Błogosławione Dianna, Cecylia i Amanda/I
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Błogosławione Dianna, Cecylia i Amanda duchowne córki świętego Dominika |
Wydawca | ks. Jan Siedlecki |
Data wyd. | 1893 |
Druk | Drukarnia Uniwersytetu Jagiellońskiego |
Miejsce wyd. | Kraków |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały tekst |
Indeks stron |
Zakon świętego Dominika i dyecezya Bolońska sposobią się do obchodzenia, po raz pierwszy święta bł. Dianny i jéj dwóch towarzyszek, Cecylii i Amandy. Ich cześć starodawna jest zatwierdzoną przez świętą Stolicę Apostolską. Dzięki tej decyzyi, miły zapach tych trzech uroczystych kwiatów uweseli cały świat.
Proces ten na korzyść błogosławionej Dianny szczęśliwie się zakończył w lipcu 1888, i przysposabiano okazałe Triduum, na uczczenie pierwszej z córek ś-go Dominika, wsławionych po śmierci cudami. Lecz nie byłożby ujmą, czcić osobno tę którą od XIII-go stulecia, liczne pokolenia głosiły błogosławioną odbierającą cześć, wraz z jej dwoma towarzyszkami złożonemi w tym samym grobie. Z tego powodu rozporządzono proces dodatkowy; i 19 grudnia, 1891, Stolica Apostolska zawyrokowała, że w Officium i we Mszy św. ku czci bł. Dianny, tudzież Martyrologium związek z dostojną familią de Selinguerra był na pewno roztrzygnięty, ponieważ zapomniano owego tajemniczego zwycięscy, „który tysiąc ośmset lat temu umarł na Krzyżu, i pociąga do siebie młodość, piękność, miłość, okazując się duszom z takim wdziękiem, któremu one oprzeć się nie mogą, i nagle stają się Jego nieodwołalną zdobyczą“[1].
Dianna udarowana nadzwyczajną pięknością, bystrym rozumem, dodawała do osobistych przymiotów wykwintność stroju, jaką w jej oczach może usprawiedliwiały wymagania świata i książęce stanowisko; wszelako, pewnego razu ujrzano młodą elegantkę ubraną z mniejszym przepychem; albowiem od kilku tygodni, Bolonia, to miasto w owej dobie oddane zwodniczym ponętom, zostało wstrząśnione i nawrócone słowem Męża Bożego. Reginald, mistrz nauki i wymowy, wysłany przez św. Dominika na pomoc swej Braci ubogo zamieszkałej w klasztorze świętej Maryi de Mascarella, zaraz pierwszem kazaniem zwrócił ogólną uwagę, pozyskał niekłamaną sympatyę ludu całego. Nowy Eliasz śmiało głosił prawdę, a słowa jego jak miecz ognisty przenikały serce słuchaczy. Osobliwie gromił zbytek kobiet. Dianna poznała siebie w portrecie skreślonym przez Męża ś-go, i jak się wyraża Malwenda, została wzruszoną i na wskróś przeniknioną prawdziwą skruchą, kiedy Reginald powstawał silnie przeciw nadużyciu złota i drogich kamieni mieszanych ze sztucznemi włosami, przytaczał teksty ś-go Piotra i ś-go Pawła, wzbraniające tych wyszukanych ubiorów wielce sprzeciwiących się duchowi pokory, skromności i wstydliwości niewieściej. D. Andolo, ujęta wymową i świątobliwością Kaznodziei, jak również i całe miasto, „zaczęła, mówi spółczesna kronika, gardzić próżnościami świata, a zbliżać się więcej do Braci Zakonu Kaznodziejskiego“.
