Album biograficzne zasłużonych Polaków i Polek wieku XIX/Wojciech Bogumił Jastrzębowski
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Wojciech Bogumił Jastrzębowski |
Pochodzenie | Album biograficzne zasłużonych Polaków i Polek wieku XIX |
Wydawca | Marya Chełmońska |
Data wyd. | 1901 |
Druk | P. Laskauer i W. Babicki |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tom pierwszy |
Indeks stron |
We wsi Gierwaty, w dawnej ziemi Ciechanowskiej na Mazowszu, pod strzechą dworku pana Macieja Jastrzębowskiego, cząstkowego dziedzica tej wioski, i małżonki jego Maryanny z Leśnikowskich, w dniu 15 kwietnia 1799 r. urodził się syn najmłodszy z licznego ich potomstwa, któremu dano na imię Wojciech i Bogumił. W kilka lat potem umarł ojciec, a chłopiec do dziewiątego roku życia pozostawał pod wyłączną opieką matki, zacnej niewiasty, której cnoty domowe były dlań w zaraniu życia świetnym wzorem, a wszczepione przez nią w duszę i serce dziecka proste, lecz najwznioślejsze zasady bogobojności, miłości bliźnich, prawdy i ziemi rodzinnej wpłynęły stanowczo na przyszłe jego usposobienie i losy. Z najwyższem też rozrzewnieniem, już będąc sędziwym starcem, wspominał tę ukochaną swoją matkę, która go jakkolwiek również wcześnie osierociła, wszelako wpoiła cześć dla Stwórcy wszechrzeczy i zamiłowanie do tworów przyrody, gdy pod jej okiem w małem szlacheckiem gospodarstwie doglądał domowych zwierząt i ptactwa, uprawiał ogrodowe rośliny, zbierał i uczył się poznawać użyteczne zioła, stosować je w razie potrzeby, a tym sposobem ćwiczył się bezwiednie w pierwszych początkach przyrodoznawstwa.
Po śmierci matki jedynym opiekunem dziesięcioletniego pacholęcia został najstarszy brat, żołnierz napoleoński, ustawicznie bojujący, jak cała młodzież szlachecka pod owe czasy. Ten oddał go do szkółki parafialnej w sąsiedniem miasteczku Janowie, a następnie do szkoły wojewódzkiej w Płocku. Mniej zamożna młodzież szkolna mieściła się podówczas w skromnych domkach mieszczan i rzemieślników, a żywiła się kaszą, mąką i jarzynami, nadsyłanemi ze wsi przez rodziców lub opiekunów. Na takiem też utrzymaniu, jak dziś nazwanoby, wegetaryańskiem, młody Jastrzębowski poprzestawać musiał, a gdy i na książki nie stać go było, przepisywał pilnie zadane lekcye na bibule i wyuczał się ich przy bladym płomyku łojowej świeczki, Gdy zapadł na tyfus, tygodnie całe przeleżeć musiał w sieni domu, do której go przeniesiono przez obawę zarazy. Twardą więc była ta szkoła jego życia, w której hartował się młodzieniec na przyszłe losy i długie lata pracy i o której w starości często opowiadał.
