Baba Jaga
Dane tekstu | ||
Autor | ||
Tytuł | Baba Jaga | |
Podtytuł | Baśń fantastyczna w jednym akcie | |
Pochodzenie | Teatrzyk Milusińskich | |
Wydawca | Wydawnictwo Księgarni Popularnej | |
Data wyd. | 1930 | |
Druk | Sikora | |
Miejsce wyd. | Warszawa | |
Źródło | Skany na Commons | |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI | |
| ||
Indeks stron |
TEATRZYK MILUSIŃSKICH
pod redakcją S. NYRTYCA.
ELWIRA KOROTYŃSKA
Baba Jaga
Baśń fantastyczna w 1-ym akcie.
WYDAWNICTWO KSIĘGARNI POPULARNEJ
W WARSZAWIE BABA JAGA
OSOBY:
|
JAGUSIA: (z książkami w torebce idzie do szkoły): Sierotka jestem, nikogo nie mam na świecie, — zostawili mnie samą, samiutką i poszli do ziemi...
Jeno chatę omszałą, ku ziemi już pochyloną zostawili i mały, maluteczki ogródek. Do szkoły chodzę, bo nie chcę być ciemną, bo kocham naukę...
Jaki świat piękny! Nawet smucić się nie jestem w stanie. Co tu woni, co tu kwiatów! A jak cudnie ptaszki śpiewają... (spostrzega motyla). Ach! cóż za piękny motyl! jakie barwy! Muszę muszę go złapać... (biegnie i wpada na łąkę całą różową od poziomek).
Boże! jakżeż tu pięknie! jaki zapach od tych czerwonych jagódek! Choć raz nasycę się niemi do woli... (nachyla się i zbierając zajada).
CZAROWNICA. (jedzie na miotle). A to co nowego? Zjada moje poziomki na mojej łące... Poczekaj, dam ja ci za to! Cha! cha! cha! to mi gratka! Będę miała za swe poziomki pieczeń. Cha! cha! cha! (podsuwa się pocichu i uderza z całej siły miotłą w Jagusię.) A tuś mi! kraść ci się zachciało? Masz! masz!
JAGUSIA. (przerażona pada na kolana.) O! mój Boże! co to takiego? Kto mnie bije i za co? (widzi straszną czarownicę i chce uciec.) Pani! przebacz! już nigdy ani jednej nie zerwę jagódki! Puść mnie do domu!
CZAROWNICA. Nie zjesz, bo ja cię zjem! Cha! cha! cha!
JAGUSIA. Ach! ja nieszczęśliwa! (pada na kolana.) Nie gniewaj się pani na mnie, puść do domu...
CZAROWNICA. No, dosyć! marsz! (woła wesoło.) Wio! wio! hajda! Utuczę jak prosię i zjem! Ham! ham!
Hej, znikajcie góry, lasy
Jadę sobie na wywczasy!
Pędzę, pędzę ponad góry,
Ponad rzeki, ponad chmury!
Hajda da! Hajda da!
Czarownica jestem ja!
(pędzi na miotle, wlokąc za sobą Jagusię.)
CZAROWNICA. Dalej do roboty! Darmozjadów nie trzymam! Gotuj kolację. Pieczeń z kota i legumina z nietoperza.
JAGUSIA. Proszę pani, ja tego nie umiem!
CZAROWNICA. Wolisz, żebym cię zjadła? Połknę odrazu! Ham! ham!
JAGUSIA. (przerażona.) Ach! nie! nie! już idę!
CZAROWNICA. Mięso kocie w piwnicy, nietoperze na drzewie. Weź cukru, cynamonu i zrób leguminę...
JAGUSIA. W tej chwili, proszę pani! (krząta się.)
CZAROWNICA. Dawaj prędzej! głodnam! słyszysz?
JAGUSIA. Już niosę! (stawia miski przed czarownicą.)
