyusz był oblężonym. Przyjazd jego ucieszył lud, i zjednał mu powszechną miłość, zwłaszcza gdy tak znaczne posiłki z sobą przywiódł. Wkrótce więc jednostajnemi głosy wodzem sił morskich był uczyniony. Że się to z krzywdą Dyona działo, objawił żal swój, i tyle wymógł, iż nadanie władzy morskiej Heraklidowi odwołane zostało. Ale dość na tem było Dynowi, iż lud uznał krzywdę, którą mu był uczynił i wymówiwszy łagodnie Heraklidowi podstęp, wiódł go z sobą do zgromadzonego ludu, i sam do dzierżenia władzy na morzu przywrócił.
Chcąc uwolnić z oblężenia Dyonizyusza Filistus namiestnik jego, znaczną liczbę okrętów uzbroił i podstąpił pod Syrakuzy; ale gdy przyszło do bitwy, zwyciężony życie utracił, i wszystkie okręty na zdobycz zwycięzcom poszły. Co widząc Dyonizyusz, słał posły do Dyona składając władzę, byle mu tylko uczciwe opatrzenie wyznaczone było; ale lud pragnąc go dostać i mieć w swoich ręku, odrzucił ze wzgardą takowe żądania i prośby.
Znalazł sposób Dyonizyusz wymknąć się z twierdzy, w której dotąd był oblężony; a że na okręty, któremi uszedł, bogactwa swoje zabrał, wina tyrana ucieczki i uwiezionych skarbów jedynie padła na Heraklida, który mając władzę nad okrętami, nie dość pilnie strzegł portu, z którego zbiegły tyran na morze wyszedł. Potrafił jednak usprawiedliwić się i oczyścić przed ludem, a trwając w statecznem przedsięwzięciu przeciw Dyonowi, ujmował wszystkich sobie ludzkością i darami, tym skuteczniej, iż Dyon z przyrodzenia surowy i ponury, nie umiał sobie powierzchnością serc zyskać.
Najwierniej stali przy Dyonie ci których był z sobą sprowadził, cudzoziemscy żołnierze. Tych gdy na swoję stronę nakłonić chciał Heraklid, przestrzegli sami Dyona o takowym podstępie, i wziąwszy między siebie zaprzysięgli mu wierność, i nieodstępną choćby z utratą życia, obronę. Ale iż ich liczba była mała, gardzili niemi Syrakuzanie, i zabierało się do boju. Dyon go wstrzymał, i swoich od morderstw odwodząc, kazał tylko powierzchownie czynić niby do bitwy przygotowanie, tak zaś samą postacią groźną zastraszył Syrakuzanów, iż się z pośpiechem na stronę rozbiegli, a on wyszedłszy ze swojemi z miasta, udał się do Leontynów.
Szydzili z trwożnych żołnierzy swoich mieszkańcy Syrakuzy, ci nie mogąc znieść takowej wzgardy poszli w pogoń za Dyonem; ale gdy ten dognany zwrócił przeciw nim ludzi swoich, jeszcze z większym, niż przedtem, pośpiechem uciekli.
Przyjęty był ze czcią i uszanowaniem Dyon od Leontynów, i gdy u nich bawił, przybyli do niego z wielką skwapliwością wysłani z Syrakuzy posłowie, oznajmując iż tyran miasta część opanował, i resztę zapewne posiędzie, jeźli on ich powtóre z jarzma wyzwolić nie raczy. Wyznawali błąd swój, i zaufani w miłości, którą miał ku ojczyznie, składali w jego ręku jej los i ostatnią swoję nadzieję.