Gdy brat najstarszy powrócił z wojaczki, przeniósł Wojciecha w r. 1816 do liceum warszawskiego. Ale i tu brak funduszów wielce dokuczał młodzieńcowi, zniewolonemu opuścić szkołę na samem jej ukończeniu i zabrać się do pracy na chleb powszedni. Nie ostudziło to jednak w nim bynajmniej zapału do nauki, bo w r. 1820 widzimy go zapisanego w poczet uczniów uniwersytetu warszawskiego na wydział nauk przyrodniczych. Tu już — jak pisze we wspomnieniu pośmiertnem dr. Karol Jurkiewicz — wyraźniej zarysowywa się powołanie Jastrzębowskiego. Uczy się sam i uczy dla chleba innych na przemiany. Podczas letnich wakacyj odbywa wycieczki naukowe po kraju, gromadzi zbiory przyrodnicze, czem zwraca na siebie uwagę zwierzchności uniwersyteckiej, i zostaje laborantem przy gabinecie fizycznym, nie przestając być studentem. Za układanie zielników dla uniwersytetu i innych szkół publicznych otrzymuje podziękowanie rady uniwersyteckiej. Wreszcie w końcu r. 1825 zdaje egzamin z odznaczeniem i otrzymuje stopień magistra filozofii. Po skończeniu uniwersytetu zwiedza Mazowsze pod względem przyrodniczym. W r. 1828 wynalazł Jastrzębowski narzędzie, służące do wskazywania czasu na wszystkich miejscach, do kreślenia kompasów na wszelkich najnieforemniejszych powierzchniach, wreszcie do rozwiązywania bez pomocy rachunku wielu zagadnień astronomicznych. Narzędzie to pod nazwą kompasu powszechnego przedstawił władzy naukowej, jak również na ówczesnej wystawie przemysłu krajowego. Wartość tego przyrządu pochlebnie ocenił w specyalnym artykule profesor uniwersytetu Adryan Krzyżanowski («Gazeta polska» 1828 r., nr. 70 i 71, oraz «Monitor warszawski» z tegoż roku, nr. 50), jak niemniej komitet, wyznaczony przez Komisyę oświecenia publicznego, złożony z profesorów uniwersytetu: Armińskiego, Garbińskiego, Krzyżanowskiego i Skrodzkiego. Na zasadzie sprawozdania tego komitetu, władza naukowa zleciła mechanikowi uniwersyteckiemu Migdalskiemu wykonać jak najdokładniej model «kompasu powszechnego» dla obserwatoryum w Warszawie. Komitet znowu wystawy w urzędowem swojem sprawozdaniu oświadcza («Gazeta Polska» z r. 1828, nr 310), że wynalazek Jastrzębowskiego zasługiwałby na jedną z najpierwszych nagród, gdyby miał użyteczność raczej w technicznym, niż naukowym zawodzie.
Odtąd młody uczony zyskuje rozgłos i uznanie. W następnym zaraz 1829 roku mianowany zostaje przy uniwersytecie adjunktem-naturalistą z obowiązkiem badania kraju pod względem przyrodniczym. Z powodu zaś dwóch prac swoich, drukiem ogłoszonych: Wypadki z doświadczeń meteorologicznych, czynionych od najdawniejszych czasów po r. 1828, i Karta klimatologiczna, otrzymuje zaszczytną godność członka Towarzystwa przyjacioł nauk.
Po zamknięciu uniwersytetu Aleksandryjskiego Jastrzębowski przez lat kilka przerwy w służbie publicznej nie przestawał pracować na polu naukowem, bądź zajmując się prywatnem kształceniem młodzieży w umiejętnościach przyrodniczych, bądź robiąc wycieczki naukowe po kraju i na wycieczkach tych zbierając starannie rośliny i ciała kopalne, które opisywał i zaznajamiał z niemi nauczycieli szkół publicznych, zwracając mianowicie ich uwagę na znaczenie każdego z tworów przyrody pod względem gospodarskim, leczniczym lub przemysłowym.
