Artur (Sue)/Tom I/Rozdział ósmy

<<< Dane tekstu >>>
Autor Eugène Sue
Tytuł Artur
Wydawca B. Lessman
Data wyd. 1845
Druk J. Jaworski
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Arthur
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom I
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Rozdział 8.
PORTRET. ―

Noc była; jasność świec woskowych najzupełniéj oświecała portret. Sam nie wiem dla czego, pomimo radości, jaką postanowienie przedsięwzięte względem Heleny, nieciło we mnie, sam nie wiem dlaczego, przypatrując się surowéj twarzy mego ojca, czułem się nagle zasmucony; nigdy charakter jego smutny i surowy nie zdawał się większego czynić na mnie wrażenia. Czoło szerokie i z włosów obnażone było wystającém; oczy głęboko zapadłe, i przysłonione brwiami gęstemi i siwemi, zdawały się badaćimnie z przerażający nieruchomością; jagody były wystające, policzki wklęsłe, usta surowe i dumne; nakoniec posępna barwa ubioru mięszała się z tłem obrazu; widziałem tylko tę bladą twarz, która jaśniała w ciemności.
Ukląkłem, i długo rozmyślałem.
Skoro podniosłem głowę, rzecz bardzo naturalna sama ze siebie, tak mocno mię przeraziła, iż pomimowolnie zadrżałem: zdało mi się widziéć lub raczéj postrzegłem, coś nakształt łzy świetnéj toczącéj się wzdłuż policzków portretu, potém spadła zimna na moję rękę, którą oparłem na obrazie...
Niezdołam wyrazić pierwszego mojego przerażenia, gdyż przez kilka chwil nie byłem nawet zdolny myśléć.
Potém, przezwyciężając ten płonny postrach, zbliżyłem się, i postrzegłem wówczas, że wilgoć i gorąco, razem połączone, zrządziły jedynie te sączenie się po płótnie, przez tak długi czas zamkniętém. Smutnie uśmiechnąłem się z mojego przestrachu, lecz wrażenie było żywe i mocne, i niemogłem wpływu jego uniknąć. Nieco spokojniejszy, siadłem na przeciwko portretu. Zwolna, długie rozmowy miewane z Ojcem, stanęły mi na myśli, podobnie jak jego udręczające maksymy, oraz jego wątpliwość o prawdzie i trwaniu przywiązań. Jak bardzo czułem moje serce rozpływające się pierwéj tak wówczas ściskało się z przerażeniem: pamięć o mojéj obojętności, uchybienia jego wspomnieniu, oburzały mnie przeciwko sobie samemu, lecz pragnąc wyjść z tego zakresu gorzkich myśli, zacząłem niejako radzić się myślą mojego Ojca, względem mego postanowienia ożenienia się z Heleną.
Myśląc o téj przyszłości, która mi się wydawała tak uśmiechającą i piękną, wlepiałem oczy w tę bladą i milczącą twarz, od któréj żądałem nierozważnie, aby pochwaliła myśli mną miotające; lecz jéj niezachwiany i smutny uśmiech pogardy, krew lodem w żyłach moich ścinał...
Kocham Helenę najgłębszą miłością, mówiłem, wyciągając ręce ku niemu... Wrażenie to niemyli mnie?... To, com szlachetnie i wspaniale postanowił powinnoby zapewnić moje szczęście i szczęście Heleny.... nieprawdaż, mój Ojcze?...
I chciwie badałem nieruchomych jego rysów... gdyż, powtarzam, w téj chwili łudzącego mnie uroku zdawało mi się, iż powinien był uczynić znak przyzwolenia...
Lecz czoło białe i pomarszczone ani się poruszyło; potém zdało mi się słyszeć w głębi najskrytszych tajników mego serca zwięzły głos Ojca, który mi odpowiadał:
»Kochałeś mnie także najgłębszą, miłością; uczyniłem dla ciebie daleko więcéj niżeli Helena, dałem ci życie i majątek... A wśród używania tego majątku zapomniałeś o mnie! Biedne dziecię!«
Przerażony, mówiłem daléj: »Lecz Helena kocha mnie najmocniéj, nieprawdaż, Ojcze?«
I patrząc na twarz ciągle nieruchomą, któréj milczenie mnie przestraszało, znowu odzywałem się z przerażeniem: »Lecz ona więc mnie niekocha, lub może ja się mylę względem uczucia, które sądzę dla niéj doznawać, kiedy tak na mnie spoglądasz, o mój Ojcze!
