Błogosławione Dianna, Cecylia i Amanda/całość
<<< Dane tekstu | ||
Autor | ||
Tytuł | Błogosławione Dianna, Cecylia i Amanda duchowne córki świętego Dominika | |
Wydawca | ks. Jan Siedlecki | |
Data wyd. | 1893 | |
Druk | Drukarnia Uniwersytetu Jagiellońskiego | |
Miejsce wyd. | Kraków | |
Źródło | Skany na Commons | |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI | |
| ||
Indeks stron |
Nr. 500.
A. Kard. Dunajewski Książę Biskup.
|
Zakon świętego Dominika i dyecezya Bolońska sposobią się do obchodzenia, po raz pierwszy święta bł. Dianny i jéj dwóch towarzyszek, Cecylii i Amandy. Ich cześć starodawna jest zatwierdzoną przez świętą Stolicę Apostolską. Dzięki tej decyzyi, miły zapach tych trzech uroczystych kwiatów uweseli cały świat.
Proces ten na korzyść błogosławionej Dianny szczęśliwie się zakończył w lipcu 1888, i przysposabiano okazałe Triduum, na uczczenie pierwszej z córek ś-go Dominika, wsławionych po śmierci cudami. Lecz nie byłożby ujmą, czcić osobno tę którą od XIII-go stulecia, liczne pokolenia głosiły błogosławioną odbierającą cześć, wraz z jej dwoma towarzyszkami złożonemi w tym samym grobie. Z tego powodu rozporządzono proces dodatkowy; i 19 grudnia, 1891, Stolica Apostolska zawyrokowała, że w Officium i we Mszy św. ku czci bł. Dianny, tudzież Martyrologium związek z dostojną familią de Selinguerra był na pewno roztrzygnięty, ponieważ zapomniano owego tajemniczego zwycięscy, „który tysiąc ośmset lat temu umarł na Krzyżu, i pociąga do siebie młodość, piękność, miłość, okazując się duszom z takim wdziękiem, któremu one oprzeć się nie mogą, i nagle stają się Jego nieodwołalną zdobyczą“[1].
Dianna udarowana nadzwyczajną pięknością, bystrym rozumem, dodawała do osobistych przymiotów wykwintność stroju, jaką w jej oczach może usprawiedliwiały wymagania świata i książęce stanowisko; wszelako, pewnego razu ujrzano młodą elegantkę ubraną z mniejszym przepychem; albowiem od kilku tygodni, Bolonia, to miasto w owej dobie oddane zwodniczym ponętom, zostało wstrząśnione i nawrócone słowem Męża Bożego. Reginald, mistrz nauki i wymowy, wysłany przez św. Dominika na pomoc swej Braci ubogo zamieszkałej w klasztorze świętej Maryi de Mascarella, zaraz pierwszem kazaniem zwrócił ogólną uwagę, pozyskał niekłamaną sympatyę ludu całego. Nowy Eliasz śmiało głosił prawdę, a słowa jego jak miecz ognisty przenikały serce słuchaczy. Osobliwie gromił zbytek kobiet. Dianna poznała siebie w portrecie skreślonym przez Męża ś-go, i jak się wyraża Malwenda, została wzruszoną i na wskróś przeniknioną prawdziwą skruchą, kiedy Reginald powstawał silnie przeciw nadużyciu złota i drogich kamieni mieszanych ze sztucznemi włosami, przytaczał teksty ś-go Piotra i ś-go Pawła, wzbraniające tych wyszukanych ubiorów wielce sprzeciwiących się duchowi pokory, skromności i wstydliwości niewieściej. D. Andolo, ujęta wymową i świątobliwością Kaznodziei, jak również i całe miasto, „zaczęła, mówi spółczesna kronika, gardzić próżnościami świata, a zbliżać się więcej do Braci Zakonu Kaznodziejskiego“.
Synowie świętego Dominika przybyli osiedlić się w Bolonii przy końcu Wielkiego Postu 1218 r. A w październiku tegoż roku odwiedził je ukochany ich Patryarcha, który znalazłszy je bez sposobu zaspokojenia niezbędnych potrzeb, wznowił dla nich cud, już niegdyś w Rzymie doznany: dwaj Aniołowie przynieśli do refektarza chleb przedziwnie piękny! Dominik odjeżdzając do Hiszpanii, zapowiedział synom swoim przybycie zakonnika, od którego dzielnej pomocy bardzo wiele spodziewać się mogą. Reginald, istotnie pospieszył w objęcia swej braci, a zdążywszy 21 grudnia, niezwłocznie rozpoczął szereg swych kazań, które całą Bolonię wprawiły w zdumienie. Duchowni, prawnicy, mistrzowie i uczniowie uniwersytetu ujęci taką wymową, prosili o przyjęcie do Zakonu, którego jeszcze nie znali. Ubogie mieszkanie Braci Kaznodziejów u świętej Maryi de Mascarella było zbyt szczupłe. Reginald za pośrednictwem Kardynała Hugolina, legata apostolskiego, dostał od Biskupa z Bolonii, obszerniejszy Kościół de Saint Nicolas des Vignes, i już zakonnicy sposobili się do zmienienia siedziby, kiedy niespodziewanie mieli nadzwyczajne trudności. Starożytna familia posiadając przestrzeń ziemi przyległą do pomienionego Kościoła, a tem samem dzierżąc prawo patronatu nad nim, żadną miarą niechce go z rąk wypuścić, choćby nawet za cenę dorównywającą wartości. Tą znakomitą a niedostępną rodziną, jest rodzina de Andala. Bracia już stracili wszelką nadzieję korzystania z przywileju zmiany miejsca. Lecz nagle ustąpiły wszelkie trudności, prośba Dianny usuwa przeszkody. Uszczęśliwiona powodzeniem swego wstawiennictwa, żarliwa prozelitka widzi z niewypowiedzianem zadowolnieniem, opodal swego mieszkania wznoszące się mury klasztoru, gdzie będzie mogła nietylko uczęszczać na modlitwę, aby poznać wolę Bożą, ale wstąpić do takiego Zakonu, którego cel i znaczenie wskazał jej i wyjaśnił św. Patryarcha, a który kwitnął w Prouille, rozwinął się w Madrycie, i miał być w Rzymie. Dianna obiecała ś. Dominikowi zbudować klasztor, któryby nosił imię jego Zakonu i od niego był zależny. Wszelako zobowiązanie uczynione przed ołtarzem Ś-go Mikołaja des Vignes odniosło ten skutek, iż mogła być przypuszczoną do profesyi zakonnej. Od tego czasu uległa prawom posłuszeństwa, przyszła fundatorka złożyła całkowicie swą wolę w ręce Dominika i jego przyszłych przedstawicieli. Tylko Aniołom i kilku wyborowym osobom wiadome było postanowienie Dianny. W oczach świata nie zaszła żadna zmiana. Duchem bowiem należała odtąd do rodziny dominikańskiej, ciałem przebywała w pałacu ojca swego; a kiedy jej delikatne ciało dręczyła ostra włosienica, purpura i stroje jedwabne, które musiała zatrzymać, ukrywały przed okiem ludzkiem surowość jej umartwień. Życie ukryte w Bogu z Jezusem Chrystusem, było jedynem jej życiem. Rano nie wychodziła nigdy z pokoju przed dziewiątą godziną: przepędzała cały ten czas w milczeniu, skupieniu i modlitwie, a resztę dnia poświęcała dobrym uczynkom, pobożnym czytaniom, i niezbędnym stosunkom w kole familijnem i towarzyskiem na korzyść Zakonu swojego. Wiele znakomitych dam, idąc za przykładem córy Andalów, położyło swe zaufanie w Braciach kaznodziejach. Rycerze i książęta rozprawiali z nimi o zbawieniu swej duszy, i współzawodniczyli z sobą o pierwszeństwo niesienia pomocy nowym zakonnikom.