Dopiero atoli szerokie pole działalności naukowej otworzył Jastrzębowskiemu rok 1836, w którym został mianowany profesorem historyi naturalnej, fizyki i ogrodnictwa w Instytucie gospodarstwa wiejskiego i leśnictwa w Marymoncie pod Warszawą. Dwudziestodwuletnia praca jego w tym zakładzie naukowym była najświetniejszym okresem jego życia, wdzięcznie a korzystnie zapisanym w pamięci i sercu licznych jego uczniów. Bo potężny wpływ jego moralny na młodzież — jak twierdzą wszyscy jego uczniowie i najlepszy żywotopisarz jego, dr. Karol Jurkiewicz, którego zdania dosłownie tu przytaczamy, — o wielekroć przewyższał doniosłością swoją wykładane teorye naukowe. Z brzaskiem dnia powoływał młodzież do pracy ręcznej około roli w polu i w ogrodzie i dawał z siebie przykład, chwytając za rydel czy motykę. A przy robotach tych na roli, oprócz agronomicznych uwag i objaśnień, wpajał w otaczającą siebie młodzież najwznioślejsze zasady cnót obywatelskich, miłość do pracy, do oszczędności, do rodzinnego zagona, do nauki i do służenia dobru społecznemu. Własnemi i uczniów swych rękoma założył w Marymoncie ogród botaniczny i warzywny, gdzie uprawiano doświadczalnie wszelkie gatunki roślin zbożowych, pastewnych, leczniczych, fabrycznych i najcenniejsze z drzew krajowych. Co święto odbywał z wychowańcami instytutu wycieczki po okolicach Warszawy, a co wakacye — podróż pieszą po kraju, dla zwiedzenia najcelniejszych gospodarstw i praktycznego zaznajomienia się z przemysłem rolniczym. Stosunek, jaki łączył zacnego przewodnika z młodzieżą, miał charakter w zupełności rodzinny, bo nacechowany był miłością dobrego ojca do licznych jakby synów i nawzajem. Wpływ ten moralno-naukowy stał się wówczas głośnym i został powszechnie ocenionym, więc też mianowały Jastrzębowskiego swoim członkiem liczne instytucye naukowe, a mianowicie: w r. 1850 Towarzystwo naukowe krakowskie, w roku 1852 Cesarskie Towarzystwo ekonomiczne w Petersburgu, w roku 1854 galicyjskie Towarzystwo gospodarskie we Lwowie, r. 1856 takież Towarzystwo w Krakowie, w r. 1858 Towarzystwo rolnicze w Warszawie.
W tej to epoce wydał Jastrzębowski kilka dzieł treści przyrodniczej, a mianowicie: Układ świata, zastosowany do potrzeb powszechnych, Historyę naturalną ogólną, Stychiologię czyli naukę o początkach wszechrzeczy, wreszcie Mineralogię. Poglądy filozoficzne autora, w dziełach tych uwydatniane, nie znalazły uznania wśród uczonych, nowej szkoły. Wszyscy jednak przyznali, że z każdego ustępu prac powyższych tchnie zacna żądza przyniesienia jak największego pożytku ogółowi i gruntowna znajomość ziemi rodzinnej, którą autor znał od skiby do skiby, przemierzywszy ją wielokrotnie własną stopą, i którą kochał, jak kocha uczciwe dziecko swoją matkę.
W r. 1858 Jastrzębowski usunął się z Marymontu wskutek nieporozumień ze Zdzitowieckim. Obaj bowiem na polu teoryj rolniczych przedstawiali kierunki przeciwne sobie krańcowo. Zdzitowiecki, znakomity chemik teoretyczny, widział jedynie postęp rolnictwa w rezultatach otrzymanych z pracowni chemicznej; Jastrzębowski znowu wierzył przedewszystkiem w praktykę, obserwacyę doświadczalną w naturze, badanie fizyologii roślin i uprawę fizyczną roli. Jeden i drugi posuwał poglądy swoje zbyt krańcowo, więc też przeniesiono Jastrzębowskiego na posadę inspektora szkoły powiatowej przy ulicy Rymarskiej, co było dla niego ciosem bolesnym, bo odrywało go od młodzieży dorosłej i od życia z przyrodą. W niespełna jednak dwa lata (r. 1860) ówczesna Komisya skarbu ofiarowała mu posadę komisarza leśnego w Łomżyńskiem, z zadaniem zadrzewienia rozległych na mil parę piaszczystych manowców i pustkowi, zwanych Czerwonym borem, i kierowania praktyką leśną młodzieży, pragnącej poświęcić się leśnictwu. Było to zadanie mozolne, któremu jednak podołać mógł tylko człowiek podobnie żelaznej wytrwałości w pracy i tak zamiłowany w hodowli drzew krajowych, jak siwiejący już, ale jeszcze jary duchem Jastrzębowski. Tu w leśnej osadzie zwanej Feliksowem, w pobliżu miasteczka Broku, przy pomocy praktykantów wyhodował w ciągu lat 10-ciu i wysadził około miliona okazów w 200 gatunkach drzew leśnych, owocowych, parkowych i ozdobnych.