«Czyż ci niepowiedziałem abyś się strzegł uwielbień, które wzbudzi ku tobie twój majątek, i mocno zgłębiał pozory?
— Ależ, wielki Boże! jakąż myśl tajemną ona mieć może? Ona, młoda panienka tak szlachetna i niewinna, ona, co kochała ciebie jak Ojca a mnie jak brata, nieuwierzyłaż z największém zaufaniem w moję miłość, niedbająca o resztę, i całkiem w niéj zatopiona? Czyż niewydała obojętnie na potwarz świata swéj sławy, jedynego swojego skarbu?«
Niestety! wybacz o mój Ojcze! gdyż to może nędzny i pieniężny instynkt odpowiedział mi za ciebie; bez wątpienia, płonąc się za moję podłość, chciałem przypisać twojemu wpływowi tę myśl piekielną, pierwsze powątpiewanie, które przyszło zakłócić na zawsze, uśmiechający i czysty bieg mojéj wiary; wybacz, mój Ojcze, raz jeszcze wybacz, jeśli w chwili, w któréj niespokojność mnie trawiła, gdy pytałem się ciebie, jaką tajemną myśl mogła mieć w tobie miłość Heleny, moje nieokrzesane samolubstwo odpowiedziało mi: „Twój majątek, gdyż Helena jest uboga!!!«.....

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Od tego dnia nieszczęsnego, ciągle zostając pod wpływem stałéj i pożerczéj myśli, ciągle dręczony Niedowierzaniem! tym mieczom o dwóch ostrzach, który rani zarówno srodze tego co uderza jak tego co jest uderzony, uporczywie szukałem, i na nieszczęście moje, mniemałem nieraz znajdować myśli najniegodziwsze ukryje pod pozorem najprostoduszniejszych natchnień, zamiary najochydniejsze pod najraptowniejszemi i najwspanialszemi poświęceniami się, nieraz, z oschłością w rozpacz wprawiającą, zniweczyłem jedném słowem najczulsze i najczystsze wylania; lecz nigdy, o mój Boże, nigdy niezapomnę, jak boleśnie moje serce zostało rozdarte, gdy sceptycyzm wydarł z niego tę świętą i pierwszą wiarę.
Od téj chwili, zdawało się iż żałobna krepa wszystko przed mojemi oczyma powlokła; twarz Heleny, tak niewinna i czysta, wydawała mi się odtąd fałszywą i pełną chciwości... Najczarniejszy spisek zdawał się przed niemi oczyma wykrywać: niedbałość mojéj ciotki wydawała mi się podle wyrachowaną; ten list nakoniec, ostrzegający ją o rozgłosach rozsianych po świecie, zdawał mi się być udanym. Wówczas ze srogą dumą, przyklaskiwałem sobie żem odgadł i zdołał zniweczyć ten haniebny związek, ja, którego brano za dudka.
Nie wytłumaczonym i nagłym zwrotem, cała moja miłość zmieniła się w nienawiść i pogardę; najtkliwsze wynurzenia zdały mi się niecnie udane. O wstydzie! o nędzna podłości! obrzydłe moje powątpiewanie zwiędliło nawet pamięć tego dziecinnego przywiązania, które Helena powiadała mi iż czuła w klasztorze; śmiałem potajemnie oskarżać panią de Verteuil i jéj córkę iż były współwinowajczyniami Heleny i jéj matki, i że wymyśliły ten ustęp, aby mnie z większą pewnością oślepić.
Bezwątpienia, przypuszczanie tak podłego oszukaństwa było ochydném i głupiém: było także rzeczy okropną i prawie niepodobną do uwierzenia, powątpiewać o wszystkiém, zaledwie w dwudziestym trzecim roku życia... gdy jeszcze żadne gorzkie doświadczenie, żaden zawód nie mógł upoważniać podobnego niedowierzania!.....