Przy końcu sierpnia, święty Dominik wracając z Hiszpanii i z Francyi, wstąpił do Bolonii, gdzie podziwiał cudowne zmiany dokonane w kilku miesiącach. Zamiast ubogiego mieszkania u świętej Maryi de Mascarella, znalazł w Saint Nicolas des Vignes liczne, szczęśliwe zgromadzenie. Zastanawiając się nad czynną działalnością Reginalda w rozkrzewianiu Zakonu, umyślił przenieść go do Paryża, by tam będąc znany, jeszcze cudowniej mógł wpłynąć na serca słuchaczy. Przed odjazdem do Francyi Reginald nieomieszkał zalecić fundatorowi nowo założonego Zakonu, znamienitej dobrodziejki Braci Kaznodziejów. Dianna widziała Dominika, słuchała mowy jego, pokochała całem sercem, i zasięgała rady co do zbawienia duszy swojej, tak się wyraża ówczesny historyk.
Niezawodnie, znanym jej był z opinii Błogosławiony Patryarcha, albowiem cud zdziałany w zeszłym roku u świętej Maryi de Mascarella, dość głośno odbrzmiewał wszędzie, by nie miał trafić do jej uszu. Wiedziała, jakiego ojca Opatrzność jej zsyła dla zastąpienia tego który miał zniknąć niebawem. Święty Założyciel z natchnienia poznał w tej młodej dziewicy, tak hojnie wzbogaconej darami natury i łaski, jedną ze swych córek przeznaczonych do chwały wiecznej. Jego długie trudy i prace skrapiane potem i łzami a dotąd bezowocne, poczęły wydawać obfite plony. Zachwycony cudowną żyznością swych prac apostolskich błogosławił Boga, że mu zewsząd dostarczał dzieci i uczniów.
Dianna uczyniwszy zupełny rozbrat ze światem i wolna od wszelkich przywiązań ziemskich, nie mogła jednak poznać woli Bożej względem swej przyszłości; lecz jak tylko jej dusza wyrozumiała znak świętego Dominika, do czego zmierzać mamy, aby sobie zapewnić wieczną szczęśliwość, wtenczas o tej wieczności zaczęła mocno myśleć. W niedługim czasie oddała się w ręce Błog. Ojca, i u stóp ołtarza św. Mikołaja uczyniła profesyę w obecności Mistrza Reginalda, Br. Gwali de Brescia, Br. Rudolfa i kilku zacnych dam.
Te zobowiązania wygłoszone po za obrębem klauzury zakonnej, były w zwyczaju. Zawierały ślub, ślub wyszczególniający wstąpienia kiedyś do Zakonu. Błogosławiona Dianna robiła przyrzeczenia wstąpienia do jakiegokolwiek bądź Zgromadzenia.
Dwa lata przeminęło w takim trybie życia, zbyt długie lata dla Dianny, tęskniącej gorąco do owej chwili, w której na zawsze będzie mogła pożegnać świat. Wtym czasie rozeszła się nowina, że Dominik reformując zakonnice rzymskie, czego tak żywo pożądał Honoriusz III i jego poprzedziciel, założył u św. Syxta (1220), klasztor sióstr Dominikanek na podobieństwo Notre-Dame de Rouille. Na tę wiadomość Dianna zadrgnęła radością, w nadziei, że jej ojczyzna ujrzy niebawem taki sam klasztor, i że tak samo jak w Bolonii, w Prouille (1206), w Madrycie (1219), i w Rzymie, siostry Dominikanki swemi modłami i ofiarnością odżywią Apostolstwo Braci Kaznodziejów. To też kiedy Dominik starał się wprowadzić reformę co do życia zakonnego w Bolonii 1221 roku, Dianna wspomniała mu z większym niż kiedykolwiek zapałem o swoich zamiarach. Świadek jej gorących pragnień zrozumiał błogosławionego Patryarchę, że się zbliża godzina Boża. Zwierzył się swojemu staremu przyjacielowi, Kardynałowi Hougolinowi, legatowi papieskiemu w Lombardyi. Ten głośno zatwierdził prawdziwość powołania Dianny; a zachwycony tem wszystkiem co o niej słyszał, pragnął ją poznać osobiście i niejednokrotnie odwiedził ją w domu jej ojca, niosąc jej zachętę i nadzieję.
Dominik silny tem postanowieniem legata apostolskiego i mając zapewnioną fundacyę swych zakonników u świętego Mikołaja des Vignes, postanowił wziąść się do dzieła. Zebrał Braci w Kapitularzu, by im oznajmić swój zamiar i zasiągnąć ich rady. „Ojcze, odezwali się jednozgodnie, uczynimy wszystko, co uznasz za dobre“.
„A więc, zanim wam dam odpowiedź stanowczą, chcę jeszcze poradzić się Pana nad Pany. Przepędziwszy wedle zwyczaju swego, noc całą na modlitwie, powiedział im: Bracia moi, trzeba nam koniecznie zbudować klasztor sióstr, choćbyśmy mieli przerwać budowę własnego naszego“. A ponieważ na kilka tygodni miał opuścić Bolonię, zlecił tę sprawę czterem najpoważniejszym Ojcom, Bratu Pawłowi z Węgier, Br. Gwali, biskupowi z Brescii, Br. Wenturze z Werony i Br. Rudolfowi z Faënzy.
Mimo to jednak, życzenia Dianny dopiero po długich przeszkodach miały przyjść do skutku. Rodzice silnie sprzeciwiali się jej powołaniu, a biskup nie chciał uchwalić miejsca wybranego na klasztor. W chwili kiedy Dianna sądziła, że jest bliską swych pragnień, znalazła się wśród fali wzburzonego morza. Zdjęta świętą niecierpliwością urzeczywistnienia pragnień i obietnic swoich, użyła innych środków. W dzień św. Maryi Magdaleny, oznajmiła rodzinie, że pragnie zwiedzić klasztor Ronzano, wznoszący się na wzgórzu niedaleko Bolonii. Ażeby lepiej pokierować swoim zamiarem, wychodzi z wielką okazałością, otoczona licznym orszakiem dam i służących. Przybywszy do klasztoru, sama doń wbiegła, prosząc niezwłocznie o habit zakonny; ceremonia poprzednio umówiona, nie doznała żadnego opóźnienia.
Łatwo zrozumieć przykre zdziwienie i strapienie całego otoczenia.