Szedł z nimi do zgromadzonych Leontynów i ze łzami tak mówił : « Przyjaciele, którzyście mnie z takową dobrocią przyjęli, i wy wierni towarzysze moi, jeżeli ma zginąć ojczyzna, nie mogąc jej ratować, sam z nią zginąć gotów jestem. Do was więc się udaję, abyście ją dźwignęli z upadku. Jużeście to raz zdziałali : powtórzcie na prośbę wodza i spółtowarzysza, to godne waszego męztwa i wspaniałości umysłu dzieło. Nie dajcie się uwodzić dawną, którąście powzięli ku Syrakuzanom, nienawiścią, a choćby ta i sprawiedliwą była, pamiętajcie, iż bogowie sowicie nagradzają chwalebne czyny; pamiętajcie i o tem, iż ten sam Dyon, który was w złym razie wspierał, teraz o pomoc i ratunek ojczyzny swojej prosi. »
Skoro mówić przestał, powstały zewsząd okrzyki żołnierzy, aby ich wiódł z sobą. Przyłączyli się niektórzy z Leontynów, i gdy się zbliżył ku miastu, gęste dymy okazywały, iż w ogniu płonęło. Przedarł się przez gruzy i rozwaliny, a napadłszy na rabujących żołnierzy tyrana, tak żwawą z nimi wszczął bitwę, iż ponieśli wielką stratę, i z przywódcą swoim Nypsem ledwo do zamku uszli.
Poznali natenczas błąd swoj Syrakuzanie, i przepraszając Dyona, stawili przed nim Heraklida, iżby winną zdradzie i podstępom swoim karę odniosł. Ale nie chciał kazić zemstą zwycięztwa swojego chwały, i wolno go do domu puścił. Tak łaskawe i niespodziewane obejście nie przyniosło skutku, jakiego się darujący spodziewał.
Oswobodzony Heraklid zamiast wdzięczności, większą jeszcze przeciw dobroczyńcy nienawiść powziąwszy, rozsiewał dawne baśnie, strasząc sroższem jeszcze Syrakuzanów jarzmem, niż było przeszłych tyranów, i znalazł lekkowiernych, którzy łącząc się z nim spoinie, czuwali na zgubę Dyona. Że jeszcze Dyonizyusz utrzymywał się w Syrakuzie, przypisywali to niechętni jego porozumieniu się z Dyonem; że zaś właśnie w tym czasie mniej szczęśliwą zwiodł bitwę z Farraxem, rozsieli wieść, iż to umyślnie uczynił, aby sobie łatwiej do najwyższej władzy drogę usłał.
Gdy się to działo, przybyły Syrakuzanom posiłki od Lacedemończyków : wojsko, które ich okręty na brzeg wysadziły, miało na czele swoim doświadczonego wodza Gesyla. Ten poznawszy stan rzeczy, chciał przywieść do zgody Heraklida z Dyonem, a nie dowierzając zwrotnemu tamtego umysłowi, oświadczył się, iż nie ścierpi tego, iżby kto na Dyona powstał, i krzywd jego dochodzić będzie.
Nie widząc żadnej nadziei posiłku i wsparcia zostawieni w zamku namiestnicy Dyonizyusza, poddali go nakoniec Syrakuzanom. Apolikrates syn Dyonizyusza, zabrawszy z sobą matkę i siostry ze skarbami, które tam zachowane były, udał się do ojca. Miły to był Syrakuzanom widok patrzeć się na oddalające z kraju ostatki pokolenia tyranów.
Wszedł zatem Dyon do opuszczonego zamku, i zastał w bramie Arystomachę wdowę, siostrę starego Dyonizyusza, która Aretę niegdyś małżonkę jego z synem z niej spłodzonym prowadziła. Przyjął ją wdzięcznie, i ucałowawszy syna odesłał do domu. Sam zaś łupy na tyranie zdobyte dzieląc między spólników wyprawy swojej, sobie nic prawie nie zostawił.
Całe zatem staranie obrócił na ustanowienie w powstałej Rzeczypospolitej dobrego rządu. Zasięgał w tej mierze zewsząd rady, a najbardziej od Platona, i byłby uskutecznił żądanie swoje, gdyby się był mógł przymilić ziomkom. Nie mógł jednak przezwyciężyć wrodzonej ponurości, która czyniła wstręt przyzwyczajonym do pochlebstwa i ulegania. Gdy więc wszystkich starań używał do wprowadzenia karności i porządku, nie zastanawiając się na szczerych chęciach, coraz większą do niego brali nieufność, i trwali w fałszywem podejrzeniu, iż choć zniósł tyranią, istoty jej dla siebie w pierwszeństwie skrycie pragnął. To było przyczyną nakoniec śmierci jego : gdy bowiem dokonawszy dzieła, w spoczynku używać zaczynał zyskanej prac swoich nagrody, zdradą niejakiego Kalippa w własnym domu, wśród przyjaciół i powinowatych, którzy go ratować nie śmieli, zabity został.