Synowie świętego Dominika przybyli osiedlić się w Bolonii przy końcu Wielkiego Postu 1218 r. A w październiku tegoż roku odwiedził je ukochany ich Patryarcha, który znalazłszy je bez sposobu zaspokojenia niezbędnych potrzeb, wznowił dla nich cud, już niegdyś w Rzymie doznany: dwaj Aniołowie przynieśli do refektarza chleb przedziwnie piękny! Dominik odjeżdzając do Hiszpanii, zapowiedział synom swoim przybycie zakonnika, od którego dzielnej pomocy bardzo wiele spodziewać się mogą. Reginald, istotnie pospieszył w objęcia swej braci, a zdążywszy 21 grudnia, niezwłocznie rozpoczął szereg swych kazań, które całą Bolonię wprawiły w zdumienie. Duchowni, prawnicy, mistrzowie i uczniowie uniwersytetu ujęci taką wymową, prosili o przyjęcie do Zakonu, którego jeszcze nie znali. Ubogie mieszkanie Braci Kaznodziejów u świętej Maryi de Mascarella było zbyt szczupłe. Reginald za pośrednictwem Kardynała Hugolina, legata apostolskiego, dostał od Biskupa z Bolonii, obszerniejszy Kościół de Saint Nicolas des Vignes, i już zakonnicy sposobili się do zmienienia siedziby, kiedy niespodziewanie mieli nadzwyczajne trudności. Starożytna familia posiadając przestrzeń ziemi przyległą do pomienionego Kościoła, a tem samem dzierżąc prawo patronatu nad nim, żadną miarą niechce go z rąk wypuścić, choćby nawet za cenę dorównywającą wartości. Tą znakomitą a niedostępną rodziną, jest rodzina de Andala. Bracia już stracili wszelką nadzieję korzystania z przywileju zmiany miejsca. Lecz nagle ustąpiły wszelkie trudności, prośba Dianny usuwa przeszkody. Uszczęśliwiona powodzeniem swego wstawiennictwa, żarliwa prozelitka widzi z niewypowiedzianem zadowolnieniem, opodal swego mieszkania wznoszące się mury klasztoru, gdzie będzie mogła nietylko uczęszczać na modlitwę, aby poznać wolę Bożą, ale wstąpić do takiego Zakonu, którego cel i znaczenie wskazał jej i wyjaśnił św. Patryarcha, a który kwitnął w Prouille, rozwinął się w Madrycie, i miał być w Rzymie. Dianna obiecała ś. Dominikowi zbudować klasztor, któryby nosił imię jego Zakonu i od niego był zależny. Wszelako zobowiązanie uczynione przed ołtarzem Ś-go Mikołaja des Vignes odniosło ten skutek, iż mogła być przypuszczoną do profesyi zakonnej. Od tego czasu uległa prawom posłuszeństwa, przyszła fundatorka złożyła całkowicie swą wolę w ręce Dominika i jego przyszłych przedstawicieli. Tylko Aniołom i kilku wyborowym osobom wiadome było postanowienie Dianny. W oczach świata nie zaszła żadna zmiana. Duchem bowiem należała odtąd do rodziny dominikańskiej, ciałem przebywała w pałacu ojca swego; a kiedy jej delikatne ciało dręczyła ostra włosienica, purpura i stroje jedwabne, które musiała zatrzymać, ukrywały przed okiem ludzkiem surowość jej umartwień. Życie ukryte w Bogu z Jezusem Chrystusem, było jedynem jej życiem. Rano nie wychodziła nigdy z pokoju przed dziewiątą godziną: przepędzała cały ten czas w milczeniu, skupieniu i modlitwie, a resztę dnia poświęcała dobrym uczynkom, pobożnym czytaniom, i niezbędnym stosunkom w kole familijnem i towarzyskiem na korzyść Zakonu swojego. Wiele znakomitych dam, idąc za przykładem córy Andalów, położyło swe zaufanie w Braciach kaznodziejach. Rycerze i książęta rozprawiali z nimi o zbawieniu swej duszy, i współzawodniczyli z sobą o pierwszeństwo niesienia pomocy nowym zakonnikom.