Życie Mahometa/Rozdział VIII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Życie Mahometa |
Pochodzenie | Koran (wyd. Nowolecki) |
Wydawca | Aleksander Nowolecki |
Data wyd. | 1858 |
Druk | J. Jaworski |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Anonimowy |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst Cały zbiór |
Indeks stron |
Główném przeciwieństwem tamującém kroki Mahometa w jego prorockim zawodzie, była śmieszność, którą go przeciwnicy okrywali. Ludzie co widzieli go chłopięciem biegającem po ulicach Mekki, późniéj człowiekiem czynnie oddającym się zabiegom materjalnym życia, szydzili z jego apostolskiéj missji. Wytykali go palcami gdy przechodził, wołając: „Patrzcie! oto wnuk ib-del-Motalleba, on ma wiedzieć co się w niebie dzieje.“ Ci którzy świadkami byli jego niektórych wizji brali go za warjata, inni mieli go za opętanego, inni znów zarzucali mu czary i magją.
Skoro zjawił się na ulicy, ciskano na niego obelgi, żarty, któremi zawsze tak hojnie zasypuje tłum człowieka odróżniającego się w życiu; jeśli chciał głosić swą naukę, głosu jego nie słuchano w takim hałasie i wrzasku niecnych śpiewek, ciskano na niego błotem, gdy modlił się w przybytku Kaaby.
Zarówno pospólstwo jak i zamożni obywatele patrzeli nań nieprzyjazném okiem. Jednym z najniebezpieczniejszych jego wrogów był młodzieniec zwany Amru, musimy tu obszerniejszą o nim uczynić wzmiankę. Był on synem zalotnicy w Mekce; matka jego rywalizująca co do powabów i ponęt z Phrynami i Aspazjami Grecji, liczyła wielu z najbogatszych i najszlachetniejszych obywateli miasta, między swych kochanków. Wydając na świat syna, przypisywała ojcowstwo jego kilku zarazem Korejszytom. Dziecię jako najwięcéj podobieństwa mające do Aassa najstarszego z jéj kochanków, jemu przyznanem było, zkąd dołączono mu do nazwiska Amru, nazwisko Ibn-al-Aass, to jest syn Aassa.
Przyroda, jak gdyby chcąc wynagrodzić plamę, którą zhańbiony przyszedł na świat, obdarzyła go wszelkiemi przymiotami. Choć młody, liczył się już do najsławniejszych poetów Arabji, w pieśniach jego przebijała cudowna słodycz, w satyrach żółć jadowita i dowcip szarpiący.
Skoro tylko Mahomet oznajmił swą missję, Amru rzucił na niego mnóstwo satyr i wierszyków wyśmiewających; te przypadając ogółowi do smaku, szarpały cześć i dobrą sławę Islamizmu. Ludzie z namysłem godzący na Mahometa żądali od niego cudów, na stwierdzenie słów: „Jezus, Mojżesz i inni prorocy, mówili, robili cuda potwierdzające swe boskie posłannictwo. Jeśliś większy od nich prorok, zrób i ty nam cud.“
Odpowiedź Mahometa umieszczona jest w Koranie: „Możecież mieć większy cud nad sam Koran; księga ogłoszona przez człowieka bez nauki, tak wzniosłych słów, tak niezbitych zasad, że połączona sztuka szatana i ludzi nic przeciw niej uczynić nie może. Wątpicież jeszcze że Bóg ją zesłał? sam Koran jest cudem.“
Niedowiarki jednak, głośno żądali więcéj dotykalnych dowodów; cudów uderzających zmysły; by wrócił niememu mowę, głuchemu słuch, ślepemu wzrok, by wskrzesił umarłych; by za jego rozkazem wytryskały źródła; grunt niepłodny przemienił się w żyzny ogród strojny drzewami palmowemi, winnicami i szemrzącemi strumykami; chcieli by za jego rozkazem wzniósł się gmach ze złota, zdobny w klejnoty i drogie kamienie; lub też, by w ich przytomności po drabinie wszedł do nieba. Jeśli zaś Koran zaprawdę był darem nieba, chcieli go widzieć spuszczającym się z obłoków, lub też anioła co im go przyniósł.
Mahomet odpowiadał w części argumentami, w części odmównemi odpowiedziami.
Niczém więcej nie mieniąc się jak człowiekiem, jako Apostół zesłanym od Boga. „Gdyby anieli mówił chodzili po świecie, wszechmocny zesłał by anioła z tém posłannictwem; ale biada dodawał tym co niewierzą słowom moim.“
Al-Maalem dziejopis Arabski wspomina że kilku z jego wyznawców złączywszy się z tłumem żądającym cudu, błagali go, by przemienił pagórek Saffa w bryłę złota. Nalegany ze wszech stron prorok, począł się modlić; a skończywszy, oświadczył, otaczającym go osobom, „iż anioł Gabrjel, ukazał mu się i oświadczył, że wrazie gdyby Najwyższy wysłuchał modlitwy, wszyscy niedowiarcy zostaliby wytępieni. Przez wzgląd tedy dla nich, pagórek Saffa nie uległ żadnéj zmianie.