Po 40-tu leciech pracowitej i tak pożytecznej dla kraju służby publicznej otrzymał nasz przyrodnik w r. 1874 dobrze zapracowaną lubo skromną pensyę emerytalną. Nie mogąc jednak, pomimo sędziwych lat, żyć bez krzątania się około dobra ogólnego, wziął w dzierżawę ogród na Czystem pod Warszawą i w nim założył własnym kosztem i pracą rąk własnych plantacyę drzew, jak nazywał «ginących», t. j, mało pielęgnowanych w kraju, i tu znowu przez lat 5 ciężko się mozolił. W owej to epoce odwiedzał nieraz mieszkającą w Łomżyńskiem jedną z córek swoich, panią Godlewską, i wtedy właśnie piszący niniejsze wspomnienie miał zaszczyt poznać bliżej sędziwego starca, zakładającego szkółki modrzewiowe, korzystać z jego wskazówek, słuchać jego opowiadań i podziwiać jego bezgraniczne zamiłowanie do pracy pożytecznej, zamiłowanie, które usiłował na każdym kroku przelewać w umysły i serca otaczających go ziomków, a zawsze z tym celem i myślą szlachetną, aby praca ich przyniosła pożytek rzetelny ogółowi.
Tak stargawszy ostatnie siły swoje, nie mogąc już utrzymać się na nogach, zmuszony był (na 3 lata przed zgonem) przenieść się do Warszawy, a jeszcze krzątał się około wytwarzania ochronnych żywopłotów wzdłuż plantu kolei Warszawsko-wiedeńskiej i szkółek drzew przy stacyach, do czego miał zaproszenie Dyrekcyi tej drogi, bez odpowiedniego jednak potem poparcia. W r. 1873 wydał książkę zbiorową swoich prac pomniejszych p. n. Owoc siedmdziesięcioletniej pracy. Z prac jego własnych, które przełożył na język francuski i wysłał na wystawę paryską w r. 1867, wymienić należy Carte climatologique de Varsovie, gdzie przedstawił plan fermy wzorowej, obejmującej wszystkie gałęzie przemysłu rolnego. Wielki zbiór roślin z całego kraju, czyli zielnik, gromadzony od r. 1822, jako też zbiór minerałów, skał i ziem z przestrzeni od Karpat do pomorza baltyckiego ofiarował Jastrzębowski w r. 1858 nowo zawiązanemu Towarzystwu rolniczemu w Warszawie. W ostatnim dniu r. 1882, a 84 roku swojego żywota zgasł ten najzacniejszy nauczyciel i niestrudzony pracownik niwy rodzinnej, a w dniu 3 stycznia (1883 r.) widzieliśmy, jak przybyli ze wsi siwowłosi jego uczniowie-ziemianie na barkach swoich ponieśli jego zwłoki z kościoła św. Krzyża na cmentarz Powązkowski. Tu nad otwartym grobem miał piękną mowę hr. Leon Jungowski, w której, przytoczywszy słowa Jastrzębowskiego, mawiane często uczniom: «Kochajcie wszystko i wszystkich, bo tylko z miłości podjęta praca może rodzić owoce zdrowe i posilne» — zamknął rzewne pożegnanie ze zmarłym słowami: «Wierzyłeś, pracowałeś, czyniłeś!...»