Życie Buddy/Część druga/XVIII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Życie Buddy |
Podtytuł | według starych źródeł hinduskich |
Wydawca | Wydawnictwo Polskie |
Data wyd. | 1927 |
Druk | Drukarnia Concordia Sp. akc. |
Miejsce wyd. | Poznań |
Tłumacz | Franciszek Mirandola |
Źródło | Skany na commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Po krótkim pobycie w Sravati uznał Mistrz za właściwe wrócić do Radżagrihy, gdzie nań czekał król Visambasa.
Spoczywając w pół drogi w jednej z wiosek, zobaczył idących ku sobie siedmiu mężczyzn. Poznał ich, byli to bowiem krewniacy jego, Anurudha, Bhadrika, Brigu, Kimbilla, Devadetta i Ananda, najznakomitsi i najbogatsi z pośród Sakjów, siódmy był balwierz i zwał się Upali.
Anurudha powiedział sobie pewnego dnia, że hańbą jest dla rodu Sakjów, iż żaden z jego członków nie przyłączył się do Błogosławionego, i postanowił dać dobry przykład. Zwierzył się z tem przyjacielowi Bhadrice, który go pochwalił i przyrzekł naśladować. Ananda, Bhrigu, Kimbilla i Devadetta zostali przekonani o wyższości stanu zakonnego przez dwu pierwszych. Siedmiu książąt ruszyło tedy do Buddy. Zaledwo jednak opuścili mury Kapilavastu, rzekł Ananda do Bhadriki:
— Jakże to chcesz, Bhadriko, wieść żywot zakonny, a nie pozbyłeś się nawret klejnotów swoich?
Zarumienił się Bhadrika, ale spojrzawszy na Anandę, spostrzegł, że i on posiada ozdoby, odparł tedy:
— Zacznij od siebie, Anando! Ananda spłonął także rumieńcem.
Patrzyli na siebie zakłopotani wielce, potem spuścili oczy, nie wiedząc co czynić, gdy spostrzegli przechodzącego balwierza, Upalę.
— Weź sobie klejnoty moje, balwierzu! — rzekł Ananda.
— I moje też! — dodał Bhadrika. Wręczyli klejnoty balwierzowi, który pojąć nie mógł z jakiego powodu nie znający go bliżej książęta zasypują go darami. Dumał czy przyjąć czy odmówić.
Anurudha zrozumiał to wahanie i rzekł mu:
— Możesz śmiało przyjąć te klejnoty. Idziemy do wielkiego ascety z rodu Sakjów, do Sidharty, który został Buddą. Nauczy nas on prawa swego i żyć będziemy wedle jego przepisów.
— Zaliż, o książęta, macie zamiar zostać zakonnikami? — spytał balwierz.
— Tak! — odparli.
Wziął klejnoty i poszedł ku miastu, ale przystanął zaraz i jął rozmyślać:
— Postąpiłem, jak szaleniec. Któż uwierzy, że książęta zasypali mnie tem bogactwem? Powiedzą żem złodziej, a może nawet morderca! Co najmniej zaś ściągnę na siebie nienawiść rodu Sakjów. Nie chcę tego daru! — to rzekłszy, zawiesił klejnoty na przydrożnem drzewie i jął dalej rozmyślać. — Dużo okazali odwagi książęta, opuszczając pałace swoje i dali dobry przykład! Czyż więc miałbym ja, który wobec nich jestem niczem, zostać dalej w sklepiku moim? Nie. Pójdę ich śladem! Stanę przed Buddą, a może mnie też przyjmie w poczet uczniów swoich!
Szedł zdala, nie śmiejąc przystąpić do książąt, ale Bhadrika obejrzał się przypadkiem, ujrzał Upalę i przywołał go.
— Czemuż to, balwierzu, wzgardziłeś klejnotami naszemi? — spytał.
— Dlatego, — odparł — że i ja chcę zostać mnichem.
— Chodź tedy razem z nami! — rzekł Bhadrika.
Ale Upali trzymał się w tyle, a widząc to, rzekł mu Anurudha:
— Idź w jednym szeregu z nami, Upalo. Cnota tylko i lata służby czynią pewne pomiędzy mnichami różnice. Gdy staniemy przed Błogosławionym, musisz nawet pierwszy prosić go o przyjęcie do zakonu.
Przez to dowiedli książęta, że porzucili rodową dumę Sakjów.
Szli dalej, gdy nagle spadł z powietrza jastrząb na głowę Deyadetty. Spostrzegli w tej chwili, że ma we włosach diament. Znaną była próżność jego i wszyscy się uśmiechnęli. Jastrząb porwał klejnot, Devadetta nie miał go już, ale towarzysze zadali sobie pytanie, czy wiara krewniaka jest szczerą.