[218]
B) Kosarze.
Milon. Kosarzu, robotniku dobry, co-ć się stało?
Przedtem między czeladzią nad cię nie bywało.
Teraz, ani docinasz i pokosy psujesz,
Ani równo z inszymi w rzędzie postępujesz,
Ale po wszystkich idziesz; tak za trzodą w pole
Owca idzie, gdy nogę na cierniu zakole.
Jakim w południe będziesz, abo do wieczora,
Jeślić zaraz z poranku robota nie skora.
Battos. Dusza twoja z kamienia kędyś się urwała.
Słuchaj, abo-ć tęsknica nigdy nie bywała?
Milon. Nie bywała; po kimże chłop prosty ma tużyć,
Który ustawnie musi robić albo służyć?
Battos. Ani-ć się przytrafiło, abyś zamiłował
I nie spał całej nocy i zalot pilnował?
Milon. Bodaj się nie trafiało; szkoda tam być musi
Bez pochyby, kędy pies rzemienia zakusi.
Battos. Alem ja zamiłował; już to wyminęła
Wtóra niedziela, jako napaść ta mię wzięła.
Milon. Pan-eś ty, bracie, a my prosty chleb jadamy;
Ty z pełnej beczki toczysz, my drożdży nie mamy.
Battos. W tem państwie chwasty u mnie zarosły zagony,
A jakom posiał, jeszcze żaden nie plewiony.
Milon. Któraż to zuchwalica tak cię popsowała?
Battos. Owa, co nam przy żniwie pieśni zaczynała.
Milon. Dostałeś, czegoś szukał. Bóg frantom nagali:
I świerszcze w słomie, kiedyś spał, o tem śpiewali.
Battos. Nie każ na hardą i nie śmiej się z mej głupości;
Nietylko ślepi żebrzą, lśnią ludzie w miłości.
Milon. Nie moja rzecz być hardym, wszakże nie próżnujmy,
Ale śpieszno przy inszych z kosą postępujmy.
Ty zaśpiewaj co o swej miłej, lżejsza będzie
Tak robota; wszak i ty dudką słyniesz wszędzie.
Battos. Muzy, ucieszne Muzy, teraz zaczynajcie,
A ze mną moją piękną pannę wysławiajcie!
Kogo się wy dotkniecie przez wdzięczne śpiewanie,
Każdy się urodziwym, każdy pięknym stanie.
Bombiko ma najmilsza, wszyscy cię i małą
I chudą i cyganką zowią ogorzałą,
Ja subtelną, ja Greczką; nie wszystko są białe
Fijołki, są brunatne, są i podpalałe.
Są i ziółka ciemniejsze, a wzdy je zbierają
Piękne panny i w wieńcach przodek im dawają.
Oracz za pługiem chodzi, za oraczem wrona,
Ja za tobą, Bombiko moja ulubiona.
Gdybym miał skarb królewski, abo złote bani,
Stalibyśmy oboje ze złota odlani.
[219]
Tybyś bębenek, albo piszczałkę trzymała,
Abo różę, abo mi jabłko podawała.
Jabym stał, jako stawam, gdy tańce wywodzę
Piórko za czapką, gładka skórzenka na nodze.
Bombiko ma najmilsza! twoja nóżka biała,
Słówka jedwabne, łaska nie wiem jako trwała?
Milon. Wejże tego kosarza, jako chytrze z nami
Obchodzi się; tak długo taił się z pieśniami.
Wierę-ś ją dobrze wyciął, moja brodo miła,
Nie darmoś to konopie tak bujno puściła.
Posłuchaj też ty moich; lecz ja nic swojego
Nie zaśpiewam, rym tylko dawny Litjersego[1].
Demetro wielożyzna! zdarz, aby to było
Plenne zboże, aby się do gumna zwoziło.
Grabcie i wiążcie mocno, aby nie rzeczono:
Słomiany-to robotnik, płacę tu stracono.
Gdy wiatr z północy abo z zachodu powiéwa,
Rozstawcie snopy, bo tak kłos ziernistszy bywa.
Kto młóci, niech się strzeże w przypołudnie spania;
W południe zbite zboże — lepsze do wywiania.
Kosarz ma wstać z skowronkiem, a ledz, gdy on siędzie;
Dobremu kosarzowi znój nigdy nie będzie.
Najlepszy żabi żywot: nigdy nie upragnie,
Nigdy nie woła: daj pić, zawsze mieszka w bagnie.
Urzędniku, nie umiesz tylko nam chwast warzyć,
Kiedy pokrzywy dzielisz, waruj ręki sparzyć.
Azaby takie pieśni, kiedy słońce pali,
Przy robotach kosarze nie raczej Śpiewali?
A ty więc o miłostkach swoje narzekanie
Zachowaj do macierze, kiedy rano wstanie.
(Sz. Szymonowicz).
|