CZAROWNICA. (zajada). Dobre! dobre! czemu nie jesz? Chuda jesteś, zanim cię zjem, utuczyć muszę...
JAGUSIA. Nie mogę... proszę o kawałek chleba...
CZAROWNICA. Grymasy! Masz! (rzuca kawałek chleba na podłogę) jutro nagotujesz sobie klusek, od tego się tyje. A teraz: zmywać naczynia i marsz do snu!
JAGUSIA. (zmywa, potem rzuca się w kąt i spać nie może.) Ach! ja nieszczęśliwa!
CZAROWNICA. (chrapie). Chrr, chrr, chrr...
JAGUSIA. Spróbuję uciec, może mi się uda! (podnosi się z kąta, rozlega się trzask)
CZAROWNICA (budzi się). Hej! co tam za huk? co za stuk? Co to? (wskakuje i wygraża pięścią Jagusi). Chcesz uciec? cha! cha! cha! Nie uda się nikomu ujść chaty tej, co wszystko widzi i czuje, nawet we śnie! Ostatni raz ci przebaczam! Kłaść się!
JAGUSIA. (leży cicho — świta). Boże, moj Boże, co będzie zemną? O, gdyby mateńka moja żyła, nie dałaby mnie tak krzywdzić, lecz cóż? jestem biedna sierotka, sama jedna na świecie... Któż mi dopomoże? Kto mnie obroni i ukoi w smutku? Któż mi choć radą dobrą usłuży?
CZAROWNICA. (budzi się). A! a! a! Gdzie moja pieczeń? Może uciekła? Al a! a! Jesteś? Dobrze... dobrze! Trzeba tylko, żebyś była trochę tłuściejsza... Lubię tłustą pieczeń... Czego stoisz? bierz się do roboty, leniuchu!
JAGUSIA. Co mam robić, proszę pani?
CZAROWNICA. Sprzątnąć, uczesać mnie...
JAGUSIA. Ależ pani nie ma wcale włosów!
CZAROWNICA. Coo? Ja nie mam włosów? Nie widzisz, jaką mam szopę włosów na czubku głowy? Zabieraj się do czesania! Mam zamiar złożyć wizytę memu przyjacielowi wężowi... Grzebień na kominie...
JAGUSIA. I jak tu czesać nic?
CZAROWNICA. Spleść mi warkocz z tych włosów!
JAGUSIA. (bierze trzy jedyne włosy czarownicy.) To mi będzie warkocz! (wybucha śmiechem.)
CZAROWNICA. (zrywa się.) A to co? (chce ją uderzyć.)
JAGUSIA. (biega koło stołu, czarownica goni.) Już śmiać się nie będę! Niech pani siada.
CZAROWNICA. Gdyby nie to, że jesteś moją pieczenią, zamieniłabym cię w małpkę... Dalej, do roboty!
JAGUSIA. (z trudem łapie 3 włosy). Już mam!
CZAROWNICA. Nie szarp mi włosów! Delikatnie, bo dostaniesz!
JAGUSIA. Splotłam już proszę pani tę szopę... Co dalej?
CZAROWNICA. Zrób na czubku głowy kokardę!
JAGUSIA. Będzie pani wyglądała, jak Baba.
CZAROWNICA. Co to znaczy? Może coś ubliżającego?
JAGUSIA. To znaczy, że pani młodo wygląda.
CZAROWNICA. (przeglądając się w lusterku.) Jestem piękna, jestem młoda, jestem świeża, jak jagoda! A me włosy, cudne kosy, a me zęby — pereł rzędy, a tak twarde, jako dęby! Hopsa sa! Hopsa sa! (tańczy). Cóż tak patrzysz? Zazdrościsz mi mojej urody?
JAGUSIA. Ach! nigdybym nie chciała być takiem straszydłem!
CZAROWNICA. Coo? straszydłem? Masz! (uderza ją.)
JAGUSIA. Jeśli pani chce żebym utyła na pieczeń, to niech mnie pani nie bije i nie przestrasza... Od tego się chudnie.
