Znowu rok mija; — wojną spustoszone
Krzyżackie kraje pustyniami leżą,
A Mindows patrzy za zdobyczą świéżą.
— Nie jeden Trojnat Lachów będzie łupił,
Pójdę ja na nich! — rzekł. Na Ruś śle gońce,
Daniłłu z Swarnem przymierze przynosi,
Na lackie ziemie obudwu ich prosi.
— Jak wy beze mnie, jam bez was nieśmiały;
Razem nas lacka siła nie pokona. —
I Daniłł przyjął i Swarno przymierze.
Poszli na Płockie, a co krwi się lało,
Co łupów wzięli, co jeńca przygnali,
Długo to lackie serce pamiętało,
I długo w pieśniach ten najazd śpiéwali.
Trojnat nie poszedł na Lachów z Mindowsem;
On w sercu gniew swój rozżarza, hoduje,
On długo czeka, długo zemstę duma,
Ale nie wrzuci kamieniem do wody
Krzywdy swéj nigdy — i póki mu bije
Serce pod piersią, w niém i zemsta żyje.
I Mindows swoją pamiętał urazę,
Lecz nie śmiał wojny nieść w Trojnata ziemie —
Jedna krew obu, jedno obu plemię;
I zna odwagę, zna siłę Trojnata:
Bo Trojnat w Żmudzi, jak Mindows na Litwie,
Panem — nikt przeciw nie podniesie czoła,
A na róg jego cała Żmudź powstanie,
Na rozkaz jego pójdzie choć na braci. —
I nieraz stary Burtynik mu śpiéwa
Takiemi pieśni w wieczory zimowe,
Jakby chciał z piersi wydobyć rozkazu,
Iść na Krywicze i na Nowogródek.
Nieraz Bojary o skarbach Mindowsa
Szepcąc mu cicho, żądzę podpalają,
Nieraz za jego przymierze z Zakonem
Błotem obelgi na niego rzucają.
A Trojnat milczy i nie chmurzy czoła,
Ale co myśli w duszy, nikt nie powié —
Bo myśli jego w siwéj siedzą głowie,
Jak psy zamknięte; nie ujrzysz, aż w kniei,
Kiedy wybiegą za zwierzem w pogony.
I w piersi jego leży tajemnica,
Jak na dnie wody bursztynowa bryła.
Gdy burza wstanie, to bursztyn wyrzuci.
I nieraz gwarzą przy ognisku starzy —
— Trojnatu panem byćby nad wszystkiemi,
I Żmudź, i Litwę trzymać w silnéj dłoni;
Niktby się wówczas na nią nie poważył,
Bo Trojnatowe męztwo wszyscy znają.
Wiary on swojéj nie sprzedał Krzyżakóm,
A komu przysiągł raz, tego nie zdradził. —
I Trojnat nieraz słucha szeptów dworu,
Ale tak słucha, jakby wiatrów szumu,
Jeziór mruczenia i ptasiego śpiéwu.
Tymczasem wiek mu coraz bieli głowę,
I oczy gasną, ramiona się chylą.
Częściéj u ognia Trojnat, niż na łowach,
I częściéj pieśni Burtynika słucha,
Nawet uważniéj nadstawia jéj ucha;
A kiedy dumą pieśń w serce zadzwoni,
To zmarszczki schodzą z wyłysiałéj skroni,
I myśl się jakaś jasna po niéj snuje.
Kiedy Mindowsa wspomną przy nim imię,
Nie wzgardą dawną to imię przyjmuje,
Lecz z gniewem szepcze niepojęte słowa,
Których znaczenie próżno chcą odgadnąć.
A ludzie wiedzą, że kiedy Trojnata
Wargą gniew w słowach wylany poruszy,
Wkrótce on mieczem i ręką zawłada.
Trojnat nie darmo dwa razy Doumanda
Na jego zamku tajemnie odwiedził,
I Doumand, mówią, zemstę jakąś knuje,
A choć pozornie głowę korną chyli,
To żal mu żony i tęskno mu po niéj;
I wychudł z złości, któréj braknie siły.
Jeździł on na Ruś i powrócił z Rusi
Z rozpaczą tylko! — Odtąd w Żmudź śle gońce,
Z Trojnatem często na łowy się zjadą,
I długo w nocy n ogniska gwarzą,
Nim się na jednéj skórze spać układą.
Co mówią, nie wié nikt, bo obu mowa
W tak ciche, tajne ubiéra się słowa,
Że duch jéj nawet podziemny nie słyszy.
Darmoż te tajnie i narady wspólne?
Darmo już Trojnat lud w swéj ziemi zbiéra,
Doumand kryjomo Rusinów gromadzi?
— Nie darmo — szepczą żmudzcy Bojarowie,
— Nie darmo — stary Burtynik powtarza.
Ale czas płynie; dniami, miesiącami,
Z założonemi on siedzi rękami,
I tylko czasem wyjeżdża na łowy,
Na ciche znowu z Doumaudem rozmowy.