[216]
A) Amaryllis.
Wesołym śpiewem ucieszyć idę
Kochaną Amaryllidę.
Niechaj się pasą kozy nad wzgórzem,
Tytyros[1] będzie ich stróżem!
Och! mój Tytyrze! serduszko moje,
Paś kozy, żeń je nad zdroje!
Kozła unikaj wżdy Libijczyka
Masłowatego, bo tryka.
Amaryllido wdzięczna! przecz z groty
Wołając na mnie: „mój złoty!“
Już nie wyglądasz teraz ukradkiem?
Zali-m ci obmierzł przypadkiem?
Zali, gdy zblizka patrzysz, perkaty
Nos mój? czy-m nazbyt brodaty?
Dziewucho, widzę, że cię ucieszę,
Gdy się z rozpaczy powieszę.
Dziesięć przynoszę jabłek ci oto!
Zerwałem one z ochotą
Tam, gdzie kazałaś, posłuszny słowu
Inne dam jutro ci znowu.
Patrz-że na boleść serce trawiącą!
Obym był pszczołą brzęczącą!
Przez bluszcz i gęste paproci sploty
Do twojej wleciałbym groty.
Wiem już, czem Eros, bóg srogi. Lwica
Jego karmiła; rodzica
Chowała zasię, gdzie knieja dzika.
Och! żre mię i wskroś przenika!
Dziewko, wabnego śmieszkiem spojrzenia
Daj, czarnobrewko z kamienia
Gęby w uścisku! Całować usta —
Zabawka słodka, acz pusta.
Chcesz-li — drę zaraz wianek na szmaty
Z bluszczu, wonnemi róż kwiaty
I potocznika, ot, przetykany
Dla Amarylli kochanéj.
[217]
Biada! cóż pocznę? Nie słuchasz wcale?
Niebogi rzucę się w fale,
Ściągnąwszy kożuch, gdzie dla tuńczyka
Toń rybitw Olpis przenika.
Ha! ależ gdy się w falach pogrzebię,
Wielce ucieszy to ciebie!
Gdym, czy mię kochasz, badał niedawno,
Powziąłem wróżbę złą jawno:
Liść maku nie pękł z trzaskiem, bez dźwięku
Rozdarty w tłustych zwiądł ręku.
Wyszła z Agroi ust prawda szczera,
Gdy kłosy po niwie zbiera.
Że lgnę do dziewki — wróżyła z sita —
Co o mnie wcale nie pyta.
Wiedz, z dwojgiem bliźniąt dla ciebie biała
Kózka się u mnie chowała.
Mieć Erytakis, Mermnona śniada
Dziewka chciałaby ją rada.
I podaruję onej, ponieważ
Drożąc się, ty mnie wyśmiewasz.
Drga oko... prawe. Zoczę-ż ją może?
Pod limbą, ot, się położę.
Wiem, spojrzy na mnie, gdy nucić pienia
Zacznę, toć nie jest z kamienia.
„Hipoman[2], żony pragnąc, przegoni
Dziewczynę, z jabłkami w dłoni,
A Atalanta, widząc to, spłonie
I w szale miłości utonie.
Czy pasąc w górach Adonis trzody,
Cyprydy, wdziękiem urody
Zdobnej, nie wprawił w szał, że po zgonie
Nawet go pieści na łonie?“
Ach, boli głowa! Tyś zimna wcale.
Precz z śpiewem! Tu się powalę.
Pożrą mię wilcy. Niechże to słodziéj
Niż miód do gardła ci wchodzi!
(Z. Węclewski).