Anna Karenina (Tołstoj, 1898)/Część trzecia/XXIX
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Anna Karenina |
Wydawca | Spółka Wydawnicza Polska |
Data wyd. | 1898-1900 |
Druk | Drukarnia »Czasu« Fr. Kluczyckiego i Spółki |
Miejsce wyd. | Kraków |
Tłumacz | J. Wołowski |
Tytuł orygin. | Анна Каренина |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Doprowadzenie do skutku zamiarów Lewina nastręczało wiele trudności, jednak pracował nad nimi, ile mu sił starczyło i dopiął swego, a chociaż nie w tym stopniu, w jakim sobie życzył, w każdym jednak razie doszedł do tego, że mógł, nie okłamując samego siebie, wierzyć, iż warto nad tem popracować. Największa trudność polegała na tem, że gospodarstwo było już puszczone w ruch, że nie można było zatrzymać tej maszyny, lecz że należało wszystko zmieniać podczas jej biegu.
Gdy Lewin w dzień swego powrotu do domu, wieczorem, wtajemniczał ekonoma w swe plany, ekonom z widocznem zadowoleniem zaaprobował ten ustęp przemówienia, w którym była mowa o tem, że wszystko co robi się dotąd, jest bez sensu i naraża tylko na straty. Ekonom twierdził nawet, że oddawna doszedł już do tego przekonania, lecz że nikt nie chciał go słuchać. Co zaś do propozycyi uczynionej przez Lewina, aby razem z robotnikami przyjął udział w całem przedsiębiorstwie, to ekonom nie dał na nią żadnej stanowczej odpowiedzi i zaczął w tej chwili mówić o tem, że trzeba koniecznie w ciągu jutrzejszego dnia zwieźć resztę snopów żyta, tak że Lewin przekonał się, iż teraz nie czas na rozmowy tego rodzaju.
Gdy zaczynał mówić o tem samem z chłopami i gdy proponował im, aby brali od niego ziemię na nowych warunkach, to napotykał na tę samą przeszkodę, gdyż chłopi do tego stopnia byli zajęci bieżącemi robotami w polu, że nie mieli czasu zastanawiać się nad tem, czy interes tego rodzaju opłaci się im, czy też narazi tylko na straty.
Zdawało się, że pastuch Iwan, dość naiwny chłop, zupełnie zrozumiał Lewina, bo gdy proponował mu, aby razem ze swą rodziną przyjął udział w dochodach z obory, Iwan okazywał gorące współczucie temu pomysłowi; gdy jednak Lewin opowiadał mu o przyszłych zyskach, na twarzy Iwana malowała się obawa i żal, że nie może dosłuchać do końca i że musi odejść, aby wziąć się do jakiej bądź roboty: nakładać siano za drabiny, pędzić krowy na wodopój albo wyrzucać nawóz z obory.
Druga trudność polegała na nieprzezwyciężonem niedowiarstwie chłopów, gdyż nie chcieli wierzyć, że cel ich pana może polegać na czem bądź innem, jak nie na chęci wyzyskania ich o ile możności; chłopi byli pewni, że prawdziwy cel jego (bez względu na wszystkie dowody, jakie im Lewin przytaczał) polegać będzie na tem, czego im nie powie. I oni sami, rozmawiając z nim, rozprawiali bardzo dużo, lecz nigdy nie wypowiadali tego, na czem polegał ich główny cel. Prócz tego (Lewin widział, że kostyczny obywatel miał racyę), za pierwszy i konieczny warunek każdej umowy kładli, aby pod żadnym pozorem nie byli zmuszani do prowadzenia gospodarstwa na jakibądż nowy sposób i aby nie musieli używać żadnych nowych narzędzi. Wszyscy godzili się na to, że pług orze lepiej, i siewniki sieją prędzej i dokładniej, lecz wynajdywali tysiące powodów, dla których nie można używać ani jednego, ani drugich, i chociaż Lewin był już przygotowanym na to, że należy obniżyć ogólny poziom gospodarstwa, żal mu jednak było wyrzekać się ulepszeń, pożytek których był tak namacalnie widocznym. Pomimo tych trudności dopiął jednak swego i pod jesień rzecz cała była załatwioną, przynajmniej Lewinowi zdawało się, że tak jest w istocie.
