Anna Karenina (Tołstoj, 1898)/Część druga/I
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Anna Karenina |
Wydawca | Spółka Wydawnicza Polska |
Data wyd. | 1898-1900 |
Druk | Drukarnia »Czasu« Fr. Kluczyckiego i Spółki |
Miejsce wyd. | Kraków |
Tłumacz | J. Wołowski |
Tytuł orygin. | Анна Каренина |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
W końcu zimy w domu Szczerbackich odbywało się konsylium, majace zadecydować, w jakim stanie znajduje się zdrowie Kiti i jakie kroki należy przedsięwziąć, aby wrócić jej siły. Kiti była niezdrową i z wiosną stan jej zdrowia pogarszał się widocznie. Domowy lekarz dawał chorej tran, potem żelazo, potem lapis, a ponieważ ani pierwszy, ani drugi, ani trzeci z tych środków nie pomagał, a doktor radził zaraz na wiosnę jechać za granicę, zaproszono więc znakomitego doktora. Znakomity doktor, jeszcze nie stary, bardzo przystojny mężczyzna, zażądał od chorej, aby mu pozwoliła opukać się; zdawało się, że doktór z pewną przyjemnością dowodził, że wstyd dziewiczy jest tylko zabytkiem barbarzyństwa i że niema nic prostszego, iż on, jeszcze stosunkowo niestary mężczyzna, opukuje młodą obnażoną dziewczynę. Doktorowi opukiwanie wydawało się zupełnie naturalnem, gdyż robił je codziennie i nie wywierało to na nim żadnego wrażenia i, jak mu się zdawało, nie myślał przy tem o niczem złem i dlatego na wstydzenie się panien patrzał nietylko jako na zabytek barbarzyństwa, ale i jako na obrazę, wyrządzaną sobie.
Trzeba jednak było uledz mu, gdyż pomimo, że wszyscy doktorzy uczyli się w tych samych szkołach, z tych samych książek, znali tę samą naukę i pomimo, że niektórzy mówili, że ten znakomity doktór jest złym doktorem, w domu jednak księżnej i w kole jej znajomych niewiadomo dlaczego sądzono, że tylko ten jeden znakomity doktór wie coś nadzwyczajnego i tylko on jeden może uratować Kiti.
Wybadawszy i wypukawszy skrupulatnie przestraszoną i oszołomioną ze wstydu chorą, znakomity doktór umył starannie ręce i stał na środku salonu, rozmawiając z księciem. Książę, słuchając doktora, marszczył się i pokaszliwał, gdyż jako człowiek niemłody, niegłupi i zdrowy, nie wierzył w medycynę i w głębi duszy irytował się na tę komedyę, tem bardziej, że zapewne on jeden tylko domyślał się, co spowodowało chorobę Kiti. „A to szczeka napróżno“ — myślał książę o znakomitym doktorze, przysłuchując się gadaniu jego o oznakach choroby córki. Doktór zaś zaledwie powstrzymywał się od okazywania pogardy, jaką miał dla tego starego magnata, i z trudnością zniżał się do poziomu, na jakim, według niego, stał książę pod względem umysłowym. Doktór zauważył od razu, że ze starym niema co gadać i że w tym domu matka jest wszystkiem, przed nią więc miał zamiar rozsypać perły swego krasomówstwa i wiedzy.
Gdy księżna w towarzystwie domowego doktora weszła do salonu, książę odszedł, aby nie dać zauważyć po sobie, jak śmieszną wydaje mu się ta cała komedya. Księżna była zakłopotaną i nie wiedziała co czynić, gdyż poczuwała się do winy względem Kiti.
— Panie doktorze, decyduj pan o naszym losie — rzekła księżna. — Prosimy powiedzieć nam wszystko. „Czy jest jeszcze jaka nadzieja“ — chciała zapytać księżna, lecz wargi jej zadrżały i nie mogła zdobyć się na odwagę i zadać doktorowi tego pytania.
— W tej chwili, pani, tylko rozmówię się z kolegą, a potem będę miał zaszczyt, księżno, powiedzieć jej me zdanie.
— Może panów zostawić samych?
— Jak państwo uważają.
Księżna westchnęła i wyszła.
Gdy doktorzy pozostali sami, domowy lekarz z pewną obawą zaczął mówić, że zdaniem jego jest to początek procesu tuberkulicznego, lecz i t. d... Znakomity lekarz słuchał go i podczas, gdy kolega mówił, wyjął duży złoty zegarek i spojrzał nań.
— Tak — odezwała się znakomitość. — Lecz...
Domowy doktór w jednej chwili przestał mówić.
— Jak to panu wiadomo, określić początku procesu tuberkulicznego nie jesteśmy w stanie; zanim pokażą się kawerny, niema nic pewnego. Lecz możemy podejrzywać; mamy ku temu pewne dane: złe odżywianie się, stan nerwowy i t. d. Należy więc postawić kwestyę w ten sposób: co należy czynić, aby podtrzymać odżywianie, gdy podejrzywamy stan tuberkuliczny?