Skoro tylko wieść rozeszła się o tem dobrowolnem wstąpieniu do klasztoru, krewni i przyjaciele spieszą trumnie do Ronzano. Krzyczą, grożą, a wreszcie z taką brutalną gwałtownością wyrywają ze św. schronienia zacną bohaterkę, że aż jej jedno żebro zostało złamane. Ślady tego skaleczenia dały się czuć i widzieć przez całe jej życie. Sprowadzona gwałtem do domu ojcowskiego, niemal cały rok ciężko chorowała.
Dominik powróciwszy do Bolonii, i dowiedziawszy się o wspaniałomyślnym postępku Dianny, bardzo się ucieszył, atoli nadwerężenie jej zdrowia mocno go dotknęło. Nie mogąc sam na sam odwiedzić swej córki duchownej, aby ją wzmocnić, pisał do niej w sekrecie. Jakiż to skarb owe listy, ach! gdyby jaka wierna ręka była je nam przechowała! Lecz oto jednego dnia poselstwo oczekiwane nie przybywa. Niepokojące krążą pogłoski, a wkrótce już prawdziwa wiadomość jak grot przeszywa serce boleścią: Błogosławiony Ojciec umarł! Wśród łez swych dzieci i śpiewu Aniołów, istotnie, święty Patryarcha przeszedł z tego śmiertnego życia do radości wiekuistych. Dla duszy Dianny strata takiego Ojca była nadmiarem doświadczenia. Jednak nie zachwiała się w ufności. Błogosławiony Dominik zanim opuścił to wygnanie, obiecał dzieciom swoim być im więcej użyteczniejszym w niebie niż na ziemi; niemógł przeto zapomnieć o swej umiłowanej córce, i nie przysłać jej drugiego siebie samego, doskonałego pocieszyciela.
Św. Agnieszki w Bolonii, św. Syksta w Rzymie.
W chwili kiedy św. Dominik oddawał ostatnie tchnienie, bł. Jordan de Saxe, który niedawno wstąpił do Zakonu a był przeznaczony przez kapitułę jeneralną 1221 r. do rządzenia prowincyą Lombardzką, wyjeżdżał z Paryża do Bolonii, gdzie niecierpliwie dążył, żeby jak najprędzej zobaczyć bł. Ojca, który wszczepił w jego duszę pierwiastki życia zakonnego. Niestety; przybył po odjeździe św. fundatora do ojczyzny niebiańskiej. On więc, który właśnie w owej dobie odebrał światło i męztwo, musiał pocieszać i dodawać odwagi wszystkim. Słysząc o Diannie, uczuł się przejęty dla niej niewypowiedzianą tkliwością. Ta dusza przedstawiała się mu jako siostra jego duszy, a to z takiemi znamionami podobieństwa, jakie są między dwoma duszami przeznaczonymi dla siebie, i mającemi połączyć się z sobą węzłem na zawsze nierozerwalnym. Jordan również jak i Dianna miał Dominika i Reginalda za powierników tajemnic duszy swojej i dowiedział się z ust Braci, z jaką troskliwością bł. Patryarcha zalecił wspierać Diannę w jej zamiarach fundacyi. Zgodnie więc z czterema ojcami przeznaczonymi od samego św. Dominika, jął się do wykonania tej ważnej sprawy. Po dojrzałej rozwadze, wybrał blisko klasztoru św. Mikołaja des Vignes, w miejscu zwanem Dolina świętego Piotra, obszerny grunt, na którym była kaplica św. Agnieszki Panny i Męczenniczki. Biskup zatwierdził ten wybór, a kiedy Jordan musiał powrócić do Paryża na Kapitułę jeneralną 1222 r., na której miał być wybrany za następcę św. Dominika, zapewnił Diannę, że jej życzenia zostaną spełnione.
Dianna, jak tylko uczuła się zdrowszą, korzystała natychmiast, i w nocy poprzedzającej uroczystość Wszystkich Świętych uciekła znowa do Ronzano. Rodzice zrozpaczeni, że jej nie potrafią zatrzymać, postanowili nie czynić jej więcej żadnej przeszkody. Kilka miesięcy przepędziła w tem cichem ustroniu, błagając Boga z jękiem, ze łzami, by raczył przyspieszyć godzinę oddania się Jemu na wieczną służebnicę i Oblubienicę w Zakonie Kaznodziejskim. Atoli tą razą czekała spokojnie, nie mając się już czego obawiać. Dominik wstawiał się za nią u stóp tronu Niepokalanej Maryi, w szczęściu nieskończonem, a jego następca miał ją w opiece na tem wygnaniu. Ze wzgórza Ronzano mogła widzieć w pobliżu ojcowskiej siedziby i Kościoła ś-go Mikołaja, świadka jej nieodwołalnych zobowiązań, miejsce przeznaczone, gdzie miała zakończyć bieg swego życia. Jordan de Saxe, w r. 1223, po Wielkiejnocy wrócił do Bolonii, z tą samą życzliwością dla Dianny, a nawet większą, bo spotęgowaną całą władzą jaką mu nadała godność Mistrza jeneralnego. Starał się najpierw ułagodzić żal rodziny Andolów i przekonać, że jej największą pociechą i prawdziwą chlubą, będzie poparcie zamiaru widocznie Bożego. Snadnie powiodła się sprawa; i 13 maja, właśnie w Kościele Ronzano, gdzie Dianna tak często się modliła, podpisano kontrakt stanowiący ją dziedziczką ziemi wybranej dla wzniesienia Klasztoru. W końcu b. m. urządzono tymczasowo zabudowania.
Jenerał z czterema starszymi zakonnikami w oktawę Wniebowstąpienia Pańskiego, wprowadził uroczyście Diannę i cztery damy z Bolonii które chciały pójść za jej przykładem; a w dzień świętych Apostołów Piotra i Pawła, powrócił odprawić ceremonią obłóczyn. Radość była niezmierna. Po czteroletnich uciążliwych walkach i zawodach, wspaniałomyślna bohaterka kosztowała słodkich owoców heroicznej wytrwałości.
Takie były początki sióstr Dominikanek w Bolonii i klasztoru św. Agnieszki, również słynnego w rocznikach naszych, jak klasztory w Prouille, w Madrycie i świętego Sykstusa.
Na wzór Zakonodawcy, który sprowadził z Prouille do Rzymu Siostrę Blankę wraz z kilkoma zakonnicami, dla wszczepienia ducha i tradycyi Zakonu, Jordan de Saxe chciał wezwać do klasztoru św. Agnieszki siostry zdolne do uformowania prawdziwych córek ś. Dominika.
Tutaj właśnie stósowna pora mówić o zakonnicach rzymskich, które miały zaszczyt posłać do Bolonii rój pszczółek pracowitych tak wielce pożądanych.
