Życie Mahometa/Rozdział IX
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Życie Mahometa |
Pochodzenie | Koran (wyd. Nowolecki) |
Wydawca | Aleksander Nowolecki |
Data wyd. | 1858 |
Druk | J. Jaworski |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Anonimowy |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst Cały zbiór |
Indeks stron |
Zniewaga poniesiona z rąk Hamzy podwoiła nienawiść Abu-Jala. Miał on 26 letniego siostrzeńcasa Omara-Ibn-al-Chattaba, olbrzyma niesłychanéj siły i odwagi. Sroga jego postać mroziła krew w żyłach mężnych, tak go przynajmniéj opisuje Abu-Abdalla-Mahmud’-Ibn-Omal-Alwakedi. Omar podburzony przez wuja, postanowił przedrzeć się do domu Orkhama, gdzie znajdował się podówczas Mahomet i utopić sztylet w jego sercu.
Zarzucają Korejszytom, jakoby przyrzekli mu w nagrodę zbrodni sto wielbłądów i tysiąc uncji złota.
Idąc do domu Orkhama, spotkał w drodze Korejszytę, któremu zwierzył się z swego zamiaru. Ten jednak tajemnie nawrócony na Islamizm, usiłował odwieść go od zbrodniczego postanowienia. „Nim zabijesz Mahometa“ mówił mu: i „ściągniesz na siebie zemstę jego krewnych, patrz, czy własna twa rodzina nie popadła w odszczepieństwo.“ „Któż taki? jakto?“ spytał zdziwiony Omar. „Tak jest“ odpowiedział mu „siostra twa Amina i jej mąż Seid.“
Omar podążył do domu siostry, a wszedłszy niespodzianie zeszedł ją czytającą z mężem Koran. — Seid zrazu starał się ukryć księgę, ale pomięszanie malujące się na jego twarzy, podwoiło tylko gniew Omara. — Zapalony gniewem, cisnął Seida o ziemię; oparł mu nogę o piersi, i gdyby nie siostra, byłby go mieczem swym przeszył. Cios w twarz jéj zadany oblał ją krwią. — „Nieprzyjacielu Allaha!“ łkając zawoła Amina, „czy mię za to bijesz, że wierzę w jedynego Boga? Mimo ciebie i twéj siły, trwam w mém przekonaniu. „Tak“ dodała z zapałem, „Niema Boga, tylko Bóg, a Mahomet jest jego prorokiem.“ A teraz Omarze skończ twoje dzieło!“
Omar wstrzymał morderczą rękę, zmięszał się i zdjął nogę z piersi Seida.
„Pokaż mi pismo,“ zawołał. Amina nie zgodziła się na to, póki rąk nie umyje. Miejsce na które natrafił znajduje się w 20 rozdziale Koranu.“
„W Imie Wszechmocnego! Nie zesłany jest Koran na nieszczęście ludzi, ale jako nauczyciel by ich nauczył wierzyć w jednego Boga, twórcę niebios i ziemi. Wszechmocny króluje na wysokościach, on panem wszystkiego, co jest na Niebie, na ziemi i pod ziemią.“
„Modlisz się głośno? niepotrzebnie. Bogu wiadome są tajniki twojego serca; i najskrytsze myśli.“
Zaprawdę, jam Bóg; nie ma innego prócz mnie.
„Mnie tylko służcie, do mnie się tylko módlcie.“
Słowa te głęboko wyryły się w sercu Omara. Czytał daléj i coraz więcéj był wzruszony; a kiedy doszedł do miejsca opisującego sąd ostateczny i zmartwychwstanie, nawrócił się zupełnie.
Podążył do domu Orkhama, ale w innéj myśli. Zastukał pokornie u drzwi. „Wejdź synu Al-Chattaba“ zawołał Mahomet, i mów co cię tu sprowadza.“
„Przychodzę umieścić me imie między prawymi wyznawcami Boga i jego proroka.“ Mówiąc to, uczynił wyznanie wiary.