Z początku Lewin miał zamiar urządzić w ten sposób całe gospodarstwo i prowadzić je na spółkę z włościanami, robotnikami i ekonomem, lecz wkrótce przekonał się, że jest to niemożebnem, zdecydował się więc podzielić swe gospodarstwo na parę części. Obora, sad, ogród warzywny, pokosy, pola, podzielone na parę części, stanowiły oddzielne działy.
Pastuch Iwan, który jak się zdaje, najlepiej pojął zamysły Lewina, dobrał sobie artel złożony przeważnie z członków swojej rodziny i stał się współuczestnikiem w zyskach obory. Odległe pole, które ośm lat leżało odłogiem, wzięło sześć chłopskich rodzin, na czele których stał rozumny cieśla, Teodor Rozunow, chłop zaś Szurajew podjął się wziąć na tych samych warunkach ogrody warzywne. Reszta pozostała po dawnemu, lecz te trzy działy były początkiem nowego systemu i Lewin począł zwracać na nie szczególną uwagę.
Prawda, że w oborze wszystko szło obecnie ani trochę nie lepiej niż przedtem i Iwan sprzeciwiał się usilnie trzymaniu krów w ciepłej oborze i wyrabianiu śmietankowego masła, dowodząc, że w chłodnej oborze krowa potrzebuje mniej paszy i że masło ze śmietany jest więcej zbitem; nadto żądał pensyi, bo niewiele go to obchodziło, że pieniądze; jakie brał, szły nie na rachunek pensyi, lecz na rachunek mającej mu przypaść części dochodu.
Prawda, że Fedor Rezunow nie przeorał, jak to było umówione, po raz drugi roli pod żyto, tłumacząc się, że nie starczyło już czasu. Prawda, że chłopi do spółki należący, chociaż umówili się prowadzić rzecz całą na spółkę, nazywali tę ziemię wziętą w dzierżawę, i nieraz i chłopi i sam Rezunow powtarzali Lewinowi: „wziąłby pan pieniążki, i pan miałby spokój i my pozbawilibyśmy się kłopotu.“ Prócz tego chłopi ci ciągle pod najrozmaitszymi pozorami odkładali umówioną z nimi budowę obory i stodoły, i zwlekali z tem aż do zimy.
Prawda, że Szurajew wzięte przez siebie ogrody chciał podzielić na małe kawałki i powypuszczać na swój rachunek chłopom; widocznem było, że nie dość dokładnie, i jak się zdaje, naumyślnie nie dość ściśle starał się pojąć warunki, na których ziemia została mu oddaną.
Prawda, że rozmawiając z chłopami i wyjaśniając im wszystkie dodatnie strony przedsięwzięcia, Lewin przekonał się, że chłopi przysłuchują się tylko melodyi słów jego, wiedzą jednak napewno, że pomimo wszystkiego, co on mówi, nie dadzą się okpić. Lewin przekonywał się o tem szczególnie wtedy, gdy rozmawiał z najrozumniejszym ze wszystkich chłopów, z Rezunowym. W oczach Rezunowa Lewin zauważał wyraz, który dowodził, że Rezunow ironicznie ocenia zamiary jego, i że jest pewnym, że jeśli ktobądż da się oszukać, to już napewno nie on, Rezunow.
Pomimo to Lewin był przekonany, że sprawa jego posuwa się, i że zwracając na wszystko uwagę i wymagając spełniania swych rozporządzeń, dowiedzie chłopom w niedalekiej przyszłości, że wyjdą na tem dobrze, i że wtedy całe przedsięwzięcie pójdzie samo przez się.
