Anna Karenina (Tołstoj, 1898)/Część szósta/XIII

<<< Dane tekstu >>>
Autor Lew Tołstoj
Tytuł Anna Karenina
Wydawca Spółka Wydawnicza Polska
Data wyd. 1898-1900
Druk Drukarnia »Czasu« Fr. Kluczyckiego i Spółki
Miejsce wyd. Kraków
Tłumacz J. Wołowski
Tytuł orygin. Анна Каренина
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XIII.

Sprawdził się przesąd myśliwski, że jeżeli pierwszy wystrzał jest szczęśliwym, to i cale polowanie zwykle bywa udatnem.
Lewin zmęczony, głodny, uszczęśliwiony wrócił do izby o godzinie 9. rano, zrobiwszy najmniej z trzydzieści wiorst i przynosząc z sobą dziewiętnaście sztuk dubeltów i bekasów i jedną kaczkę, którą musiał przytroczyć do pasa, gdyż nie mieściła się już w torbie. Towarzysze jego powstawali oddawna i zdążyli już zjeść śniadanie.
— Wiem przecież napewno, że dziewiętnaście — mówił Lewin, rachując po raz drugi powyjmowane z torby dubelty i bekasy, które nie wyglądały już tak okazale, jak wtedy, gdy je zabijał, gdyż pokurczyły się, były poplamione krwią i miały zwieszone główki.
Pokazało się, że Lewin nie pomylił się przy rachunku, i zazdrość Stepana Arkadjewicza sprawiała mu przyjemność; cieszył się jeszcze i z tego powodu, że powróciwszy z polowania, zastał już posłańca z kartką od Kiti.
„Jestem zupełnie zdrowa i wesoła. Jeżeli lękasz się o mnie, to możesz być jeszcze bardziej spokojnym niż zwykle. Mam nowego obrońcę i stróża, Maryę Własjewnę[1]. Przyjechała zobaczyć mnie; powiada, żem zupełnie zdrowa i zatrzymała się do twego przyjazdu. Wszyscy są weseli, zdrowi, a ty mój kochany, nie spiesz się, i jeżeli bawisz się dobrze na polowaniu, to zostań na niem jeszcze jeden dzień.“
Te dwie radości: udatne polowanie i kartka od żony, sprawiły Lewinowi taką przyjemność, że dwa zmartwienia, jakie go spotkały po polowaniu, nie bardzo dały mu się odczuć. Jedno z nich polegało na tem, że gniady koń nie chciał jeść i był nieswój. Furman mówił, że koń ochwacił się.
— Wczoraj zmęczył się, Konstanty Dmitryczu — opowiadał — szedł wczoraj galopem przeszło dziesięć wiorst.
Druga nieprzyjemność, która rozgniewała go na chwilę, lecz z której sam śmiał się potem, polegała na tem, że ze wszystkich zapasów, których Kiti dała tyle, iż zdawało się, że wystarczy ich przeszło na tydzień, nic już nie pozostało. Wracając z polowania głodnym i zmęczonym, Lewin do tego stopnia myślał o pasztecikach, że zbliżając się do chaty, czuł już ich zapach i smak w ustach, jak Łaska zwierzynę na polowaniu, i kazał Filipowi podać je sobie natychmiast; pokazało się jednak, że zabrakło nietylko pasztecików, ale i kurcząt.
— Ależ ma dobry apetyt! — rzekł Stepan Arkadjewicz z uśmiechem, wskazując na Wesłowskiego. — Ja przecież nie cierpię na brak apetytu, ale podziwiałem tylko...
— Trudna rada! — odparł Lewin, spoglądając z niechęcią na Wesłowskiego — daj mi więc, Filipie, przynajmniej kawałek wołowiny.
— Wołowiny już niema... panowie zjedli, a kość rzuciłem psom — odrzekł Filip.
Lewinowi zrobiło się przykro i mruknął: mogliście też i dla mnie zostawić choć kawałeczek! — i niewiele brakowało, żeby się nie rozpłakał.
— Wypatrosz ptactwo — zwrócił się drżącym głosem do Filipa, usiłując nie patrzeć na Wasieńkę, i nałóż w nie pokrzyw... a dla mnie przynieś choć trochę mleka...
Dopiero potem, gdy napił się mleka, zaczął żałować, iż w obecności obcego człowieka dał się unieść gniewowi, i pierwszy zaczął się śmiać ze swego złego humoru.
Nad wieczorem myśliwi znowu wyszli nad błota, nawet i Wesłowskiemu udało się zabić parę sztuk, i na noc wrócili do domu.
Powrotna droga była również bardzo wesoła; Wesłowski śpiewał, przypominał sobie swe przygody z chłopami, którzy uraczyli go wódką, dziewczynę, podobną do świeżego orzeszka i chłopa, co mu powiedział: „A ty nie oglądaj się na cudze żony, ale myśl o tem, aby mieć swoją“ — ta rada wydawała się Wesłowskiemu nadzwyczaj śmieszną.
— Wogóle jestem nadzwyczaj zadowolony z naszej wycieczki. A pan?
— I ja również — odpowiadał Lewin szczerze, ciesząc się, że obecnie nietylko nie był już wrogo usposobionym względem Wasieńki, ale owszem miał dla niego bardzo wiele sympatyi.




  1. Była to madame, nowa, ważna nader osoba w rodzinnem życiu Lewina.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Lew Tołstoj i tłumacza: J. Wołowski.