Życie Henryka Brulard/Rozdział XIX

<<< Dane tekstu >>>
Autor Stendhal
Tytuł Życie Henryka Brulard
Wydawca Bibljoteka Boy’a
Data wyd. 1931
Druk Drukarnia Zakładów Wydawniczych M. Arct, S.A.
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Tadeusz Boy-Żeleński
Tytuł orygin. Vie de Henri Brulard
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


ROZDZIAŁ XIX

Ojca mego skreślono z listy podejrzanych (co przez dwadzieścia jeden miesięcy było jedynym celem naszych ambicyj) 21 lipca 1794, przy pomocy pięknych oczu mojej ładnej kuzynki Józefiny Martin.
Bawił wówczas dłużej w Claix. Moja niezależność zrodziła się, jak wolność miast włoskich w VII wieku, ze słabości moich tyranów.
W czasie nieobecności ojca, udawałem, że idę pracować na ulicę des Vieux-Jesuites w naszym salonie, gdzie od czterech lat nie postała niczyja noga.
Myśl ta, zrodzona, jak wszystkie wynalazki, z potrzeb chwili, miała ogromne korzyści. Popierwsze, szedłem sam na ulicę de Vieux-Jesuites, o dwieście kroków od domu dziadka; powtóre byłem tam zabezpieczony od wtargnięcia Serafji, która, u dziadka, w momentach gdy była wścieklejsza niż zwykle, wpadała przeglądać moje książki i plondrować w papierach.
Czując się spokojny w cichym salonie, gdzie znajdował się piękny mebel wyhaftowany przez matkę, zaczynałem pracować z przyjemnością. Napisałem komedję, zdaje mi się Pan Piklar.
Z pisaniem czekałem zawsze na moment natchnienia.
Poprawiłem się z tej manji aż późno. Gdybym ją był przepędził wcześniej, byłbym skończył komedję o panu Letellier, którą zawiozłem pod Moskwę i co więcej, odwiozłem z powrotem (i która znajduje się w moich papierach w Paryżu). Głupstwo to bardzo upośledziło ilość moich prac. Jeszcze w r. 1806 czekałem na natchnienie aby pisać. Przez całe moje życie, nigdy nie mówiłem o rzeczy którą byłem przejęty: najmniejszy zarzut zraniłby mi serce. Stąd nigdy nie mówiłem o literaturze. Przyjaciel mój — wówczas bardzo bliski — Adolf de Mareste (urodzony w Grenobli około r. 1782), napisał do mnie do Medjolanu, aby mi wyrazić zdanie o Życiu Haydna, Mozarta i Metastazja. Nie domyślał się wcale, że ja byłem the autor.
Gdybym był mówił, około 1795, o moim projekcie pisania, ktoś rozsądny byłby mi powiedział: Pisz pan codzień przez dwie godziny, z natchnieniem czy bez. Ta rada pozwoliłaby mi spożytkować dziesięć lat mego życia, głupio zmarnowane na czekanie natchnienia.
Wyobraźnia moja zużywała się na przewidywanie złego, jakie mi czynili moi tyrani i na przeklinanie ich; z chwilą gdy byłem wolny, w salonie matki, miałem swobodę palenia się do czegoś. Namiętnością moją były: medale odlewane w gipsie. Przedtem miałem małą namiętność: pasję do sękatych kijów wycinanych, wdaje mi się, z głogu; polowanie.
Ojciec i Serafja zdławili obie te pasje. Pierwsza znikła pod wpływem żarcików wuja; pasja do polowania, pobudzona rozkosznemi marzeniami zrodzonemi z krajobrazu pana Le Roy oraz gry wyobraźni przy lekturze Arjosta, stała się moim szałem, kazała mi uwielbić Dom wiejski Buffona, kazała mi pisać o zwierzętach, wreszcie zginęła jedynie z przesytu. W Brunszwicku w 1808, bytłm jednym z dyrektorów polowania, gdzie zabijało się po pięćdziesiąt albo sześćdziesiąt zajęcy przy pomocy naganki. Miałem wstręt do zabicia sarny; ten wstręt spotęgował się. Nic nie wydaje mi się dziś lichszą zabawą, niż zmieniać uroczego ptaka w cztery uncje mięsa.
Gdyby ojciec pozwolił mi chodzić na polowanie, byłbym zwinniejszy, co byłoby mi posłużyło na wojnie. Byłem zwinny tylko siłą siły.
Będę jeszcze mówił o polowaniu, wróćmy do medalów.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Stendhal i tłumacza: Tadeusz Boy-Żeleński.