CZAROWNICA. Tak powiadasz? A ja właśnie lubię pieczeń bitą — jest wtedy krucha. Chociaż mam piękne i zdrowe zęby do gryzienia nawet najtwardszego mięsa...
JAGUSIA. Ach! ja tylko dwa kły widzę!
CZAROWNICA. Kły? Ja ci kły pokażę! Ząbki...
JAGUSIA. (wzdycha.) Niech będą i ząbki!
CZAROWNICA. Weź szczoteczkę od zębów i wyczyść mi je, tylko żwawo!
JAGUSIA. Pfuj.
CZAROWNICA. Czy słyszysz?
JAGUSIA. Zaraz! zaraz! (czyści jej zęby.)
CZAROWNICA. (wstaje.) No, dosyć! Idę z wizytą, tam zjem śniadanie. Co zaś do ciebie to złap szczura lub mysz i zrób sobie potrawkę — chleb leży w szafie. Gdzie mój powóz?
JAGUSIA. Alboż pani ma powóz?
CZAROWNICA. Stoi w kącie! (wskazuje miotłę.) Podaj!
JAGUSIA. Nie powóz, ale chyba samochód, niema przecie koni... (podaje miotłę czarownicy; ta siada i ma odjechać, naraz zatrzymuje się).
CZAROWNICA. Czekaj! czekaj! zapomniałam! Wyjeżdżam do Afryki, wrócę za pół godziny. Widzisz te worki z ziarnem? Masz mi z tego ziarna chleb upiec, a gdy tego nie zrobisz, to cię zjem. Chi! chi! chi! (odjeżdża).
JAGUSIA. (sama.) Co pocznę? Trzy worki ziarna muszę nieść do młyna o mil kilka odległego i zemleć. Potem gdy wrócę, mam napiec chleba... całe setki bochenków, a wrócić mogę dopiero w nocy — kiedyż to zrobię? O, dolo moja, dolo! O, moja matko! Matuś moja jedyna, czemuś mnie opuściła? (ukazuje się postać w bieli, niby duch.) O, Boże! (pada na kolana.)
WIDMO. (kładzie rękę na główkę Jagusi.) Jestem wciąż przy tobie Jagusiu, i nie opuszczę cię nigdy! Nie bój się dziecino... Głos twój żałosny przywołał mnie z za światów, ból twój przeniknął niebiosa i oto Pan Zastępów zstąpić mi tu pozwolił... Bądź spokojna! (znika.)
JAGUSIA. (jakby zbudzona z snu.) Co to było? Kto tu był? Ach! to moja matuś! Jaka woń cudna! Fijołki pachną, róże wonieją, z niebios ku mnie przyszła... A gdzież worki z ziarnem? Boże! co to? Całe stosy chleba tu leżą. O, bądź mi błogosławiona chwilo, kiedyś tu weszła, matko moja jedyna!
CZAROWNICA. (wpada.) Hej! gdzie chleb?
JAGUSIA. Oto jest!
CZAROWNICA. Co to? to jakieś czary! Czekaj! Dam ja ci radę! Wody! Dawaj mi wody! Idź do studni i przynieś!
JAGUSIA. Zaraz, proszę pani! (chce wziąć wiaderko, ale czarownica woła).
CZAROWNICA. Nie! nie! Chcę, żebyś mi przyniosła wody w przetaku! Ot! tam wisi!
JAGUSIA. (załamuje ręce). Jakżeż zaczerpię? toć wyleje się woda... Nie doniosę...
CZAROWNICA. Masz przynieść tejże chwili, a nie, to cię zjem!
JAGUSIA. (bierze przetak i idzie.) Dolaż moja nieszczęsna!
CZAROWNICA. Prędzej! prędzej! Chi! chi! chi! Będę cię miała! będę cię miała! A głodnam jak wilk! Idę nakopać sobie robaczków do przyprawy i wracam! (idzie).