Smutna korzyść, niestety! gdyż zaprzeczyć niemożna przynajmniéj, iż będąc uzbrojony powątpiewaniem tak mocno wcieloném, i niedowierzaniem tak przenikliwém, można bezkarnie stawić czoło pozorom i zwodnictwu świata. Lecz zarówno jak stalowy pancerz który cię chroni od miecza nieprzyjacielskiego niedozwala ci także uczuć łagodnego ciepła przyjacielskiéj ręki; zarówno sceptycyzm, ta żelazna zbroja, zimna i błyszcząca, chroni od zdrady oszusta, lecz, niestety! czyni zarazem nieprzystępnym niewysłowionemu urokowi wierzenia w przywiązanie prawdziwe.
Ponieważ teraz rozbieram i przenikam wpływy, instynkta, lub naturalną organizacją, które rzuciły we mnie zaród powątpiewania i rozwinęły go, które odtąd stanie się środkowym punktem, w około którego toczyć się będą wszystkie moje myśli, w jakiémkolwiek położeniu, zapewne niezawodném, znajdować się będę, pamiętam że mój ojciec mawiał mi niekiedy:
»Z ukontentowaniem widzę, że sam sobie niedowierzasz... gdy kto sam sobie niedowierza, niedowierza także i innym, a to wielka jest mądrością
Znowu, przez szczególniejszą i dziwną sprzeczność, matka moja, zaślepiona dumą macierzyńską, pewnym rodzajem szczytnego samolubstwa, które u kobiét jest tém samém co osobistość u mężczyzn; matka moja, często i napróżno usiłowawszy wznieść mnie we własnych oczach, mawiała mi smutnie: »Moje biedne i drogie dziecię, jestem w rozpaczy, widząc że tak bardzo sam sobie niedowierzasz: przez zbytek niedowierzania samemu sobie, nie będziesz nigdy wierzył innym, a to jest straszliwém nieszczęściem.«
Jestem też pewien, że to nieprzezwyciężone niedowierzanie sobie samemu, bardzo wiele wpływało na dręczącą mnie niepewność; nie sądząc iż wzbudzam uczucia, które mówiono iż doznawano dla mnie, wydawały mi się więc fałszywemi i przesadzonemi, a niewierząc w nie, szukałem w nich koniecznie powodu, wypływającego z interessu lub fałszywości.
Tém bardziéj mnie potwierdza w tém zdaniu, to iż nienapotkałem nigdy bardziéj nieprzezwyciężonych, bardziéj nieugięcie wierzących osób, jak pomiędzy głupcami i zarozumiałemi.... gdyż brak pojęcia w głupcach przeszkadzał im módz czynić postrzeżenia, zastanawiać się i porównywać; zbyt wielka znowu miłość własna zarozumiałych, niedozwalała im przypuścić najmniejszéj wątpliwości względem ich zasługi, i pewnego, cudownego prawie wrażenia jakie mają sprawić....

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Wracając do mego zamiaru połączenia się z Heleną, ten, od tego dnia i téj wątpliwości, na zawsze został zniweczony.
Przepędziłem noc długą i bolesną.
Nazajutrz miałem tę słabość, iż unikałem mojéj Ciotki i Heleny; wsiadłem na konia jak najraniéj, i pojechałem przepędzić dzień w jednym z moich folwarków.
Wieczór, powróciłem bardzo późno i dając za powód niezmierne utrudzenie, niepokazałem się w salonie.
Wszedłszy do siebie, postrzegłem na stoliku, który był w moim gabinecie, te słowa skreślone ołówkiem ręką Heleny, w książce, którą mi odesłała w papier owiniętą: »Matka moja wszystko mi powiedziała... Będę jutro, o dziewiątej zrana, w pawilonie piramidy......
Przyjdziesz tam... Ach! ileż musiałeś wycierpieć!«
Chociaż to widzenie się było dla mnie przykrém i nieznośném, w usposobieniu w jakiém się znajdowałem, niemogąc go uniknąć, postanowiłem więc pójść na naznaczone miejsce.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Eugène Sue i tłumacza: anonimowy.