Nieuspokoił się jednak, póki nawrócenie jego nie stało się publicznem. Na jego żądanie Mahomet udał się natychmiast do Kaaby, by sprawić obrządki Islamizmu. Omar szedł po lewéj, Hamsa po prawéj ręce proroka, by go od obelgi i napaści bronić, towarzyszyło im przeszło 40 uczniów. W jasny dzień przebyli ulice miasta, ku wielkiemu zdziwieniu mieszkańców. Siedm razy obeszli w koło przybytek święty, za każdym razem dotykając się świętego kamienia i sprawując obrządki. Korejszyci zdała z przestrachem patrzeli na ten orszak, nie śmieli jednak napastować proroka, groźna postawa Hamzy i Omara, mroziła krew w ich żyłach, i jak lwy, którym lwiątko wydarto, wściekłém patrzeli na nich okiem. Nieustraszony Omar, nazajutrz sam jeden udał się na modlitwy muzułmańskie do Kaaby. Drudzy przerywali pacierze i lżyli go, jednak nie śmieli napastować Omara, siostrzeńca Aba-Jala. Omar udał się do wuja. „Odrzucam twą protekcję“ zawołał. Od téj chwili dzieląc we wszystkiém losy współwyznawców, stał się jednym z najdzielniejszych rycerzy Islamizmu. — Gniew jakim pałali za to nowe zwycięztwo Korejszyci, przeraził Abu-Taleba, który począł się lękać o życie siostrzeńca. Na jego usilne błaganie, Mahomet z kilku głównymi uczniami schronił się do zamku czyli warowni, należącéj do wuja, a będącéj niedaleko od miasta.
Opieka jaką Abu-Taleb głowa Hassemitów, oraz jego krewni udzielali prorokowi, ściągnęła na nich nienawiść nieprzyjaznego stronnictwa Korejszytów, i spowodowała odstępstwo. Abu-Safian piorunował na przeciwników; zawiść jego wypływała tak z religijnych jak i z osobistych powodów. Pałał on żądzą odziedziczenia dostojeństw piastowanych przez ród Hassema. Wydał tedy rozkaz wzbraniający małżeństw, oraz stosunków z Hassemitami, dopóki ci nie wydadzą w ręce sprawiedliwości Mahometa. Wyrok ten, wydany siódmego roku posłannictwa proroka, spisany na pargaminie, zawieszono na murach Kaaby. Krok ten stawiał Mahometa w bardzo przykrém położeniu, gdyż był oblężony i bez zapasów w swoim zamku. Od czasu do czasu, oddziały Korejszytów, obiegały warownie, w celu przejęcia wszelkich dostaw żywności.
Nadejście miesięcy pielgrzymek, przyniosło ulgę rozpaczemu położeniu proroka. W téj porze roku, wedle odwiecznego prawa święcie zachowywanego u Arabów, nieprzyjazne plemiona, składały na bok oręż, i spotykały się w przybytku świątyni. Mahomet wraz z uczniami, korzystając z téj pory, opuścił zamek i powrócił do Mekki, mieszając się w tłumy pątników, rozpowiadał swą naukę. W ten sposób zyskał wielu prozelitów, którzy powróciwszy do domów, unosili z sobą w dalekie strony, nasiona nowéj wiary. Między tymi, byli książęta, naczelnicy plemion, których przykład wielu pociągał za sobą. Arabskie legendy, podają nam szumny opis, nawrócenia jednego z tych książąt, któremu towarzyszące wypadki zasługują na wzmiankę.
Książe ten, Habib-Ibn-Mallek, przezwany był mądrym; wiedza jego była głęboka i wszechstronna; biegły w magji i naukach, znał zasady każdéj religji od jéj kolebki, czerpał zaś nauki równie z ksiąg, jak z obcowania z ludźmi; był z kolei żydem, chrześćjaninem i magiem. Na naukach tych strawił wedle podań Arabskich, sto czterdzieści lat.
Habib, przybył do Mekki wiodąc za sobą orszak dwudziestu tysięcy ludzi. Wraz z nim przybyła młodziutka córka jego Satiba, którą mu żona w późnym wieku powiła, a która pozbawiona była, mowy, słuchu, wzroku i władzy.
Abu-Safian wraz z Abu-Jalem, obecność tak potężnego i bałwochwalczego księcia, uważali za najwłaściwszą porę zadania prorokowi zgubnego ciosu. Nieomieszkali więc uwiadomić Habiba, o odszczepieństwie Mahometa i wymogli na sędziwym starcu, by go wezwał do swego obozu w dolinie Zwiru, do bronienia publicznie swéj nauki, pewni będąc, że upór Mahometa ściągnie nań karę śmierci, lub wygnania.
Szumny mamy opis świetnego orszaku bałwochwalczych Korejszytów, śpieszących konno lub pieszo, z Abu-Safianem, i Abu-Jalem na czele, na sąd do doliny Zwiru.