JAGUSIA. (stoi przy studni i szlocha).
KRUK. (staje przed nią). Nie płacz, Jagusiu, przysyła mnie tu twoja matuś, abym cię ratował... Kra! kra! kra! Daj mi przetak! (Jagusia zdziwiona podaje mu przetak.) Kra! kra! kra! choć otwory ma! Krum! krum! krum! Z niebios idzie szum: Niechaj córka ma, z sita wody da. Kra! kra! kra! Jaguś wodę ma! (podaje jej sito z wodą, która się nie wylewa, sam tańczy z radości.)
JAGUSIA. O, dzięki ci, ptaszę kochane (biegnie do czarownicy z wodą.)
CZAROWNICA. Coo? I toś wykonała? czary! Ktoś ci pomaga! Zobaczymy! zobaczymy... Idź spać!
JAGUSIA. (idzie spać i zasypia).
CZAROWNICA. (siedzi i myśli). Straszny mam na nią apetyt! ale tak bez powodu nie wypada! Przeciem jaśnie wielmożna Baba Jaga z Czarowniczej Nory... Muszę coś obmyśleć i jutro z nią skończyć! Co tu robić? (wskakuje i klaszcze w ręce). Mam! mam! na nią sposób! nie ujdzie mi! Nie ujdzie! Cha! cha! cha!
JAGUSIA. (budzi się przerażona) Co się stało?
CZAROWNICA. Zaraz się dowiesz! (skacze z radości, po chwili mówi łagodnie). Wstań moje dziecko.
JAGUSIA. (zdziwiona łagodnością.) W tej chwili, proszę pani (wstaje szybko i ubiera się).
CZAROWNICA. Pójdziesz zaraz do mojej siostry Grenujli i poprosisz ją o szkatułkę, o której ona wie; dostaniesz tam dobre śniadanie i wrócisz do domu.
JAGUSIA. Ale proszę pani, nie wiem, gdzie mieszka pani siostra?
CZAROWNICA. Pójdziesz prosto, potem na lewo, potem na prawo, potem znów prosto i zobaczysz zamek — tam mieszka Grenujla.
JAGUSIA. Dobrze, proszę pani, już idę...
CZAROWNICA. Idź, idź moje dziecko...
JAGUSIA. (wychodząc.) Jakaż ona dziś dobra! Co jej się stało? Gotowam ją polubić! (wychodzi.)
CZAROWNICA. (wyjrzawszy.) Chi! chi! chi! już się jej pozbyłam! Nie wróci tu napewno, po pieczyste pojadę na miotle do Grenujli! Hi! hi! hi! (tańczy i w ręce klaszcze)
Ej ta dana! ta dana!
Dolaż moja, kochana!
GŁOS. Dokąd panienka tak spieszy?
JAGUSIA. (odwraca się.) O, rety! ktoś mówi... (widzi kruka) Idę do Grenujli, siostry mej pani, która jest czarownicą, mam przynieść szkatułkę.
KRUK. Nieszczęsna! Wysłała Cię ona na zatratę! Ani jeden człowiek żywy stamtąd nie wrócił! Ale dano mi z nieba rozkaz, aby cię ratować, dzieweczko. Słuchaj Jagusiu! Gdy będziesz nad brzegiem strumienia powiedz mu: — Prześliczny strumieniu, pozwól mi przejść przez twe srebrzyste fale! A teraz weź tę butelkę z oliwą, chleb i szczotkę — przydadzą ci się.
Kiedy podejdziesz do wrót żelaznych zamku, posmaruj je oliwą, a otworzą się same.
Ogromny pies rzuci się na ciebie, szczekając — rzuć mu chleb, a odejdzie. Idź do kuchni, zobaczysz tam kucharkę, która językiem będzie czyściła blachę kuchenną. Daj jej szczotkę. Wejdź potem do pokoju Grenujli, która śpi o tej porze i weź z szafy szkatułkę. A potem uciekaj, co sił starczy. Jeśli mnie posłuchasz, nie zginiesz.