Fundacya klasztoru ś. Sykstusa w Rzymie, osnuta na zamiarze reformy, powziętym przez wielkiego Papieża a urzeczywistnionym niezwyciężoną siłą charakteru Innocentego III, który, jak wzmiankuje kronika sióstr, kazał zbudować z dochodów kościelnych klasztor ś. Syxtusa, w celu zebrania pod ścisłą klauzurę i regularne zachowanie praw, zakonnic żyjących prywatnie albo wspólnie, ale chodzących po mieście. Śmierć przeszkodziła św. Papieżowi w wykonaniu pobożnego zamiaru. Honoriusz III, następca jego, na prośby błog. Dominika, pozwolił jemu i jego braciom zamieszkać w klasztorze św. Syxtusa. Lecz gdy św. Patryarcha dowiedział się, że ten klasztor został wzniesiony dla zakonnic, delikatne sumienie jego nie mogło ścierpieć, żeby bracia przebywali dłużej w tem miejscu. Błagał więc usilnie i otrzymał od Papieża Honoriusza klasztor św. Sabiny, aby w nim ustalić swój Zakon. Bojąc się, aby klasztor ś-go Syksta, wystawiony na chwałę Bożą, nie minął swego celu, z upoważnieniem papieskiem, zaczął przebiegać klasztory istniejące w mieście i zachęcać, by wstąpiły do nowego klasztoru świeżo zbudowanego. Tym sposobem potrafił zebrać dość znaczną liczbę pragnących ścisłej klauzury, a mianowicie całe zgromadzenie od świętej Maryi za Tybrem i część zakonnic z klasztoru świętej Bibianny.
Klauzura, którą apostolski reformator, z pomocą trzech Kardynałów wyznaczonych przez Papieża starał się założyć, była bardzo ścisłą, taka jak dziś istnieje w klasztorach wielkich Zakonów. Dominik zrozumiał dobrze, że zakonnica powinna być umarłą światu, a świat dla niej. Na znak tego całkowitego i zobopólnego rozłączenia, obwarował klauzurę kratami żelaznemi; te kraty aż do owej chwili nieznane, zostały przepisane dla wszystkich klasztorów zakonnych.
Te nieprzebyte zapory wprawiły ludzi światowych w oburzenie. Sprzeciwieństwo dało się żywo odczuć. W klasztorze św. Syksta wiele zakonnic żałowało obietnicy danej św. Dominikowi. Mąż Boży łaską boską oświecony, poszedł rano odwiedzić zgromadzenie, a po odprawieniu mszy św. i wygłoszeniu kazania, odezwał się: „Wiem córki moje, iż żałujecie waszego postanowienia i chcecie zejść z drogi zbawiennej. Niechże więc te, które pozostają wiernemi, odnowią profesyę w ręku mojem“. Wtedy wszystkie razem, a ksieni na ich czele ponowiły akt zrzeczenia się swej woli. Odniosły zwycięstwo nad światem. Nieco później ksieni ze swemi zakonnicami udała się do św. Syksta, żeby uroczyście zrezygnować ze swego urzędu i odstąpić Dominikowi wszelkie swe prawa nad klasztorem. Było to w środę Popielcową 1222 r. W tym samym czasie Dominik wskrzesił młodego człowieka. Cud ten opatrznościowo dokonany w oczach zakonnic zwiększył sławę świętego reformatora i wpłynął dzielnie na ich wolę do poddania się bezwarunkowo jego rozporządzeniom.
W 1-szą niedzielę wielkiego Postu zakonnice od św. Maryi za Tybrem udały się do klasztoru św. Syksta. Między niemi ściągnęła na siebie uwagę młoda patrycyuszka, z familii Frangipani czyli Malabranca; była to siostra Cecylia. Ona pierwsza oddziela się od procesyonalnego orszaku i w uniesieniu swego zapału biegnie rzucić się do stóp Dominika stojącego na progu[2]. Zacna urodzeniem i przymiotami 17-letnia dziewica, pierwsza także ze wszystkich zakonnic, oblokła habit Sióstr Dominikanek i po raz trzeci w ręku ojca ślubowała posłuszeństwo nowej regule. To ona wraz z siostrą Amandą i z dwiema innemi zakonnicami, na prośbę Bł. Jordana i Dianny, pojedzie do Bolonii. Lecz przed tym odjazdem ileż trudności do przezwyciężenia!
Zakonnice u św. Syksta zostały zaprowadzone przez św. Dominika, by prowadziły życie klauzurowe i tam aby dla woni cnót swoich były pociechą dla mieszkańców, dlaczego Honoriusz III miał osobliwszą pociechę. W jego oczach ten przybytek był ogrodem zamknionym, w którym niebiański Oblubieniec lubił się przechadzać i błogosławił Dominika sprawcę tego dzieła. A gdy nieco później Br. Gwala i Br. Rudolf przedstawili mu prośbę O. Jenerała, Papież odrazu odmówił, by zmniejszyć liczbę sióstr. Bł. Jordan tracąc nadzieję ubłagania dostojnego starca, udał się do sióstr w Bouille, które niegdyś posłały siostrę Blankę z siedmioma innemi siostrami do św. Syksta. W kilka dni potem napisał do Dianny, że może się spodziewać przybycia sióstr z Prouille. Ale papież Honoryusz dla wstawiennictwa poważnych osób ostatecznie na to zezwolił. Kardynał Hougolin a przyszły Papież, wierny przyjaciel św. Dominika i św. Franciszka, jak również i bł. Jordana i Dianny Andolo, którą miał sposobność ocenić, zajął się tą sprawą. Honoriusz III uwzględniając prośbę takiej osobistości, chciał sam udać się do św. Syksta, gdzie w obecności swego legata Huogolina, i brata Klarego, prowincyała z Toskanii, przeora Sióstr i Braci, oświadczył, że lubo wielce mu jest przykro, by była zmniejszona liczba zakonnic jednak nie mogąc odmówić prośbie tak znakomitego i zasłużonego wstawiciela, rozkazuje w imię Ducha św. na mocy św. posłuszeństwa, przez wzgląd na większą chwałę Bożą, żeby wybrano siostry odpowiednie. Los padł właśnie na te cztery, które przyjęły habit od samego św. Dominika i w jego ręku złożyły śluby; one więc musiały podtrzymać klasztor św. Agnieszki w Bolonii. Jedną z nich była siostra Cecylia.
jego korespondencya z bł. Dianną; pociechy i rady.
Przybycie czterech sióstr od św. Syksta napełniło wielką radością klasztor św. Agnieszki w Bolonii. Nowo przybyłe mocno ugruntowane w ustawach zakonnych św. Dominika, były żyjącą tradycyą ustanowionych przezeń zwyczajów w drugim Zakonie jego. Z powodu urodzenia i wychowania zakonnego, siostra Cecylia pomimo młodego wieku, objęła przełożeństwo nad małem zgromadzeniem, które szybko wzrastało, dzięki licznym powołaniom zachęcanym przez Braci w najznakomitszych rodzinach z Marchii i Lombardyi. Fundatorka pospieszyła zająć miejsce między podwładnemi; atoli sprawiedliwa wdzięczność jej córek na to nie zezwoliła; Dianna nie przestała być czczoną i miłowaną jako matka. Jej to bł. Jordan zlecił kierownictwo sióstr w drogach pobożności i świątobliwości, by była jako mistrzynią. Jakaż to miła, pobożna, ojcowska ta korespondencya między Dianną, oblubienicą Chrystusową a następcą św. Dominika, tak słusznie nazwanego Franciszkiem Salezym z XIII stulecia.
