Życie za życie/List XXVIII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Życie za życie |
Podtytuł | Powieść |
Wydawca | Redakcja „Mód Paryzkich“ |
Data wyd. | 1822 |
Druk | Władysław Szulc i S-ka |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Z niepokojem wzrastającym co chwila jechałem do Rzymu. List Edwarda był krótki, ale naglący; było w nim cos przypominającego testament. Rzuciłem wszystko, i na wezwanie jego dążyłem noc i dzień, bo znając charakter brata, lękałem się wszystkiego
Przybyłem tu późno w nocy i zaraz udałem się do mieszkania jego. Szukałem go długo, aż wreszcie w nędznem poddaszu pałacu Rospigliosi znalazłem Edwarda. Albino, nie poznałabyś brata; cierpienie strawiło tę kwitnącą młodość, pochłonęło ten umysł lotny, głęboki. Ten spragniony biesiadnik życia, któremu szranki świata były zbyt ciasne, marzeniem obejmujący nieskończoność, dziś pogrążony w strasznej zadumie, zdaje się martwy na wszystko co go otacza.
Powitanie jego było dziwne; przyjął mnie nie jak brat brata, ale jak obcego człowieka, potrzebnego mu tylko w załatwieniu sprawy stanowczej. Nie było wylania, nie było skargi, nie wymówił nawet imienia Idalii. Oczy jego są suche, wargi przycięte, słowa urywane. Wyraźnie uczucie istnieć w nim przestało; pozostała tylko bystrość sądu, logika rozumu, a wszystko skierowane do jednego celu, do pojedynku z Herakliuszem.
Wprawdzie człowiek ten wyrządził mu wiele złego, ale złe to już niepowrotne. Próbowałem przełożyć mu to. Nie słuchał mnie nawet.
— Jeśli nie chcesz, wyrzekł, pośredniczyć mi w tej sprawie, znajdę kogo innego; w takim razie szkoda twojej drogi.
— Edwardzie, odparłem, sądziłem że twoje serce potrzebuje bratniego serca.
Chciałem zbliżyć się do niego, otworzyć mu ramiona, przerwać tę straszną ciszę, w której sądziłem że zamyka ból swój jak w warowni.
Patrzył na mnie długo w milczeniu, próbował oddać mi uścisk, ale byłto tylko ruch automatyczny; ramiona jego opadły bezsilne, rysy nie straciły sztywności. Nie mogliśmy zbliżyć się uczuciem.
Starałem się przemówić do rozumu. Znasz pojęcia moje o tem strasznem złem socyalnem, o tym zabytku średniowiecznym, — o pojedynku. Są położenia, w których fałszywe pojęcie honoru nakazuje we krwi zmyć obelgę, jak gdyby obelga niesprawiedliwa nie zwracała się sama przeciw temu co ją wyrządził, jak gdyby słuszną cokolwiek w świecie zatrzeć mogło. Ale trudno pojedynczemu indywiduum walczyć z przesądem ogólnym i przyjmować na siebie brzemię najgorszego z posądzeń — tchórzostwa. Tak wysokiej cywilnej odwagi nie śmiałbym wymagać od nikogo, kto wie czy nawet sambym się na nią zdobył. Ale tu położenie było inne zupełnie. Pomiędzy Edwardem a Herakliuszem była nienawiść tylko. Prawa ludzkie nie mogły żądać ofiary krwi za tajemne zdrady, za ukryte podłości, zemsta zaś była wątpliwą, bo w ręku ślepego trafu. A jednak niezłomna wola brata zwyciężyła niechęć moję; ten człowiek dzieckiem jeszcze rządził wszystkiem co go otaczało. Jako sekundant jego, musiałem udać się do hrabiego, musiałem podać dzikie nieledwie warunki. Jeden pistolet tylko ma być nabity; przeciwnicy przykładają sobie nieledwie broń do piersi. Ku zdziwieniu memu sekundant Herakliusza przystał na wszystko bez wahania.
Położenie Edwarda względem świata jest bardzo fałszywe; głos ogólny oskarża go o nieszczęście i śmierć księżniczki, a szaleństwo jego podnosi do miary zbrodni. Ciche szepty i głośne potwarze wybuchają ze wszech stron, ująć ich niepodobna. Fałsze osnuto na tle prawdy, wydarzenia i nazwiska rzeczywiste pomieszano z urojonemi faktami. Świat i ludzie, nad którymi dumnie górował Edward wyższością swoją, sprzysięgli się przeciw niemu, zarzucając go lilipuckiemi, ale niemniej dotkliwemi pociski. Jeden Herakliusz milczy; trudno odgadnąć myśli człowieka, ale postępowanie jego ma pozór otwartości i szlachetności nawet. Ja sądzę że rozpacz zaślepia Edwarda. Człowiek ten mógł być przeciwnym zamiarom jego, wszakże sam tego nie taił, ale pasmo zdrad i fałszów które mu brat mój zarzuca, zdaje mi się urojeniem chorobliwej wyobraźni. Sądzę że Herakliusz jest niezdolny do podstępu, do zdrady, i ubolewa nad potwarzami, które zdają się pastwić nad Edwardem.
Nie wiem czy brat mój wie o tem wszystkiem. Pogrążony w ponurem milczeniu, nie zwraca uwagi na świat otaczający. Potwarz nie zdaje się go dosięgać, współczucie łagodzić; ma zmartwiałość skały, nieporuszoność posągu. Jedną myślą wiążącą go z realnym światem jest ten nieszczęsny pojedynek; tutaj odzyskuje dawną energią i siłę woli.
Wszystko to smutne nad wyraz, Albino. Jestem tutaj jak na węglach rozżarzonych; nie mogąc wstrzymać szaleństwa, muszę być świadkiem jego i współuczestnikiem muszę patrzeć na ruinę tego życia, które marzyłem tak ja snem, tak pięknem. Bo próżnoby się było łudzić: Edward jest człowiekiem zgubionym; zwycięzca czy zwyciężony, niema już dla niego drogi powrotu. Widzę to w jego oczach, widzę w przystygłej twarzy. Zdaje mi się żem tutaj pogrążony w zły sen fantastyczny; pragnę powrócić do zajęć moich, wypocząć w kole uczuć cichych, rodzinnych. Czemuż przynajmniej ty nie możesz być przy Edwardzie? Sądzę że ze wszystkich na świecie, z rodziny całej, wy najbliżsi byliście sobie. Pojęcia twoje równie jak i jego, tonęły w nieskończoności, oboje odrzuciliście powszednie koleje życia i na samotnych ścieżkach krwawili stopy i ręce. Ciebie zbawiły obowiązki i miłość rodzinna, choć nie wiem czyś znalazła wszystko za czem tęskniło serce. Harda dusza twoja nie zniży się nigdy do skargi, do zwierzenia. Wiem to tylko, że czysta i szlachetna, wytrwałaś w próbie życia, umiałaś kochać, cierpieć i przebaczać.
Bywaj zdrowa, droga siostro moja!