Habib przyjął ich wspaniale, siedząc w cieniu szkarłatnego namiotu, na tronie hebanowym wysadzanym kością słoniową, sandałowém drzewem, i blaszkami złota. Zawezwanie tego groźnego trybunału, odebrał Mahomet w domu Chadidży. Ta głośno wyrzekając zalała się łzami, a córki uwiesiwszy mu się u szyi, w nieutulonym żalu opłakiwały nieochybną śmierć ojca; Mahomet pocieszywszy ich nieco, kazał im mieć ufność w Allahu.
Zebranym sędziom ukazał się w skromnéj białéj szacie, z czarnym zawojem na głowie, w płaszczu odziedziczonym po dziadzie, Abd-el-Motalebie, zrobionym z tkaniny Aden. Kędziory włosów spływały mu na barki, w oczach jaśniało światło proroka, a chociaż nie użył do brody i ciała wonności i pomad, tylko wąsy nieco piżmem i kamforą namaścił, gdziekolwiek przeszedł, rozchodziła się woń czarowna.
Poprzedzał go żarliwy Abu-Beker, ubrany w czerwony kaftan i biały turban; płaszcz miał zwinięty na ręku, by ukazać czerwone sandały.
Za zbliżeniem się proroka, tajemnicza trwoga opanowała zgromadzenie. Uroczysta cisza panowała wokoło. Nawet bydlęta, rżące konie, ryczące wielbłądy i osły zamilkły.
Sędziwy Habib, przyjął go łaskawie, „Mówią, że się głosisz prorokiem, zesłanym od Boga, spytał go, jestże to prawdą?“
„Tak jest, odrzekł Mahomet, Bóg mię natchnął bym prawdziwą głosił wiarę.“
„Dobrze,“ mówił daléj chytry mędrzec, „ależ każdy prorok stwierdził cudami posłannictwo swe: Noe miał tęczę; Salomon tajemniczy pierścień, Abraham ogień pieca, któren stał się chłodnym na jego rozkaz; Izaak baranka, co w jego miejscu poświęcony w ofierze został; Mojżesz miał cudowną laskę; Jezus wskrzeszał umarłych, uciszał jedném słowem burzę. Jeśliś więc prawdziwy prorok, daj nam tego dowód.“ Zadrżeli na te słowa uczniowie Mahometa. Abu-Jal zaś klasnąwszy w ręce, począł wychwalać mądrość Habiba, ale prorok powściągnął go szyderczo. „Milcz, zawołał,“ nie hańb twéj rodziny i plemienia.“ Następnie spokojnie zwrócił się do Habiba.
Pierwszym zażądanym od niego cudem było, odgadnienie przedmiotu ukrytego w namiocie księcia, i powodu, któren go do Mekki sprowadził.
Mahomet, głosi podanie, schylił się do ziemi, i począł kreślić znaki tajemnicze na piasku. Potém podniosłszy głowę, odrzekł: Habibie, przywiodłeś tu córkę Satibę: głuchą, niemą, kulawą i niewidomą, w nadziei że uzyskasz pomoc z Nieba. Spiesz do namiotu, mów do niéj, i słuchaj co ci powie, a z tego, wiedz, jak Bóg jest potężny.“
Usłuchał go Habib, na progu spotkał córkę, z roztwartemi ramiony, z radością błyszczącą w oku, zdrową, a piękniejszą niż księżyc jasnéj nocy.
Drugi cud zażądany od Habiba, był stokroć trudniejszy. Zażądał by w jasne południe, cicmnoście pokryły niebo, i księżyc zstąpił na wierzchołki Kaaby.
Prorok spełnił ten cud z równąż łatwością. Na jego rozkaz mrok zaległ ziemię. Następnie ujrzano księżyc zbaczający z swéj drogi, aż wreszcie zawisł on na wierzchołku przybytku. Potem obszedłszy siedm razy na wzór pielgrzymów Kaabę, zatrzymał się przed Mahometem.
Niedość na tem, Mahomet kazał mu wejść prawym rękawem u swéj szaty, a wyjść lewym; następnie rozpadłszy się na dwoje, jedna jego część powędrowała na wschód, druga na zachód, aż wśrodku firmamentu, zlały się w jedną jaśniejącą całość.
Habib, równie jak czterystu siedmdziesięciu mieszkańców Mekki, przekonani tym cudem, nawrócili się natychmiast. Abu-Jal, zaślepiony gniewem, przypisywał cuda czartowskiéj sztuce.
Uwaga. O cudach tych nie wspomina dokładny i sumienny Abulfeda, ni żaden z wiarogodnych dziejopisów Arabskich, opis ich przechowuje się w podaniach. Można je policzyć do innych tym podobnych, zważywszy, że prorok tylko „Koran“ cudem nazywa.