Zaledwie spoczęło wojsko Witoldowe,
Krzyżacy po zamkach znojny pot otarli,
I zbroje zrąbane nanowo przekuli,
I łuki nagięli, strzały zaostrzyli,
A wiosna się w gajach ozwała wesoła.
— Pod Wilno! pod Wilno! — znów Witold zakrzyczał. —
Pod Wilno! na Litwę! Mnie nie spać spokojnie,
Aż Litwę odbiorę, aż wezmę stolicę.
O! chodźmy znów, Mistrzu! Patrz w okno — jaskółki
Latają pod okny, bociany klekoczą,
I orzeł pociągnął gdzieś w chmury wysoko.
Już wiosna — biegnijmy! już pora do boju! —
Znów wojsko Krzyżackie od zamków się zbiera,
I bracia powstali z legowisk zimowych,
Przywdzieli szyszaki i miecze przypięli,
Świętą pieśń zanócą, na konie wsiadają,
Z Witoldem na czele do Litwy ruszają.
Lecz nie tak im raźnie, bo liczba ich mniejsza.
Krzyżowcy za morza do domów wrócili.
Jagiełło tymczasem do Wilna poskoczył,
Gród wyższy umocnił, gród niższy otoczył
Nowemi osady, płotami, wałami,
I bramy nasrożył, i działa rozstawił,
Skirgiełłę na Kijew zarządzać odprawił,
A Jaszka nad Wilnem dowódźcą posadził.
Jaszko z Oleśnicy, mąż młody i dzielny,
Sam jeden na zamku; i począł się pilnie
Zakrzątać obroną. Dzień i noc zasiłki
Zawożą, załogę wzmacniają, a zamki
Nanowo z popiołów i zgliszcza powstały.
Już czeka Krzyżaków, i pewien sam siebie,
Wygląda na wieży, rychło się nagonią?
Ot szlakiem się cisną, ot obóz już kładą.
Lecz wprzódy się Jaszko uwinął, i miasto
W perzynę obrócił, by nie miał wróg dachu,
Od burzy osłony; lud wygnał na lasy;
Sam w zamkach szydersko śmieje się, patrzając,
Jak Krzyżak Krzywy Gród otoczył obozem,
Przy Marij na Piaskach kościołku położył.
Noc padła. — Niedługo mnichóm tu popasać! —
Rzekł Jaszko, i swoich przebudza, szykuje:
W piérwszym śnie otworzył zamczysko, napada
Na obóz Witoldow. Zaledwie stróżowie
Znak dali pobudki, i ciężkich swych zbroi
Krzyżacy nie zwlekli, nie dosiedli koni,
Już Jaszko na karku, uciera się z niemi.
Noc całą walczyli. Nad świtem, gdy mnichy
Na konie się zwiedli i w zbroje ubrali,
On obóz rozbiwszy, do zamku ucieka.
Mistrz smutno, o brzasku, na pole pogląda,
Trupy swe policzył, popatrzał na mury.
— Ciągnijmy — rzekł — daléj. Na Wilno nie przyszła
Godzina. Dobędziem go późniéj, Witoldzie! —
Napróżno go Witold zaklina, namawia,
Korzyści, widoki i sławę przedstawia.
On milczy, a wojsku ściągać się rozkazał.
Już obóz w milczeniu zwija się, Krzyżacy
Na konie usiedli, a Witold za niemi
Odciąga, klnąc Mistrza, i oczy odwrócił.
— Raz jeszcze napróżno! raz może ostatni!
Lecz znowu powrócę, powrócę, zdobędę! —
Odchodzą; lecz idą po Litwie płomieniem;
Nad Wilją Gród Nowy rozryli; nad Świętą
Zwrócą się, Wiłkomierz obegnać i palić;
A sioła po drodze, gdzie puste, zażegną,
Gdzie lud jest, to w pęta, i gnają na Prussy.
Aż przyszli nad Niemen. Nad Niemnem Mistrz każe
Trzy zamki u brzegów swym ludzióm budować.
Trzy staną od granic Zakonników straże,
By dawać znak mnichóm, gdzie wojnę gotować,
By ciągle na oku mieć Litwę, i szpony
Zapuszczać w nią głębiéj, i drzeć jéj wątrobę,
Co wiecznie odrasta, by zawsze ją zżerał.
Metemburg Witoldu Mistrz w darze oddaje.
Dla niego, dla niego danina to licha!
On całéj chce Litwy, nie zamku jednego.
Odeszli; a Wigand na nowe grodziska,
Wysłany przez Jaszka, z Lachami naciska;
Trwogą je obegnał, lecz z niczém powrócił;
A w drodze zachorzał, i trupem z wyprawy
Na Świętą dolinę odpocząć przyjechał.
Dano znać Witoldu, że Wigand nie żyje,
Brat luby Jagiełły. On szepnął: — Czas zgody.
Skirgiełło w Kijewie, ja siędę na Wilnie.
Dość przecie paliłem, dość krwi już wylałem.
Czas za krew, pożogę, sięgnąć po zapłatę. —