Proszę cię w Panu, pisze bł. Jordan do swej duchownej córy, w niedługim czasie po pierwszem z nią pożegnaniu, proszę cię, niech serce twoje przestanie się lękać i niepokoić. Odtąd będę ojcem twoim, ty będziesz córką moją i oblubienicą Jezusa Chrystusa, błagać będę Boga, by cię raczył mieć w świętej opiece swojej. Od chwili kiedy te dwie dusze spotkały się z sobą, przyjaźń ich wzmagała się coraz więcej. Dianna była dla bł. Jordana „siostrą ukochaną w Chrystusie, córką najukochańszą, którą tenże sam Ojciec umierając, zostawił jemu“. Ta niewypowiedziana a święta miłość obejmowała wszystkie siostry w klasztorze św. Agnieszki“. To są córki twoje, powtarzał często Diannie bł. Jordan, lecz one są również i moje, ja kocham je serdecznie w Panu“. Dla ich obecności Bolonia była mu miastem najmilszem. Pisząc raz do nich, tak się wyraża: „Z pomiędzy wszystkich miast w Lombardyi, Toskanii, Francyi, Prowancyi a nawet w Niemczech w rodzinnej krainie mojej, Bolonia jest najdroższym, najmilszym skarbem serca mojego“.
W tych listach często na prędce pisanych lub dyktowanych w podróży, znajdują się rady zarządu pełne mądrości, uwagi najwznioślejszego mistycyzmu, uwydatniające zarazem biegłego teologa w znajomości i rozmyślaniu pisma świętego, i doskonałego mistrza życia wewnętrznego, ściśle łączącego z Jezusem Chrystusem.
Rzecz zdumiewająca, pisze Ojciec Bayonne, że Święty z XIII stulecia mówi przedewszystkiem o miłosierdziu i miłości i lubi powtarzać wyrażenie św. Pawła: Miłość jest użytecznością powszechną; umartwienie ciała jest tylko użytecznością pomierną. „Córko moja, pisał do Dianny, bądź roztropną w umartwieniach ciała, nałóż wędzidło dyskrecyi wszystkim czynom twoim, a kiedy bieżąc za zapachem wonnych olejków Oblubieńca twego, pragniesz ofiarować mu mirę czyli umartwienie, zachowaj miejsce dla złota na wzór tych szczęśliwych Trzech Króli, którzy przynieśli Jezusowi Chrystusowi złoto, kadzidło i mirę. Nie trzeba tak przepełniać naczynie twoje mirą, żeby w niem nie zabrakło miejsca dla złota dyskrecyj i mądrości.... Kto idzie, postępuje naprzód z rostropnością, bez opieszałości i nagłości. Wyznam ci szczerze, iż się lękam, żeby wiele z pomiędzy was nie stały się winnemi tego ostatniego nadużycia, oddając się bez pomiarkowania i roztropności łzom, czuwaniom, postom i wszystkim tym surowościom, które wcale nie przynależą ciału tak delikatnemu jak wasze. Jesteście słabsze niż myślicie, i ta, która między wami sądzi się być silną, jest już wycieńczoną“!
W jego listach przebija się także wielka gorliwość zbawienia dusz, ta żądza iście apostolska, którą odziedziczył po św. Dominiku, a do której przysposobiły go piękne wykształcenie, bystry geniusz, nauka, oświata, pobożność, słodycz w pożyciu, tkliwa miłość i śliczna wymowa.
W swoich pracach apostolskich bł. Jordan lubił być wspierany przez Siostry Dominikanki z klasztoru św. Agnieszki i nieomieszkał przyznawać ich modłom, większą część swoich powodzeń. W chwili gdy miał odjechać do Padwy, pisze do Dianny: „Zaleć siostrom twoim, żeby usilnie błagały Jezusa Chrystusa, by raczył włożyć w usta nasze słowo zdolne wydania zbawiennych owoców na chwałę Jego“. Zaledwie przybył do Padwy, znowu pisze: „Proszę wszystkich sióstr, ukochanych córek moich, żeby gorąco modliły się za uczonych akademików, by Pan Bóg wzruszył i pociągnął do siebie tych, których widzi najodpowiedniejszych nam dla większej chwały swojej i radości Kościoła św. Oni są nadzwyczaj zimni, powinniśmy dostarczyć im zkądinąd ognia miłości Bożej“... Jak tylko zostały uwieńczone jego usiłowania, zaraz niezwłocznie uwiadamia siostry: „Radujcie się i składajcie tysiączne dzięki Ojcu wielkiego dobra; albowiem w Miłosierdziu Swojem nawiedził to miasto i zlał na nie obfitsze łaski niż spodziewać się było można, już zwątpiłem, widząc prawie udaremnione długie kazania moje do uczniów Uniwersytetu, i właśnie kiedy zamyślałem wyjechać, P. Bóg nagle wzruszył serca, użyźniając wylewem Swej łaski słowo moje; dziesięciu młodzieńców już przyjęło habit; a wielu innych pójdzie za ich przykładem“.
Dianna w tym czasie straciła brata imieniem Braceleon, siostrę Ottonę i sędziwego ojca; a wszyscy troje zasnęli spokojnie w Panu; z jakąż rzewną delikatnością bł. Jordan goi te rany najboleśniejszej rozłąki. Czytając list jego zdawać się może, że to święty biskup z Genewy pisał: „Wolno ci jest siostro droga zasmucić się, ale miej nadzieję, smutek twój zamieni się w radość. Tu na ziemi musimy nieco przeboleć, ale nie nad miarę, według wyrażenia św. Jakóba; brat twój umarł ażeby złość nie odmieniła umysłu jego, a serce nie uległo zwodniczym ponętom świata“. Później znowu tak przemawia: „Dianno, najdroższa córko moja, przestań się smucić śmiercią brata twojego i Ottony ukochanej siostry twojej, która była zawsze dla ciebie dobrą, wierną przyjaciółką; miałbym był sobie za szczęście widzieć ją raz jeszcze, gdyby P. Jezus był chciał. Ciesz się z twoim Oblubieńcem, jedynym Synem Boga żywego; w Jego obecności zobaczymy przyjaciół naszych i cieszyć się będziemy w Nim i w obec Niego, jak żniwiarze w dzień zbioru.... O Dianno, ileż ich los jest lepszym od naszego! Oni są w wiekuistej radości, a my wśród niebezpieczeństw i dolegliwości.
Ponieważ Dianna już przeczuwała śmierć ojca swojego, bł. Jordan dla ukojenia zbolałego serca, przedstawia jej, by wstąpiła do zakonu. „Ty najdroższa córko, wyprzedziłaś ojca twego w śmierci, boś już oddawna umarła, a życie twoje ukryte z Jezusem Chrystusem w chwale.... Nie przystoi ci więc poddawać się smutkowi; bo inaczej uznać musisz, że jeszcze niezupełnie umarłaś światu. Nie mówię ci to, iżbym miał być obojętny na taką stratę; o bynajmniej, czuję ją mocno, mianowicie przez wzgląd na ciebie“; wszystkie główne okoliczności życia Dianny odbijają się w listach bł. Jordana.
