Anielka pracuje/Teraz
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Anielka pracuje |
Podtytuł | Powieść dla dorastających panienek |
Data wyd. | 1934 |
Druk | Drukarnia „Rekord” |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cała powieść |
Indeks stron |
Mając z jednej strony zamyślonego Jakóba Brzózką, z drugiej Basię, córkę Wojciecha Matysiaka, kroczyła Anielka do fabryki z wielką kromką chleba w kieszeni.
— Pójdziesz do mojego majstra, — uświadamiała ją Basia. — Srogi jest. Przy nim nawet przez okno wyglądać nie można i... Ale musisz włosy jakoś związać, Anielciu! Z takiemi włosami nie wolno ci wejść do fabryki. W zeszłym roku Kacprowi maszyna rękę ucięła!
Anielka sięgnęła ręką do swych loków i spojrzała na Basię, nie mówiąc ani słowa.
— Przydałaby się jakaś wstążka, — mówiła Basia dalej, — poszukamy w kieszeniach, może się coś znajdzie.
Anielka ostrożnie wyjęła z kieszeni swą potężną kromkę chleba i uśmiechnęła się do Jakóba Brzózki:
— Masz też taką dużą? Pokaż! Moja jest grubsza!
Wolniutko przełożyła chleb do prawej kieszeni. W drugiej muszą być jakieś szmatki i kawałek kolorowego jedwabiu od Elżuni sklepikarza. Anielka otworzyła oczy ze zdziwieniem. Acha! Matka musiała wyprzątnąć kieszenie, zanim jej chleb włożyła. Na samem dnie leżała tylko wykrochmalona czysta chustka do nosa. Szkoda tego jedwabiu!
— Mam tu kawałek sznurka! — usłyszała nagle Anielka głos Basi. — To też będzie dobre. Uklęknij, Anielciu, a ja ci zrobię warkocz!
Jakób Brzózka wsunął ręce w kieszenie spodni i począł trząść się ze śmiechu. Niesforne loki Anielki wymykały się z pod szpagatu, zwijając się napowrót w pierścienie i w żaden sposób nie można ich było ułożyć.
— Masz dzikie włosy, — westchnęła Basia. — Spójrz, u mnie wszystkie leżą porządnie! Babcia nasmarowała mi je jeszcze masłem. I tobie by się to przydało. Ale musimy już iść.
Jakób Brzózka przez całą drogę nie mógł powstrzymać się od śmiechu. Warkoczyk Anielki sterczał w górę i pochylał się to w jedną, to w drugą stronę w miarę jej ruchów. Chyba żadna dziewczyna w fabryce nie miała takiej fryzury. Dopiero otworzą oczy!
— Wiesz co, jak się pilnie pracuje, to nasz majster nie jest taki zły, — uspokajała Anielkę Basia. — Pozatem zarabia się przecież sześćdziesiąt groszy dziennie. Ją od dzisiaj będę dostawała sześćdziesiąt pięć. Jestem już nakładaczką.
Czyż to sen? Anielka Lipkówna będzie też kiedyś nakładaczką w przędzalni! Naprawdę tuż przy niej idą Basia i Jakób Brzózka, a z jej własnej kieszeni, z kieszeni dorosłej Anielki sterczy ogromna kromka chleba. To jednak prawda! Serce trzepocze się w piersi i radośnie bije, oczęta płoną z uciechy, spoglądając dokoła wesoło. Widzą wiosnę, jakby dotychczas jej nigdy nie widziały. Całkiem blisko, tu na drodze uśmiechają się do Anielki różnobarwne kwiaty. Jak pięknie! Czy nie mogłaby tak zerwać kilka?
Anielka przystanęła nagle.
— Co się stało? — spytała Basia. — Spójrz, tam już widać fabrykę. Tam!
Między stosami ułożonego drzewa ujrzały istotnie biały fabryczny budynek o niezliczonej ilości okien.
— Na drugiem piętrze pracujemy, — rzekła Basia. — Gieńka Hieronima Szczypiora też pracuje w naszej sali. Czy ona wie, że ty przyjdziesz? Jakób jest na pierwszem piętrze, gdzie się bawełnę czyści i czesze. Prawda?
Jakób Brzózka skinął głową z powagą.
— Najważniejsza robota jest przy nawijaniu na szpulki!
Wciąż bliżej i bliżej widać było białą fabrykę. Teraz stanęły już dzieci przed ogromną ciężką bramą żelazną. Pod Anielką zadrżały nogi.
— Chodź, — rzekła Basia, — nie powinnaś się lękać.
Tuż za nią i za Jakóbem Brzózką weszła Anielka po raz pierwszy na dziedziniec fabryczny.
— To jest dom państwa, — wyjaśnił Jakób z szacunkiem, wskazując piękny murowany budynek w głębi. — Patrz, źródło. Ciągle tryska!
Anielka widziała tylko ponure drzwi fabryczne. Dzieci i dorośli tłoczyli się tam, gawędząc i śmiejąc się. Prawie ze wszystkich kieszeni sterczały kromki chleba. Anielka sięgnęła do swojej kromki. Była jeszcze grubsza, niż kromka Jakóba Brzózki! Anielka codziennie dostanie taką nową kromkę, jedną, drugą... jedną rano, drugą popołudniu! Czy można sobie wymarzyć coś lepszego? W oczach Anielki zabłysła radość. Zaśmiała się. O, jakże chętnie idzie do fabryki! Nicby jej większej przyjemności nie sprawiło. Niby na wspaniałą ucztę, kroczyła Anielka wesoło wraz z innymi mrocznemi korytarzami, a potem na nieskończenie długie drewniane schody w górę.