Żywoty Świętych Pańskich na wszystkie dnie roku/Intencya na miesiąc Sierpień
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Intencya na miesiąc Sierpień |
Pochodzenie | Żywoty Świętych Pańskich na wszystkie dnie roku |
Wydawca | Karol Miarka |
Data wyd. | 1910 |
Miejsce wyd. | Mikołów — Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cała część VIII — Sierpień Cały tekst |
Indeks stron |
Prawy katolik w Niedziele i święta,
O Mszy, kazaniu sumiennie pamięta,
Nic nie kupuje i nic nie sprzedaje,
Sam nie zarabia, zarobku nie daje.
Aby obudzić i spotęgować to pragnienie święcenia dni świętych, podajemy tu kilka uwag o potrzebie szanowania i przestrzegania dni świętych.
Po pierwsze tedy potrzebujemy świąt i odpoczynku świątecznego dla naszego ciała. Jak uczy doświadczenie: Praca ciągła i natężona, do jakiej największa część ludzi dla zdobycia sobie chleba powszedniego jest zmuszona, do tego stopnia wyczerpuje siły ciała, że tego ubytku ani przerywanie pracy przez jednę lub dwie godziny, ani nocny spoczynek dostatecznie wynagrodzić nie zdoła; potrzeba na to koniecznie co kilka dni dłuższego, co najmniej przez całą dobę trwającego, zupełnego wytchnienia. Bez tego organizm cały stopniowo coraz więcej się osłabia, przedwcześnie więdnieje, traci swoją odporność przeciw chorobom i innym dolegliwościom i wkońcu niszczeje zupełnie. Lepiej niż ktokolwiek wie to Pan Bóg, który stworzył człowieka i wie doskonale, czego każdemu z nas potrzeba. A ponieważ jak mówi Pismo św. miłuje wszystko co jest i nic nie ma w nienawiści, z tego co uczynił, dlatego postanowił: Pamiętaj, abyś dzień święty święcił. Sześć dni robić będziesz, i będziesz czynił wszystkie dzieła twoje; ale dnia siódmego szabat Pana Boga twego jest; nie będziesz czynił żadnej roboty weń, ty i syn twój, i córka twoja, sługa twój i służebnica twoja, bydlę twoje, i gość, który jest pomiędzy bramami Twemi.
Potrzeba powtóre i dla duszy i wszystkich władz jej raz po raz dłuższego wytchnienia od pracy obowiązkowej i zawodowej. Czy kto pracuje więcej ciałem, jak np. rolnik, rękodzielnik i inni tym podobni, czy też ma pracę przeważnie umysłową, jak urzędnicy, nauczyciele itd., każdemu ta mniej lub więcej jednostajna praca, właśnie dla tej swojej jednostajności powszednieje i uprzykrza się; tak, że bez wszelkiego zapału, a nawet bez najmniejszej ochoty do niej się zabiera, — odbywa ją machinalnie tylko, byle jej się zbyć, nieprzymierzając jak to bydlę, które wciąż w jednym i tym samym chodzi deptaku. Przy ciągłej niczem nie przerwanej, ani urozmaiconej pracy zawodowej umysł traci swoją sprężystość i odporność; pamięć wreszcie i wyobraźnia, przesycona jednakiemi wciąż wrażeniami, tracą swój polot i stają się na kształt tego ptaka w klatce, który pozbawiony swobody wciąż w jednem, ciasnem kręci się kółku. — Niedziela i święta przerywają tę szarą, powszednią jednostajność życia deptakowego. Kiedy człowiek po całotygodniowej mozolnej pracy na Niedzielę zmieni przepoconą bieliznę i w odświętne przybierze się szaty, od razu jakby inny duch w niego wstępuje; czuje się być nie bydlęciem roboczem, nie kołkiem w zgrzytającej wiecznie maszynie, ale człowiekiem, na podobieństwo Pana Boga, rozumnym i swobodnym. I szczęśliwy, stokroć szczęśliwy, kto jak ten ptak wypuszczony z klatki wzbija się w górę (gdzie czystsze i świeższe jest powietrze i skąd jest jakby bliżej do Pana Boga), umie zbliżyć się przedewszystkiem do Pana Boga swojego, i u Niego, jako Dawcy wszystkich darów najlepszych, zaczerpnąć nowych sił i świeżości dla spracowanej i stęsknionej duszy swojej.