Pewnego razu, kiedy zostawała w wielkiej a nader słusznej trwodze, ponieważ rozgłoszono, że ich klasztory już wtedy tak liczne miały być od władzy Zakonu oderwane, a oddane pod jurysdykcyę Duchowieństwa świeckiego, Dianna z wszystkiemi siostrami, jednak w porozumieniu się z bł. Jordanem, wniosła przez pośrednictwo br. Gwala, instancyę do Papieża, tegoż samego Honoriusza, który tak usilnie zalecił czujną i troskliwą staranność nad potomnością wielkiego Patryarchy Dominika i dlatego Najwyższy Pasterz pospieszył ponowić swe rozkazy. Spełnia ten akt władzy z pozorną surowością, ażeby utaić poświęcenie bł. Jordana w sprawie sióstr. Ojciec święty niby to groźno upomina go o niedbalstwo, że w opuszczeniu zostawia służebnice Boże, quasi pro derelictis habens. Mistrz jeneralny, który dobrze zrozumiał ten opiekuńczy postępek, myślał tylko, aby jak najprędzej napisać do Dianny i powinszować jej i całemu Zgromadzeniu. „Radość Wasza, mówi on, jest radością moją“, a kiedy znowu podobne wiadomości krążyły, Dianna niebawem doniosła bł. Jordanowi, który natychmiast ją uspokaja: „niemasz się czego obawiać w tym przedmiocie; ten co sobie pozwolił zatrwożyć cię, nie postąpił nieroztropnie, chciał cię przestraszyć bez przyczyny, zresztą we wszystkiem i zawsze bądź pełną wesela i ufności, jeśli czujesz, że ci co brakuje z powodu mej nieobecności, wynagrodź to sobie przy lepszym Przyjacielu Oblubieńcu twoim Jezusie Chrystusie, który może dać ci używać Swej obecności w duchu i wprawdzie daleko częściej niż brat Jordan, i rozmawiać z tobą w sposób wdzięczniejszy i zbawienniejszy. On niekiedy zdaje się ukrywać Oblicze Swoje i oddalać się, i w tem nawet winnaś upatrywać łaskę a nie karę, tak to Błogosławiony pocieszał i umacniał kochaną fundatorkę klasztoru św. Agnieszki a przez nią całe zgromadzenie powierzone jego pieczy. Usiłowania córy św. Dominika, ażeby utrzymać się pod jedynym zarządem Braci Kaznodziejów, zapewniły jeszcze więcej nowe breve Grzegorza IX.
W 1233 r. Kapituła jeneralna odbywająca się co dwa lata w Bolonii, tym razem przybrała szczególniejszą świetność. Bracia prosili Najwyższego pasterza o pozwolenie przeniesienia drogich szczątek swego Założyciela do grobu odpowiedniejszego Jego świętości. Było to właśnie podczas oktawy Zielonych Świątek. Arcybiskup z Rawenny posłuszny rozkazowi Papieża, Biskupi z Bolonii, z Brescyi, z Modeny, z Tournay byli obecni. Przeszło trzystu zakonników przybyło z rozmaitych stron, cała ludność zostawała w oczekiwaniu w monasterze św. Agnieszki, błogosławione Dianna, Cecylia i Amanda i wszystkie ich siostry zakonne, podzielały głęboką trwogę zakonników. Synowie i córki św. Dominika boją się, iżby ciało ich ukochanego Ojca długo wystawione na deszcz i gorąca, w lichym grobie nie okazało się roztoczone od robactwa i nie wydało wyziewu zepsucia, co zmniejsza opinię świętości.
24 maja, przed wschodem słońca, Arcybiskup z Rawenny i Biskupi, Mistrz Jeneralny z Definitorami Kapituły, przedniejsi panowie i obywatele z Bolonii i z miast sąsiednich, otoczyli z pochodniami w ręku ubogi grobowiec okrywający od dwunastu lat szczątki św. Dominika. Zaledwie podniesiono kamień, wdzięczna woń dała się uczuć. Wszyscy obecni padli na kolana płacząc i wielbiąc Pana nad pany. Wieść tak cudownego faktu prędko się rozchodzi; uwesela wszystkie serca katolickie i napełnia niewypowiedzianą wdzięcznością siostry z Bolonii, upajając ich duszę zapachem jeszcze przyjemniejszym, niż tym, którym oddychano przy świętych zwłokach. Serce Dianny wezbrane zostało św. radością, kiedy słyszała z ust bł. Jordana, o tych niebiańskich łaskach.
Następującego roku odbyła się kanonizacya św. Patryarchy. Dianna chciała być pierwszą w uwiadomieniu o tem bł. Jordana, który jej odpowiada: „Oznajmiłaś mi, najdroższa w liście twoim rozkoszną nowinę, kanonizacyę naszego bł. Ojca. Cieszysz się w Bogu i ja też cieszę się z tobą i składam dzięki Miłosierdziu Jego... Ponieważ już pierwej byliśmy uwiadomieni, obchodziliśmy tę uroczystość z wielką radością, dziękując Jezusowi Chrystusowi, zawsze przedziwnemu w Świętych Swoich i we wszystkich dziełach Swoich... Wyjeżdżam do Lombardyi, spodziewam się, że z łaską Bożą w krótce zobaczę się z Tobą. Dowiedziałem się, żeś sobie skaleczyła nogę, biorę udział w cierpieniu twojem i upominam, żebyś odtąd była roztropniejszą i baczniejszą pod względem zdrowia swego. Pozdrów wszystkie siostry moje. Życzę im odczytywać bez uprzykrzenia, stósownie do poleceń św. Augustyna Ojca naszego, Przykazania Pańskie, ćwiczyć się w nich i według nich postępować; poprawiać z łaską Bożą, co znajdą w sobie zdrożnego, zachować co jest dobrego, podtrzymywać co jest zdrowego, wzmacniać co jest słabego; a przedewszystkiem przestrzegać to, co się podoba Synowi Bożemu, Najśw. Oblubieńcowi naszemu na wieki wieków“.