— Lecz, jak panu wiadomo, w wypadkach tego rodzaju zawsze ukrywają się moralne powody — z uśmiechem pełnym finezyi pozwolił sobie zauważyć domowy doktór.
— Tak, to rozumie się samo przez się — odpowiedział znakomity doktór, spoglądając znów na zegarek — przepraszam pana, czy naprawiono już Jański most, czy też ciągle jeszcze trzeba objeżdżać naokoło? — zapytał doktór.
— Naprawiono już!
— Mogę więc dojechać w ciągu dwudziestu minut. Mówiliśmy więc, że kwestya przedstawia się w następujący sposób: podtrzymywać odżywianie i wzmacniać nerwy. Jedno łączy się z drugiem i dlatego należy działać z dwóch stron.
— A wyjazd za granicę? — zapytał domowy lekarz.
— Jestem wrogiem wyjazdów za granicę. Niech pan będzie łaskaw zwrócić uwagę na tę okoliczność, że jeżeli to jest początek tuberkulicznego procesu, o czem my wiedzieć nie możemy, wyjazd za granicę nie pomoże; mojem zdaniem, koniecznie potrzebnem jest użycie środka, podtrzymującego odżywianie i nieszkodliwego.
I znakomity doktór zaczął wykładać swój plan leczenia wodami Soden, które zaordynował dlatego, że zaszkodzić nie mogą.
Domowy doktór słuchał swego uczonego kolegi z uwagą i uszanowaniem.
— Ośmielę się uczynić uwagę, że za wyjazdem za granicę przemawia zmiana trybu życia i usunięcie się od warunków, wywołujących wspomnienia. A zresztą matka życzy sobie tego.
— W takim razie niechaj jadą; czy im tylko nie zaszkodzą ci niemieccy szarlatani... Trzeba koniecznie, żeby słuchały... a zresztą niech jadą... — zaopiniowała znakomitość i podeszła ku drzwiom.
Sławny doktór oznajmił księżnej (sama przyzwoitość nakazywała mu to), że raz jeszcze musi zobaczyć chorą.
— Jak to! jeszcze raz chce ją pan oglądać? — zawołała przestraszona księżna.
— Nie, chce tylko zapytać o niektóre szczegóły.
— Służę panu.
I matka w towarzystwie doktora weszła do saloniku, gdzie siedziała Kiti. Kiti stała na środku pokoju, mizerna, z wypiekami na policzkach i ze szczególnie błyszczącemi oczyma wskutek przebytego wstydu; gdy doktór wszedł, w oczach jej stanęły łzy. Cała choroba i kuracya wydawały jej się czemś głupiem, a nawet śmiesznem; leczenie wydawało się Kiti również bezcelowem, jak składanie kawałków rozbitej wazy. Serce jej było rozbite, dlaczegóż więc chcą ją leczyć pigułkami i proszkami? Lecz nie można było sprzeciwiać się matce, tem bardziej, że matka całą winę choroby córki przypisywała sobie.
— Proszę usiąść, księżniczko — rzekł znakomity doktór i uśmiechając się, siadł naprzeciwko Kiti, ujął ją za puls i znów począł zadawać nudne pytania. Kiti odpowiadała mu, lecz nagle zdjął ją gniew i podniosła się z krzesła.
— Proszę mi wybaczyć, panie doktorze, lecz te wszystkie pytania na nic się nie zdadzą. Pyta się mnie pan po trzy razy o jedno i to samo.
Znakomity doktór nie obraził się.
— Chorobliwe rozdrażnienie — odezwał się do księżnej, gdy Kiti wyszła — dowiedziałem się już wszystkiego...
I doktór począł naukowo określać księżnej, jako wyjątkowo rozumnej kobiecie, stan księżniczki i zakończył wskazówkami, jak należy pijać wody, które były najzupełniej zbytecznemi. Gdy go księżna zapytała: czy jechać za granicę? — doktór zamyślił się głęboko, jak gdyby rozwiązywał bardzo zawiłą kwestyę; w końcu objawił swe zapatrywanie: jechać, lecz nie wierzyć szarlatanom i ze wszystkiem zwracać się do niego.
Mogło się zdawać, że zaszło coś wesołego po odejściu doktora: matka wróciła do córki w lepszym humorze i Kiti również udawała, że jest weselszą.
Obecnie często, prawie zawsze zdarzało się jej udawać wesołą.
— Doprawdy, maman, jestem zdrowa, lecz jeśli mama chce jechać, jedźmy! — i chcąc pokazać, że interesuje się przyszłym wyjazdem, zaczęła mówić o przygotowaniach do podróży.