Doglądanie swego dzieła i reszta gospodarstwa, które zostało się jeszcze w jego ręku, razem z pracą nad książką, napisanie której przedsięwziął, do tego stopnia — zajmowały przez całe lato czas Lewinowi, że nawet nie jeździł prawie zupełnie na polowanie. W końcu sierpnia dowiedział się od człowieka, który odwiózł mu siodło, że Obłońscy wyjechali do Moskwy. Lewin wiedział, że nie odpowiedziawszy na list Darji Aleksiejewny, popełnił niegrzeczność, o której nigdy nie mógł pomyśleć bez zarumienienia się, że przez to spalił za sobą mosty i że nigdy już nie pojedzie do nich; tak samo postąpił i ze Świażskimi, odjechawszy od nich bez pożegnania, lecz i do nich nie pojedzie już nigdy. Obecnie było to mu już wszystko jedno. Kiedy nic jeszcze w życiu nie zajmowało go do tego stopnia, co sprawa zaprowadzenia nowego trybu w gospodarstwie. Lewin przeczytał książki, jakie dostał od Świażskiego, sprowadził sobie niektóre z nich, zapoznał się z większością dzieł ekonomicznych i socyalistycznych, traktujących o kwestyi robotniczej, lecz, czego zresztą spodziewał się, nie znalazł w nich nic takiego, co mogłoby mu być pomocnem w doprowadzeniu do skutku jego zamiarów. W dziełach traktujących o ekonomii politycznej, np. w Milu, którego zaczął czytać, ogromnym zapałem, sądząc, że lada chwila znajdzie w nimi odpowiedź na pytania, które go tak bardzo zajmowały, znalazł prawa, będące wynikiem stanu europejskich gospodarstw, lecz nie mógł pojąć w żaden sposób, dlaczego te prawa, których zastosowanie jest niemożliwem w Rosyi, mają być powszechnemi. Dzieła socyalistyczne wywarły na nim to samo wrażenie:, były to albo bardzo ładne, ale niemożliwe do wykonania utopie, które go pociągały ku sobie, gdy był jeszcze studentem, lub było to poprawianie i zmienianie stanu, w jakim znajdowała się Europa, z którym to stanem cała kwestya rolna w Rosyi nie miała nic wspólnego. Ekonomia polityczna twierdziła, że prawa, według których rozwijało się i rozwija bogactwo Europy, są prawami powszechnemi i nieulegającemi wątpliwości. Socjalizm zaś twierdził, że wszelki rozwój według tych praw musi bezwarunkowo prowadzić do zguby. I jedno i drugie nietylko, że nie dawało Lewinowi najogólniejszej odpowiedzi, lecz nie dawało mu nawet najmniejszej wskazówki, co on wraz ze wszystkimi rosyjskimi właścicielami ziemskimi i chłopami ma robić ze swemi milionami rąk roboczych i dziesięcin ziemi, aby jedne i drugie przyczyniały się najskuteczniej do ogólnego dobrobytu.
Wziąwszy się raz do pracy, Lewin sumiennie przeczytali wszystko, co tylko traktowało o zajmującym go przedmiocie i miał zamiar pojechać pod jesień za granicę, aby tam na miejscu zbadać rzecz całą, gdyż niechciał, aby i co do tego nie stało się z nim to samo, co często zdarzało się mu w najrozmaitszych kwestyach. Trafiało się, iż z chwilą, gdy zacznie pojmować dowodzenia osoby, z którą rozmawia i wyłuszczać jej swoje poglądy, ta przerywa mu nagle i powiada: „A Kaufmann, a Jones, a Dubois, a Mitchelli? Pan ich nie czytał, a przecież oni twierdzą zupełnie to samo.“
Lewin był teraz zupełnie przekonanym, że i Kaufmann i Mitchelli nie mają mu nic do powiedzenia, gdyż wiedział już to, co pragnął wiedzieć: wiedział, że Rosya ma świetne grunta, doskonałych robotników, że w niektórych wypadkach, jak naprzykład u chłopa na połowie drogi, i ziemia i robotnicy wytwarzają dużo, w większości zaś wypadków, gdy wkłada się kapitał, wytwarzają mało, co pochodzi tylko z tego, że robotnicy chcą pracować i pracują dobrze tylko na swój, właściwy sobie sposób, i że to przeciwdziałanie ich nie jest wypadkowem, lecz stałem zjawiskiem, spowodowanym duchem narodu. Lewin był zdania, że naród rosyjski, powołany do zaludniania i uprawiania ogromnych rolnych przestrzeni, dopóki wszystkie ziemie nie będą zajęte, kierować się będzie swymi własnymi poglądami na te rzeczy, i że poglądy ludu wcale a wcale nie są tak błędne, jak to ogólnie przypuszczają. Lewin pragnął dowieść tego teoretycznie w swem dziele, a praktycznie na swem gospodarstwie.