Życie neurastenika/Rozdział IX
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Życie neurastenika |
Wydawca | LUX |
Data wyd. | 1924 |
Druk | Rekord |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | Les 21 jours d'un neurasthénique |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Godzina dziesiąta. Cyganie przestali rzępolić na marnych swych skrzypkach. Sala hotelowa powoli stawała się pustą. Wszyscy rozchodzą się do swoich numerów. Ach, biedne smokingi i biedne jasne toalety modniś z Tuluzy, Bordeaux lub Lipska! defilują zupełnie jak na pogrzebie. Po marnem trawieniu nastąpi ponura noc bez miłości. Ludzie będą spać ciężkim snem. W miejscowości tej sen ma duszący, ponury ciężar gór. Gdyż góra znajduje się wszędzie w waszym zamkniętym pokoju, za opuszczonemi firankami, w was samych i w snach waszych... Jakie nieszczęsne istoty urodzą się tej nocy z tych znudzonych i wałęsających się po świecie ludzi?...
Korytarze pełne są jeszcze dziwnych zapachów po których poznać można narodowość pochodzących tu kobiet. Windy podnoszą się i opuszczają, drzwi trzaskają i zamykają, podłogi trzeszczą, dzwonki elektryczne co chwila dzwonią. Nareszcie wszystko cichnie. I ściany olbrzymich koszar zaczynają mówić.
Moi sąsiedzi z prawej strony przyjechali dopiero wczoraj i jeszcze nie widziałem ich. Lecz ze śpiewnego ich akcentu odrazu można odgadnąć, że to mieszkańcy Genewy. Przyjechać z Genewy w Pireneje!... Nie ulega wątpliwości, że obydwoje — mąż i żona — są niepiękni, i że panuje między nimi wrogi stosunek. Głosy ich są już niemłode, lecz i nie bardzo stare. To bezdźwięczne głosy czterdziestopięcioletnich ludzi. Również są antypatyczne jak i wszystkie inne głosy. O, wiele w nich nienawiści!
Z początku nie słyszę, co oni mówią, gdyż zapadłą ciszę coraz przerywają jakieś niejasne dźwięki, zagłuszające głosy ścian. Do mnie dobiega tylko jakiś szelest, odgłos kroków, otwieranych i zamykanych kufrów, brzęk naczyń. Lecz oto słychać oddzielne słowa. To mówi żona. Jakby opowiadała jakąś historję i jakby była z czegoś niezadowoloną. Mówi... mówi... mówi...
Słucham uważnie.
I staje się dla mnie jasnem, że dama ta gniewa się na pokojówkę swoją. Sądząc z tego, co mogę pochwycić z jej opowiadania, tempo którego wciąż się zwiększa, stała się nieprawdopodobna, straszna rzecz: pokojówki tej damy nie było w domu, kiedy jej pani wróciła do siebie, ażeby przebrać się do obiadu, i nikt nie wiedział, gdzie ona się znajduje. Powróciła dopiero o w pół do ósmej!... I epitety: „ta dziewka“! „ta wstrętna dziewka“, „ta obrzydliwa łajdaczka“! wygłaszane były z takim wstrętem, jakby zupełnie mowa była nie o istocie ludzkiej, lecz o jakiemś bądź zwierzęciu lub jakiejś chorobie. I głos mówi, odpowiadając widocznie na jakieś zaprzeczenia, których ja nie słyszałem:
— Nie prawda... Mówiłam jej, żeby była w domu na szóstą. A żebym nawet zapomniała powiedzieć jej o tem, to czyż ona nie powinna tu być ciągle, w każdej porze dnia i nocy gotowa na moje rozkazy. Nie rozumiem, jak możesz ją bronić... To wstyd... Lecz, po pierwsze, ty...
Sąsiedzi moi, widocznie, zmienili miejsca, gdyż do mnie dobiegało tylko niewyraźne mruczenie.
Po chwili:
— Ma się rozumieć... ma się rozumieć... mówi głos mężczyzny z drugiego końca pokoju.
— Dla czego więc mi to mówisz?... odpowiada głos żony: Znaczy się, zdaniem twojem, sama nie wiem co robię!
Słyszę około ściany ciężkie kroki, które wkrótce oddalają się... i niezrozumiały głos mężczyzny, — inaczej, przeciągłe, monotonne mruczenia, w rodzaju: u — u — u u...
Na co żona odpowiada, przejmującym, przypominającym dźwięk rozdzieranego płótna, głosem:
— Nie, nie, dość... Nie chcę dłużej trzymać tego leniwca, tej wstrętnej dziewki. Wypędzę ją. Odjedzie jutro rano. Pomyśleć tylko, że musiałam sama... czy słyszysz, sama... zaszywać sobie podwiązki! To niemożliwe...
Głos męża znów oddala się i jednocześnie dobiega do mnie odgłos nakręcanego zegara.
— U-u-u-u...
— Co?... co mówisz?... Tyś, zdaje się zwarjował...
Choć przyłożyłem ucho do ściany, jednakże nie mogę dosłyszeć odpowiedzi... Lecz domyślam się, że głos broni pokojówkę:
— U-u-u-u-u...
— Nie, nie... i nie, — piszczy głos żony: Odjedzie jutro rano.
— U-u-u-u...
— Na drogę!... Dać jej na drogę?... Też jeszcze nowość?
— U-u-u-u-u...
— Niech robi co chce. Wydalam ją za bardzo ważne przestępstwo...
— U-u-u-u-u...
— Tyś zwarjował? Potrzebne mi są jej przeprosiny. Nie przyjmę żadnych przeprosin...
— U-u-u-u...
— Zobaczymy!...
— U-u-u-u-u-u...
— Odczep się odemnie!... Zamilczl... Kładź się spać!.„
Następuje milczenie... potem słychać szelest jedwabiu... brzęk szklanek... stuk przesuwanych na marmurowej tualecie przedmiotów.
Lecz po kilku minutach, na nowe u-u-u-u męża, żona odpowiada jeszcze bardziej ostro...
— To bezużyteczne... Trudno znaleźć kogoś gorszego od tej dziewki. Myślisz, że będzie ona dzień i noc dyżurować przy drzwiach, jeżeli jej pani zachoruje? A jakże!...
— U-u-u-u...
— Tak... ja ci mówię, że tak.
— U-u-u...
— Po pierwsze, to zdumiewające, że ty tak ją bronisz?... Dlaczego ją tak bronisz?
— U-u-u-u...
— Och, ty... z twemi namiętnościami!...
— U-u-u... u-u?...
— Tak, ty... dawno to podejrzewałam... No więc nie będzie się pan już dłużej zajmował swemi łajdactwami... przynajmniej u mnie...
— U-u-u...
— Daj mi spokój... Nie gadaj już... rozbieraj się...
— U-u...
— No! prędzej!...
Nowe milczenie. Lecz słychać, że mąż jest silnie wzburzony... Chodzi tam i z powrotem po pokoju mruczy...
Naraz głos żony wykrzykuje:
— Nie, dziękuję!... Tyś już cały tydzień nie mył nóg... Bardzo przyjemnie spać z takim człowiekiem!
-U-u-u...
— Nie, daj mi spokój!..?
— U-u-u...
— Daj mi spokój!...
Potem jeszcze kroki... stuk przesuwanych krzeseł, trzeszczenie łóżka... i milczenie... ponure milczenie.