Ma człowiek po trzecie serce; a i to serce ma swoje potrzeby nieodzowne. By tu pominąć wiele innych, ma serce ludzkie potrzebę przedewszystkiem cokolwiek szczęścia, i to jeszcze tu na ziemi, — potrzebuje też piękna. Wyjąwszy tę garstkę wybranych, którym Pan Bóg raczy zastępować i ojca i matkę i braci i siostry i wszystko: gdzież człowiek znajdzie trochę szczęścia i zadowolenia, jak nie w kółku swojem rodzinnem? — oczywiście, jeśli to kółko jego rodzinne ożywione duchem Bożym i trwa w miłości. W powszedni, roboczy dzień ojciec prawie zawsze, matka bardzo często, a i dzieci nawet nieletnie tak bardzo bywają obarczone i umęczone pracą na chleb codzienny, że ledwie zdążywszy się cokolwiek posilić; już i śpieszą na spoczynek. Dla nawału pracy, dla ustawicznej troski o utrzymanie nie rzadko się zdarza, że rodzony ojciec i własna matka dzieci swoich prawie nie znają i nawzajem dzieci nie znają ich. A jeśli się nie znają, jakże mają nawzajem się cenić, nawzajem się kochać? Bez miłości zaś niemasz szczęścia na tej biednej ziemi naszej. Zostają przynajmniej dni święte, te dni prawdziwie Boże, w które i najuboższy (byle z domu do szynku, od swoich do obcych nie uciekał), może do woli nasłuchać się szczebiotania swych dzieci, zbawić je i pouczyć swojem na doświadczeniu opartem i poczciwem słowem i popieścić je, — i tak zażyć szczęścia życia rodzinnego, sam wśród młodych odmłodnieć i ich nawzajem stopniowo doprowadzić do rozwagi i dojrzałości. Serce ludzkie potrzebuje też koniecznie piękna, którem się, jak wszystkiem, co jest szlachetne, święte, Boże, zachwyca i doskonali. Jedni tylko rolnicy po wsiach, co od chwili kiedy ranne wstają zorze aż do zachodu miewają niebo nad głową, a przed oczyma rozliczne cuda przyrody; ci też wogóle chętnie święcą dni święte i wyjątkowo tylko potrzebują, żeby ich do tego obowiązku nawoływać. Ale po miastach w huczących fabrykach, przy ciasnych warsztatach, w dusznych biurach i handlach, w zadymionych kuchniach i restauracyach, a najczęściej i we własnem mieszkaniu, jakże szukać tego co piękne, szlachetne, święte, Boże, kiedy tam brak nawet powietrza, światła i miejsca? a dla gorączkowej gonitwy za zarobkiem i dorobkiem nikt prawie nie ma czasu ani ochoty, żeby o Panu Bogu i o tem co Boże bodaj pomyśleć. Oj, nie jest sobie przyjacielem, ktokolwiek zarzucił zwyczaj święcenia dni świętych, — ani jest mu przyjacielem, kto od tego odwodzi.
Dotychczas mówiliśmy o potrzebach wyłącznie doczesnych, dla których należałoby ustanowić dni święte, gdyby tego sam Pan Bóg w dobroci Swojej nie był już uczynił. Mamy jednak czwartą jeszcze i to najważniejszą potrzebę. Oto, dusza ludzka jest nieśmiertelną i dlatego każdego z nas czeka wieczność; to znaczy, że ty, ten sam, który teraz biedujesz i mozolisz się, albo też używasz i nadużywasz tu na ziemi, chociaż umrzesz tj. opuścisz ciało i ziemię, to jednak ty ten sam żyw będziesz na wieki. A jeżeli już w tem życiu najzupełniej jesteśmy zależni od Opatrzności Bożej i niemasz rady przeciw Bogu, toć tem więcej wieczność nasza jest w ręku Bożym. Mądrze zaś i słusznie mówi nasze przysłowie: Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie. Kto nie dba o Pana Boga nawet w dni święte, a tem mniej z pewnością dba o Niego w dni powszednie: nie będzie też Pan Bóg dbał o niego w godzinę śmierci, ani przez wieczność całą; a to tem więcej, że jak naucza Pismo święte: Ktobykolwiek zachował wszystek zakon, a w jednemby upadł, stał się winien wszystkiego. Bo który rzekł: nie cudzołóż, rzekł ci też: nie zabijaj. A jeślibyś nie cudzołożył, alebyś zabijał, stałeś się przestępcą zakonu. Tak mówcie i tak czyńcie, jako ci którzy mają być sądzeni. Podobnież należy wiedzieć, że chociażby kto zachował i piąte i szóste przykazanie, ale wykroczyłby przeciw trzeciemu, stałby się przestępcą zakonu i naraziłby się na wieczne potępienie. Raz jeszcze tedy powtarzam:
Prawy katolik w Niedziele i święta,
O Mszy, kazaniu sumiennie pamięta,
Nic nie kupuje i nic nie sprzedaje,
Sam nie zarabia, zarobku nie daje (zwłaszcza szynkarzom).
Aby tedy i my i wszyscy byli takimi prawymi katolikami, tego pragnijmy, o to się starajmy, o to usilnie prośmy Pana Boga naszego.
Ojcze nasz, któryś jest w niebiesiech! Tak macie się modlić!