Anafielas (Kraszewski)/Pieśń trzecia i ostatnia. Witoldowe boje/XXXV

<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Anafielas
Podtytuł Pieśni z podań Litwy
Tom Pieśń trzecia i ostatnia

Witoldowe boje

Wydawca Józef Zawadzki
Data wyd. 1843
Druk Józef Zawadzki
Miejsce wyd. Wilno
Źródło Skany na Commons
Inne Cała pieśń trzecia
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

XXXV.

Gdy Witold znosi Krzyżacką niewolę
Okuty więzy złotemi,
Jagiełło z Litwą swoją ciągnie w pole
Po zdobycze w Lackiéj ziemi.

Na cóś ty, Lachu, Ziemowita wśpierał,
Gdy nań Jagiełło mścił zdrady?
Na cóś w granice Litewskie się wpierał?
Sam się zadarłeś z sąsiady?

Ciągną Litwini w Sandomierskie włości,
Ku Łysej górze zmierzają —
Już widny biały gmach na wysokości,
Do niego pędzą się zgrają.

I objął górę żywy łańcuch ludu.
Na górze w dzwony uderzą,
A mnichy, klęcząc, oczekując cudu,
Jeszcze w zagładę nie wierzą.


Biją we dzwony, chorągwie rozwito,
Na przedzie świętego Krzyża
Część, niesie Starszy, złotą blachą, krytą;
Tłum przed nią głowy uniża.

Mnich żegna pogan; ale zjadła tłuszcza
Bieży na Bożych kapłanów,
I strzał tysiące z giętkich łuków puszcza,
We wrota bije z taranów.

A mnisi idą, pieśń piejąc pobożną,
Ciągle w cud wielki ufają,
Tłuszcza się ciśnie, z wrzawą leci groźną,
Bramy klasztorne pękają!

Wtém kapłan żegna — lud na twarze pada;
Upadł, by więcéj nie powstał!
Na karkach ludu Litwinów gromada.
Bicz Boży grzesznych ochłostał!

Biada, kto cudu od Boga spodziewa,
Kto śmié go czekać od Niego!
Bo na ratunek Bóg mu nie przybywa,
I nie podźwignie dumnego.

Pogańskie tłumy już w kościelne wrota
Wpadły, przybytek pustoszą,
Na klasztor ognie dzika tłuszcza miota,
Złoto i srébro wynoszą.


Łupy zbierają, a bezbronnych wiążą,
Na wozy zabór swój kładą;
Lecz strach ich pędzi — wzrokiem wkoło krążą,
Złupili, palą i jadą.

Bo dzwony ciągle z wież kościelnych biły,
Jakby o pomoc wołały.
Próżno Litwiny wszystkie swoje siły,
Hufce ku wieży wysłały.

Dzwonnicy we krwi leżą, a na wieży
Uroczyste dzwonów głosy
Biją a biją, i dźwięk ich się szérzy,
Po ziemi idzie, w niebiosy.

Coraz głośniejszy, coraz silniéj bije,
Strachem przejmuje ich serce;
Zda się, że pomstę wywoła na szyję,
Na świętokradźce, morderce!

I Litwa goni z łupami do domu,
A wciąż jéj w uszach dzwon bije;
Patrzy na niebo i lęka się gromu.
Strach pogańskie ugiął szyje.

Wpośrodku łupów, na wozie ładownym,
Był rzucony krzyż złocisty;
Krzyż to ze drzewem zbawienia cudowném;
W nocy stawał płomienisty;


A niebiańskiemi Aniołowie chóry
Hymn przed nim chwały śpiewali.
Ilekroć z pogan dotknął się go który,
Wszyscy trupami padali.

Kiedy na Polską granicę przybyli,
Stanął wóz z krzyżem, jak wryty;
Próżno ciągnęli, próżno się silili —
Stał na Polskiéj ziemi wbity.

Aż pogan zdjęła niepojęta trwoga.
Szemrzą cóś z sobą i radzą.
Jest-li to siła chrześciańskiego Boga?
Jego to dzieje się władzą?

I Kniaź Jagiełło, co się Bogów boi,
Duchy i czary go trwożą,
Ukradkiem spójrzał po drużynie swojéj,
Uląkł się przed mocą Bożą.

— Porzucić wóz ten — zawoła na swoje —
Lub zaprządz ludzi do niego.
Wolę ja wojnę, wolę krwawe boje,
Niż sprawę ducha wielkiego.

Siły nie widzę, potęgi nie zgadnę.
Włos mi powstaje na głowie! —
Ni go zaklęcia zmódz potrafią żadne.
— Co to jest? niech mi kto powié. —


Wtém się Dowojny zbliża niewolnica;
W Polsce to zajęta branka;
Z czarnemi oczy, wybladła dziewica,
Hanna, z rodziny Habdanka;

Klęknie przed Kniaziem i powié nieśmiało:
— W tém Boża siła jest, Panie!
Wozu nie ruszyć mocą wojska całą;
On w miejscu zawsze zostanie.

Na wozie leży część krzyża świętego,
Na którym Chrystus, syn Boski,
Umierał dla nas, dla świata całego,
Umęczon przez lud żydowski.

Odeślij świętość! Cud to! czarów niéma!
Krzyż niech wróci w Polską ziemię;
A wówczas żadna siła go nie wstrzyma,
Lekkiém się stanie to brzemie.

Wielki Bóg Chrześcian, wielki Bóg, jedyny!
Bodaj nawrócił cię, Panie!
Oto znak czynił, by między swe syny,
Wziął cię pod swe panowanie. —

Mówi, Jagiełło zadziwiony słucha,
Na wóz, to na nią pogląda;
Oczy mu błyszczą; i nabiera ducha,
Prawdę słów jéj zbadać żąda.


Każe zawracać. Para wołów biała
Wóz cudownie poruszyła,
I ciągnie nazad; a tłuszcza zdumiała,
Milcząc, na cudo patrzyła.

I sam Jagiełło pozostał w milczeniu;
Patrzy, swym oczóm nie wierzy
Jedzie, a dumy siadły mu w spójrzeniu,
A w sercu strach jakiś leży.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.