Dianna zawsze ćwiczyła się w tych duchownych przepisach, zawsze poprawiała i udoskonalała, a dusza jej, jak owoc dojrzały, zmierzała do rozłączenia się z śmiertelnem ciałem. Godzina zbliżała się, kiedy miłość, mocniejsza niż śmierć, miała przerwać więzy zatrzymujące ją na ziemi. „O Diano, pisał do niej wtedy jej ojciec i przyjaciel, o Dianno, jak jesteśmy pełni żalu, nie możemy się kochać bez cierpienia; zaiste, ty cierpisz, ty się smucisz, że nie jest w możności naszej widzieć się z sobą bezustannie i ja się smucę i ja cierpię, że tak rzadko mogę być w obecności twojej. Ach, któż nas wprowadzi do tego przybytku Pana Zastępów, Stworzyciela nieba i ziemi, gdzie już nie będziemy wzdychać i tęsknić zdala od Niego i zdala od siebie? Tutaj codzień jakaś nowa boleść rani i rozdziera serca nasze, a znajomość własnych ułomności naszych zniewala nas do tego żałosnego jęku: „Któż nas wyzwoli z więzów tego śmiertelnego ciała....“
Te prorocze życzenia miały się ziścić niebawem. P. Bóg zlitował się nad temi dwoma duszami, nie chciał przedłużać ich smutków ziemskiego wygnania i rozłączenia. Dianna umarła 10 czerwca 1236 r., a Jordan następnego roku 13 lutego. Siostra Dianna, przeżywszy trzynaście lat w klasztorze św. Agnieszki, pełna cnót zasnęła w Panu. Śmierć jej wywołała żal w całem mieście; a cóż powiedzieć mamy o łzach i boleści braci i sióstr? Po uroczystem odprawieniu żałobnego nabożeństwa, złożono jej drogie zwłoki ze czcią należną w trumnie drewnianej obok ołtarza św. Agnieszki. Ta błogosławiona dziewica odznaczała się rzadką pięknością, wysoką mądrością, a przedewszystkiem cnotami, które ją czyniły miłą w oczach wszystkich. Tak była uważną i skupioną podczas mszy św., rozmyślania i godzin kapłańskich, że sam jej widok pobudzał siostry do pobożności. Miłowała Zakon i Braci miłością świętą, pełną ofiarności w każdem ich doświadczeniu. Przyozdobiła klasztor, którego była fundatorką, cnotami i zasługami, przyświecając wszystkim głęboką pokorą, zamiłowaniem ubóstwa, ścisłą obserwancyą reguły i ustaw zakonnych; a nietylko sama wierną była tej św. powinności, ale także starała się o postęp drugich. Słowem — żyła i umarła jak święta — dla tego zakonnice z klasztoru św. Agnieszki zaraz po jej śmierci obrały ją sobie za patronkę i opiekunkę mając jej grób w wielkiem poszanowaniu. W 17 lat później przeniosły jej ciało do kościoła nowego klasztoru także pod wezwaniem św. Agnieszki i umieściły pod wielkim ołtarzem, gdzie czytać można następujące słowa: „Tutaj spoczywa bł. Dianna Andolô, która w ręce św. Dominika złożywszy śluby zakonne, wystawiła klasztor św. Agnieszki, a w nim przeżywszy świątobliwie lat 13, pospieszyła do Pana nad pany po wiekuistą nagrodę 1236 r.“
Zastanówmy się na chwilę nad życiem tych dwóch towarzyszek bł. Dianny. Tylko grób i wiarogodne tradycye mówią nam o świętości Amandy, biorącej udział we czci oddawanej bł. Diannie.
Cecylię znamy ze świadectwa jej własnych opowiadań wiernie zebranych i starannie przechowanych. Dożyła ostatnich lat XIII wieku i często badaną była o owym czasie pełnym błogich cudów.
Wiemy, iż w 23 wiośnie życia objęła zarząd klasztoru św. Agnieszki, a po kilku latach przełożeństwa, umiała zająć miejsce zwyczajnej zakonnicy i trzymać się w ukryciu. Wszelako, zaufanie jakie sobie zjednała u sióstr swoich, zmuszało ją niejednokrotnie powracać na to stanowisko i przewodniczyć im na drodze wytkniętej przez św. Dominika. Z jakąż niebiańską łaskawością ta matka ukształcona w tak wysokiej szkole, dawała przestrogi, rady i upomnienia, zaiste, był to rzetelny odgłos przestróg, rad i upomnień św. Patryarchy. To też bez uprzykrzenia słuchano ją zawsze; lecz więcej jeszcze jej przykłady, niż jej praktyczne przemowy pociągały. Najściślejsza akuratność, niezachwiane zapomnienie siebie samej, zamiłowanie milczenia i umartwień wywierały na jej podwładnych wpływ nie do opisania! W listach bł. Jordana pisanych podczas jej pierwszego przełożeństwa widzimy niejednokrotnie zalecenie pomiarkowania ćwiczeń pokutnych. Żarliwość w owych czasach dążyła do przejścia pewnych granic, bo jakżeby dusze wspaniałomyślne mają ciągle przed oczyma zdumiewające a nieustanne czuwania i ostrości św. Dominika odżywiane słowy i przykładem swej czcigodnej przeoryszy mogły były kiedy usłuchać głosu natury?
Bł. Cecylia dożywszy później starości była jakby kosztownem naczyniem, w którem dawne pamiątki przechowywały się w całej swej czystości i świeżości. Pod jej dyktowaniem jedna z sióstr zakonnych spisała z miłą szczerotą i prostotą, to wszystko na co własnemi oczyma patrzyła lub się dowiedziała od pierwszych towarzyszów św. Dominika. Jakżeż wyraźnie daje nam poznać Cecylia, tego świętego niezmordowanego Apostoła! który całe dnie trawił na pozyskiwaniu dusz, a wieczorem przychodził do sióstr i w obecności braci towarzyszących mu, miewał z niemi konferencye o obowiązkach stanu zakonnego, bo on sam był ich mistrzem, on je uczył jak mają postępować drogami Bożemi. Jednego razu przy takiej okoliczności cudownie powiększył ilość wina w kielichu. Gdy brat szafarz na jego rozkaz przyniósł, Dominik pobłogosławiwszy wino sam się pierwej napił, a po nim bracia, a było ich 25, wszyscy pili, ile chcieli, a jednak wina nie ubywało. Św. Patryarcha chciał, aby i Jego córki wzięły udział i zawoławszy siostrę Nubię, wręczył jej kielich pełny aż do brzegów i kazał, zacząwszy od przeoryszy, podać wszystkim kolejno i zachęcał je dobry Ojciec mówiąc: „Pijcie córki moje do woli“. Piły więc z całą swobodą, a było ich 104, a kielich pozostał pełny jak przed tem.
Rysy twarzy i postać św. Patryarchy z całem swem nadprzyrodzonem znamieniem głęboko utkwiły w pamięci i sercu bł. Cecylii. To też przedstawia go z rzetelną wiernością i z wdziękiem prostoty iście niebiańskiej. Oto portret odmalowany własną jej ręką: „Błogosławiony Dominik był wzrostu średniego, bardzo kształtny; twarz piękna, lekkim rumieńcem ozdobiona, oczy śliczne pełne wyrazu, włosy blond, czoło i rzęsy lśniące blaskiem światła nadziemskiego, co wzbudzało miłość i szacunek w tych, którzy nań patrzyli; był zawsze wesoły i miły, smucił się nad niedolą bliźnich, ręce miał ładne, proporcyonalne, nigdy nie był łysy, zawsze nosił całą swą koronę zakonną, przeplataną rzadkim włosem obielonym szronem.
W końcu tego sprawozdania dodaje: Siostra Cecylia, jeśli potrzeba, gotowa zatwierdzić przysięgą, że to jest wszystko prawdą istotną. Lecz znając życie tak święte pełne cnót Bł. Cecylii któżby mógł wątpić o wiarogodności jej historycznych opowiadań? O. Lacordaire powiada, że one wraz z legendami Bł. Jordana de Saxe, Konstantego Medycyusza i Bł. Humberta, formują cztery główne pierwotne pamiętniki życia świętego Dominika. W 1280 r. Thierry d'Apolda, przedsięwziął za pomocą ustnej komunikacyi, Bł. Cecylii, opisać na nowo życie Ś. Patryarchy.
