Armstrong — Kolumb księżyca

<<< Dane tekstu >>>
Autor Stanisław Grochowiak
Tytuł Armstrong — Kolumb księżyca
Pochodzenie Wiersze wybrane
Wydawca Spółdzielnia Wydawnicza „Czytelnik”
Data wyd. 1978
Druk Zakłady Graficzne „Dom Słowa Polskiego”
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Armstrong — Kolumb Księżyca


I nie ma miecza — i nie ma topora;
Świąteczna to pora.

Noc zażegnano — więc zmierzch się kołysze;
Posnęły dzieci ściszone haszyszem:

By dzieci spały, żony grubiały,
Błądzą po sieniach mężowskie zawały.

I nie ma miecza — i nie ma topora;
Świąteczna to pora.

Ktoś pośród zmierzchu przebudził się, krzyknął;
Dźwignęli powieki, westchnęli: „jak brzydko!”

Bo już za zmierzchem dzwonili mleczarze,
Pryskali mlekiem w kapryszące twarze.

Panny wleciały w kryształowe lustra,
We krwi gołębic opłukały usta.

Bo nie ma miecza — i nie ma topora;
Świąteczna to pora.


Karnawał w pełni. Idą maski szczurze;
Wloką trupa bachantki z fryzjerem na sznurze;

Tuż zakon nudystów, ten fraucymer łysy,
Macza w posoce woskowe penisy,

W świątyniach kupcy sprzedają na słoje
Kurewki w occie i w dziegciu playboye...

Dość. Śnieg za nimi. Cała skała śniegu.
Tak jakby to za nas czoło schylił biegun

I noc przywrócił. I w słupach powagi
Odkrył glob blady, od nas wszystkich nagi,

Gdzie jeden człowiek schyla się uczenie.
Podbija gwiazdy, a zbiera kamienie —

I nie ma miecza — i nie ma topora:
Świąteczna to pora.





Tekst udostępniony jest na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Polska.