[379]
PROLOG.
Cupido (po pastersku).
Ktoby rzekł, żeby pod człowieczym[1] strojem
I pod wieśniackim wystrychnioną krojem
Pasterską płachtą, miałby być bóg jaki,
A bóg nie leśny, bóg nie ladajaki,
Albo z tych bożków porządku niższego;
Ale niebieski, i ten, nad którego
[380]
Słuszniejszego-byś snadź nie znalazł[2] w niebie.
Który Marsowi krwawéj po potrzebie
Wydziera pałasz, widły Neptunowi,
Co ziemią wstrząsa, nawet Jowiszowi
Wielkiemu śmiele piorun z ręku bierze[3].
W takiéj postaci i w takim ubierze
Z wielką-by swego[4] poznała trudnością
Syna bogini, co włada miłością.
Ja-m od niéj uciekł, i musząc uchodzić
Tak[5] się ukrywam; bo téż chce przewodzić
I do tego mnie ciągnie i niewoli,
Żebym swą bronią władał po jéj woli.
A jak to płocha górnomyślna żona,
Kiedy ja niżéj pocznę patrzać, ona
Tylko mię w pyszne pałace, w korony
Wpycha i w dwory, i tam niedoświadczony
Kunszt méj potęgi[6] pokazować radzi;
A w młodszéj braciéj mojéj i czeladzi
Dozwala lasów, i nad pasterskiemi
Pastwić się sercy niepolerownemi.
Jażem nie dsieciędziecię, ani żaczek prawy,
Chociaż mam i twarz dziecinną i[7] sprawy!
Chcę sobą rządzić i iść po swéj woli,
Bo mnie, nie onéj, co ją pawnie boli,
Łuk złoty za część działu przysądzono,
I wszechmocnéj się pochodnie zwierzono.
Dlategoż często, nie przed jéj rządami,
Bo tych nie słucham, ale przed prośbami,
Które u syna siła wywódz mogą,
Nieraz uciekam[8], i często w ubogą
Uchodzę chatkę, i często się lasem
Gęstym ukradam[9], a ona tymczasem
Szpieguje pilno, i z wielkiéj tesknice
Woła, zwabiając na swe obietnice:
[381]
Dam temu, kto mi syna wyda mego
Pocałowanie, abo coś milszego.
Jakobym ja téż za taką wygodę,
Że mię zamilczy, nie mógł dać w nagrodę
Pocałowania, abo coś milszego.
To wiem przynajmniéj, że dziewczęta z mego
Pocałowania doznają lubości
Więcéj, jeśli się ja znam na miłości,
Który-m jest miłość; i tak po próżnicy
Szuka chytrego[10] w cudzéj tajemnicy.
Ażeby się jéj prace tym przydało
I by mię znamię jakie nie wydało,
Po który m-by mię mogła zejść[11] w téj zgubie,
Złożyłem łuczek, skrzydełka[12] i łubie.
Alem tu przecie nie przyszedł bez broni;
Pochodnią-m zmienił w laskę: téj nie schroni
Nikt się wyrytym[13] płomieniom ognistym.
A taż strzała jest, chociaż nie złocistym
Błyska żeleścem, hartu niebieskiego,
I miłość zaraz wprowadza w rannego[14].
To ja dziś zranię niezleczoną raną
Serce złéj dziewki[15], nad którą z Dyaną
Snadź okrutniejsza żadna[16] nie poluje.
I niemniejszy mi[17] postrzał dziś poczuje
Sylvia (takie imię jest téj panny),
Niż ten, którym jest[18] nie dopiéro ranny
Amyntas w ten czas, gdy młodzi oboje
Spólnie przechadzki, spólnie łowy swoje
Odprawowali. Ażeby mi była
Zacniejsza[19]) sprawa, chcę, żeby[20] zmiękczyła
[382]
Litość to serce, w którym się zamknęła
Ostra poczciwość i mróz, którym zdjęła[21]
Srogość te piersi[22] i panieńska pycha.
Dopiéro w ten czas rzucę strzałę z cicha!
Więc, zebym więcéj miał czasu do tego,
Wmieszam się w tańce koła[23] pasterskiego,
Których tam widzę siła powieńczonych
I na doroczny kiermasz zgromadzonych.
I tam wyprawię dzieło tak subtelne,
Że go i oko nie dojrzy śmiertelne.
Dzisiaj w nowy kształt, w nowe obyczaje
Będą te prawić o miłości gaje.
I znać to będzie, że ja bóstwo swoje
Sam-em tu przyniósł, nie przez sługi moje.
Niewyćwiczone ponapełniam[24] głowy
Nieznajomemi dowcipy, a słowy
Gładkiemi dźwięk ich języko osłodzę.
Bo ja jednako, gdzieżkolwiek przychodzę,
Wszędzie-m jest miłość, jako miedzy pany
Tak i przy trzodzie[25] i miedzy łachmany,
I rożość osób, bogactw, urodzenia[26]
Zrównywam według mego rozumienia.
To to najwyższa[27] sława, te są cuda
Namilsze[28] moje, gdy tak wdzięcznie duda
Wiejski z łaski méj zagra na multankach,
Jako ćwiczony lutnista przy pankach.
Jeśliże matka (która, że tu błądzę,
Gniéwa się) tego nie widzi, tak sądzę,
Że ona ślepa a nie ja, którego
Ślepy niesłusznie lud ma za ślepego.
|