Inni znowu historycy utrzymują, że Mahomet odstępując od raz przyjętéj zasady, dla przekonania słuchaczy tu i owdzie kilka uczynił cudów. I tak razu pewnego w obliczu tłumu przywołał do siebie byka, z którego rogów zdjął zwój części Koranu, dopiero co z nieba zesłany. To znów, gdy przemawiał do słuchaczy, usiadła mu na ramieniu gołębica, i szeptała do ucha; miał to być posłaniec Boga. Inny raz znowu rozkazał ziemi, by roztworzyła się przed jego nogami, gdzie znaleziono dwa naczynia napełnione: jedno mlekiem, drugie miodem. Chrześćjańscy pisarze wyśmiewali się z tych cudów; utrzymując, że gołębica była oswojona i przyuczona szukać w uchu Mahometa ziarek grochu, że bykowi wprzód przywiązano zwój do rogów, a naczynia poprzednio zakopano w ziemię. Najwłaściwiéj jest odrzucić te cuda jako powieści wymyślone przez historyków, i takiemi je też nazywa najbieglejszy z komentatorów Mahometańskich. Nie ma śladów i dowodów, by Mahomet uciekał się do podobnych kuglarstw w celu trafienia do przekonania słuchaczy. Zdaje się, że większą ufność pokładał w wymowie i rozsądku. Pierwsze pociski jakie począł rzucać na bałwochwalstwo hańbiące i poniżające cześć Kaaby, poczęły przejmować trwogą Korejszytów. Nalegali na Abu-Taleba, by zmusił siostrzeńca do milczenia, lub żeby go oddalił z miasta, wreszcie oświadczyli mu, że prorok wraz z swymi zwolennikami ulegnie niechybnéj śmierci. Abu-Taleb pośpieszył donieść o tych pogróżkach Mahometowi, zaklinając go, by na siebie i swą rodzinę nie ściągał gniewu tak potężnych nieprzyjaciół. Zdziwił się Mahomet słysząc te jego słowa i zawołał: „Wuju!“ niech w pomoc przeciw mnie stanie słońce po lewéj, a księżyc po prawéj stronie, to jeszcze nie ulęknę się, chyba, że Bóg mi to rozkaże.“
Gdy odchodził zakłopotany, wuj przywołał go napowrót. Starzec nienawrócił się; ale uderzony bohaterską stałością i zapałem siostrzeńca, oświadczył gotową swą pomoc w jakimkolwiek bądź razie. Czując się za słabym na siłach, by zasłonić go od nieprzyjaciół zawezwał innych Hassema i Abd-el-Motalleba potomków, by stanęli w jego obronie przeciw plemieniu Korejszytów; wszyscy stawili się posłuszni na głos jego, wyjąwszy zawistnego Abu-Lahaba. Nienawiść Korejszytów z każdym dniem groźniejszą przybierała postać. Mahometa napadnięto i ledwie nie uduszono w Kaabie, ocalił go tylko z narażeniem własnym Abu-Beker. Znienawidzono jego rodzinę a szczególniéj córkę Rukieję i jéj męża Otmana Ibn-Affana. Mahomet rozkazał wyznawcom swym schronić się na jakiś czas do Abissyńji. Ważkość Czerwonego morza, ułatwiała do Afryki przeprawę. Abissyńczycy byli Nestorjańskiemi chrześćjanami. Król ich słynął z tolerancji i sprawiedliwości. U niego spodziewał się Mahomet, że córka i uczniowie pewny znajdą przytułek.
Otman Ibn-Affan, był dowódzcą tego szczupłego orszaku wychodźców, składającego się z 11 mężczyzn i 4 kobiet. Przybywszy do nadmorskiego miasta Jaffa, wsiedli na dwa okręta Abissyńskie i odpłynęli szczęśliwie. Zdarzenie to zaszłe 5 roku posłannictwa, przezwano pierwszą Hegirą, czyli ucieczką, by je odróżnić od drugiéj to jest od ucieczki proroka z Mekki do Medyny.
Gościnne przyjęcie jakie otrzymali wychodźcy, zniewoliło innych prześladowanych wyznawców do opuszczenia kraju, tak że wkrótce w Abissynji liczono 83 mężczyzn, i 18 kobiet prócz dzieci.
Korejszyci widząc, że niczém nieustraszony Mahomet, z każdym dniem zyskiwał zwolenników, ogłosili ustawę, mocą któréj, każden nowonawrócony skazywany był na wygnanie. Mahomet chroniąc się przed burzą, szukał przytułku pod dachem jednego z prozelitów swych na wzgórku Safa, zwanego Orkham. Na tém to samém wzgórzu, Bóg dozwolił złączyć się Adamowi z Ewą po samotném błąkaniu. Podanie Agary i Izmaela również się z niém łączyło.
Mahomet przepędził cały miesiąc w domu Orkhama, głosząc swą naukę i ściągając do siebie sekciarzy z wszelkich zakątków Arabji. Nienawiść nieprzyjaciół i tu go ścigała. Abu-Jal, Arab z tego plemienia wyszukał go, zelżył i porwał się nawet na jego osobę. Doszło to do uszu Hamzy wuja Mahometa, gdy ten powracał z polowania. Hamza nie był zwolennikiem nowéj wiary, ale jako krewny proroka obowiązał się czuwać nad jego osobą.
Przyszedłszy do zgromadzenia Korejszytów, gdy Abu-Jal chełpił się z swojego czynu, zadał mu cios gwałtowny w głowę i mocno zranił. Krewni jego rzucili się mu w pomoc; ale on sam drżąc przed potężném ramieniem i ognistym duchem Hamzy łagodzić go począł. „Dajcie mu pokój“ wołał do krewnych, „w rzeczy saméj postąpiłem grubijańsko z jego siostrzeńcem.“ Jako wymówkę, przywodził apostolstwo Mahometa, lecz Hamza nie dał się ugłaskać. — „I cóż“ zawołał gniewnie i pogardliwie, i ja nie uwierzę w wasze kamienne bogi, możecież mię do tego zmusić?“ Gniew zniewolił go do kroku na któren zrazu nie zgadzał się. Ogłosił się nawróconym, złożył przysięgę prorokowi i stał się jednym z najwaleczniejszych i najżarliwszych zapaśników nowéj wiary.