Zaiste, rzewnie i uprzywilejowane przeznaczenie Siostry Cecylii! Dzięki błogosławionej starości, widzi własnemi oczyma rozwijający się wiek złoty nowego Zakonu Braci Kaznodziejów. Szczęśliwa Córa św. Dominika, zebrawszy z ust tego pierwszego i niezrównanego Ojca nauki o doskonałości, odbiera rady od jego bezpośredniego następcy bł. Jordana; widzi kolejno przybywających do Bolonii i dzwoniących do fórty klasztoru świętej Agnieszki, mistrzów i przewodników duchownych; t. j. Ś. Rajmunda, Bł. Humberta, Jana z Verceil; apostołów, Jana z Wicencyi, św. Piotra męczennika, Bł. Ambrożego z Senny; doktorów, Bł. Alberta Wielkiego, św. Tomasza z Akwinu, jedni przywiedzeni obowiązkiem swego urzędu, drudzy pociągnieni wonią grobu św. Dominika. Pewnego dnia, cały klasztor św. Agnieszki, obwołuje z wdzięcznością imię Hugona de Saint Cher dzielnego Kardynała, życzliwego brata, który wyjednał przywrócenie sióstr Bolońskich pod opiekę zakonników. Siostra Cecylia przyklaskuje stanowczemu tryumfowi innych klasztorów, upominających się takie o dyrekcyę Zakonu. Po wielu sprzeciweństwach życzenia jej i bł. Dianny zostały najpomyślniejszym skutkiem uwieńczone. Synowie św. Dominika, pomimo ogromnej i zawsze rosnącej pracy swego apostolskiego urzędu, nie przestaną nigdy pomagać siostrom swoim.
Bł. Cecylia dobiegała mety swego zawodu. Niedomyśliwała się że będzie zaliczoną między te gwiazdy które już wtedy jaśniały na firmamencie Zakonu. Ale słowa siostry Anieli, która opisywała jej opowiadania, dowodzą w jakiem poszanowaniu była u sióstr swoich ta, co w oczach wszystkich promieniała z tak wielką świętością i doskonałą zakonnością! Jak owoc dojrzały oddziela się od gałęzi, tak jej dusza oddzieliła się zwolna od swego ciała (4 sierpnia 1290) i natychmiast cudowne znaki zaświadczyły o tem błogosławionem życiu i śmierci. Jej trumnę umieszczono obok trumny błog. Dianny i Amaty, a imię i pamięć Cecylii zespolone na zawsze z imieniem i pamięcią św. Dominika.
Widzieliśmy siostry z Bolonii, w chwili gdy się przeprowadzały do swego nowego klasztoru (1253) zbudowanego nie za murami ale w samem mieście, że przeniosły relikwie Bł. Dianny i umieściły je ze czcią należną przy ołtarzu św. Agnieszki ich Patronki. Ten grób wzniesiony po nad ziemię, zamknął później szczątki bł. Cecylii i Amaty.
W 1510 z powodu restauracyi i powiększenia kaplicy, trzeba było poruszyć czcigodny grobowiec. Kości trzech świętych znaleziono zmieszane razem. Zakonnice pragnąc rozeznać przynajmniej głowę Dianny fundatorki swojej, błagały Boga o znak wyjawiający. Nagle jedna z trzech głów wydawała duże krople likworu białego najwdzięczniejszej woni. Na ten widok siostry wzruszone do łez, wzięły cudowną relikwię, a złożywszy ją do relikwiarza artystycznie rzeźbionego, postawiły na ołtarzu. Inne kosteczki zawiniono w śliczne białe płótno i zamkniono znowu starannie.
W 1584 nagląca potrzeba reparacyi wymagała znowu dotknięcia grobu. Tą razą odprawiono przeniesienie z pomocą wielu sióstr zakonnych wezwanych na ceremonią. Niewypowiedziany zapach dał się uczuć ze świętych kości i niebawem drugi cud rozweselił serca. Siostra która pomagała przenosić szacowne szczątki, zebrała dla siebie dość znaczną ilość proszku i płótno którem były obwinione relikwie. Zaniosła to wszystko pokryjomu do swojej celi aby zadowolić własną pobożność. Pozwólmy niech nam sama opowie swoje wydarzenie. Gdy noc mnie zaskoczyła a księżyc zaciemniały gęste chmury, wśród deszczu ulewnego dążyłam do celi z lampą w ręku. Stanąwszy na progu, jakież było zdziwienie moje, widząc skrzyneczkę do której schowałam relikwie, zalaną światłością podobną do srebrzystego odblasku księżyca. Przerażona, nie śmiałam ani wejść ani się cofnąć. W końcu nabrawszy odwagi, i uczyniwszy znak Krzyża św., padłam na kolana mówiąc: Jeśli to pochodzi od dobrego Boga, dzięki Jemu niech będą nieskończone, że mnie nędzną grzesznicę udarował tak wielką łaską, lecz jeśli od złego ducha nie przywiązuję do tego wiary i całą ufność moją pokładam w Bogu. Domówiwszy tych słów uczułam się upewnioną i pełną niewypowiedzianej radości.
To zdarzenie wnet się rozeszło w zgromadzeniu, a cudowna skrzyneczka umieszczona w kościele, stała się przedmiotem głębokiego poszanowania. Z niej później wyjęto część relikwii w 1654 siostrom u św. Syksta w Rzymie, które oddawna upominały się jako o rzecz do nich należącą, szczątki ich pierwszych sióstr. A do tych cudów dodajmy jeszcze wiele innych łask i uzdrowień cudownych koleją wieków odbieranych, za wstawieniem się bł. Dianny - wyłączniej wzywanej.
Straszna zawierucha rewolucyjna która gruzami zasłała Francyę, zwróciła się w 1793 na Włochy i sprofanowała świątynie w Bolonii. Ocalono głowę bł. Dianny, którą margrabia Fiblia Fabri z nabożeństwa przeniósł do swej kaplicy w swoim pałacu. Opatrzność również czuwała nad innemi relikwiami naszych błogosławionych. Jedną część udzielono Kościołowi w Ronzano, gdzie Dianna tak wiele walczyła i modliła się; a reszta pozostała w ręku wiernych.
W 1823, dwie z dawniejszych zakonnic Bolońskich, opłakując ruiny swego Kościoła zupełnie zburzonego, udały się do klasztoru św. Syksta w Rzymie. Przyniosły tam głowy bł. Cecylii i Amaty i wiele innych św. relikwii tych trzech sióstr naszych. Iście, był to wielki festyn w zgromadzeniu na widok takiego skarbu, ponieważ relikwie przysłane 200 lat przed tem zaginęły w czasie zawichrzeń politycznych, które srożyły się w Rzymie, z takąż samą okropnością jak i w Wyższej Italii.
W obecnej chwili zakonnice u św. Syksta, dosadnio uprzywilejowane nie mają już prawa występować przeciw Bolonii, gdzie pozostała tylko głowa bł. Dianny, łaskawie zwrócona przez Hr. Pallavicini zakonnikom św. Dominika. W bazylice i przy samym grobie tego Wielkiego Patryarchy, mieści się głowa Jego umiłowanej córki, oprawna w prześliczny, wyzłacany relikwiarz.
Jedno tylko pozostaje nam pragnienie; żebyśmy jak najprędzej oglądać mogli wznoszący się z swoich ruin Monaster św. Agnieszki ubogacony w przeszłości tak błogą chwałą i cały nasz Zakon we Włoszech i wszędzie kwitnący i przynoszący owoce świętości, jak za czasów Dianny, Cecylii i Amandy.