[301]
Armstrong — Kolumb Księżyca
I nie ma miecza — i nie ma topora;
Świąteczna to pora.
Noc zażegnano — więc zmierzch się kołysze;
Posnęły dzieci ściszone haszyszem:
By dzieci spały, żony grubiały,
Błądzą po sieniach mężowskie zawały.
I nie ma miecza — i nie ma topora;
Świąteczna to pora.
Ktoś pośród zmierzchu przebudził się, krzyknął;
Dźwignęli powieki, westchnęli: „jak brzydko!”
Bo już za zmierzchem dzwonili mleczarze,
Pryskali mlekiem w kapryszące twarze.
Panny wleciały w kryształowe lustra,
We krwi gołębic opłukały usta.
Bo nie ma miecza — i nie ma topora;
Świąteczna to pora.
[302]
Karnawał w pełni. Idą maski szczurze;
Wloką trupa bachantki z fryzjerem na sznurze;
Tuż zakon nudystów, ten fraucymer łysy,
Macza w posoce woskowe penisy,
W świątyniach kupcy sprzedają na słoje
Kurewki w occie i w dziegciu playboye...
Dość. Śnieg za nimi. Cała skała śniegu.
Tak jakby to za nas czoło schylił biegun
I noc przywrócił. I w słupach powagi
Odkrył glob blady, od nas wszystkich nagi,
Gdzie jeden człowiek schyla się uczenie.
Podbija gwiazdy, a zbiera kamienie —
I nie ma miecza — i nie ma topora:
Świąteczna to pora.