JAGUSIA. Dziękuję ci, miły kruku! zastosuję się do twej rady! (odchodzi.)
JAGUSIA. (stoi i mówi.) Poczciwy kruk! Jemu to zawdzięczam, że powróciłam szczęśliwie i wypełniłam żądanie swej pani.
Bo, kiedy znalazłam się nad strumieniem rzekłam mu, jak kruk przykazał: — Piękny strumieniu, pozwól mi przejść przez twe srebrzyste wody! — A strumień mi odpowiedział: — Przejdź miła dzieweczko!
No, i przeszłam szczęśliwie.
A kiedy stanęłam przed wrotami, posmarowałam je oliwą i same się otworzyły, przepuszczając mnie do wnętrza.
Lecz na podwórzu straszny pies rzucił się na mnie, kły miał potworne, a z pyska zda się ogień buchał. Przywitał mnie szczekaniem, jak grom głośnem, lecz kiedy mu rzuciłam bochenek chleba, oddalił się natychmiast. Wreszcie dopadłam do kuchni i tam ujrzałam kucharkę, która językiem czyściła blachę kuchenną; dałam jej szczotkę a wzamian za to wskazała mi komnatę; w której spała Grenujla.
Wpadłam tam, schwyciłam szkatułkę i rzuciłam się do ucieczki. Gdy wtem przebudziła się krzyknęła: — Hej! kto wziął moją szkatułkę? Łapać! Kucharko! łap tę dziewczynę!
Lecz kucharka odrzekła: — Ani myślę! Ona dała mi szczotkę do czyszczenia blachy, a ty mi językiem lizać kazałaś!
Wtedy Grenujla zwróciła się do psa: — Psie! złap i pożryj tę złodziejkę! A pies jej na to odpowiedział: — Ani myślę! pani morzy mię głodem, a ona dała mi chleba!
Grenujla w strasznej złości zwróciła się do wrót: — Wrota! nie puśćcie jej! Lecz wrota: — Ani myślimy! Pani pozwalasz, abyśmy były rdzą pokryte, a ona posmarowała nas oliwą!
W końcu Grenujla, widząc, że nikt jej nie słucha, pobiegła nad strumień, chcąc sama mnie dognać.
Zwróciła się do strumienia: Hej ty brudny strumieniu! — zawołała — rozstąp się.
A strumień zwodniczo jej odpowiedział: — Chodź! chodź! — i Grenujla wstąpiła w jego wody, a on jej już nie wypuścił ze swych mokrych, zimnych ramion.
I słyszałam długo jeszcze za sobą jej straszny głos, który dotąd mi dźwięczy w uszach: — Ach! ach! tonę! ach! Widzę czarownicę! Wygląda w stronę skąd idę, a to się zdziwi, że żyję. (podchodzi do Baby Jagi).
CZAROWNICA. Co to? czy mnie oczy mylą? Wróciła moja pieczeń? wróciła żywiuteńka i zdrowa? Co to?
JAGUSIA. Oto szkatułka, przynoszę ją, jakto mi pani kazała.
CZAROWNICA. (udając spokój). Dobrze! dobrze! To jakaś czarodziejska sztuczka! Ale zobaczymy! Lepiej śmiać się na końcu, niż na początku! Słuchaj! Mam trzy koguty! Czerwonego, białego i czarnego! Dziś w nocy, kiedy zapieje z nich który, musisz rozpoznać ich głosy. Jeśli nie zgadniesz, pożrę cię natychmiast.
JAGUSIA. (do siebie). Teraz to już napewno zginę! Matuś ratuj mnie!
KRUK. (stojąc za nią.) Nie bój się, Jagusiu. Raz kra — to biały, dwa razy kra to czerwony, a trzy razy kra to czarny, rozumiesz?
JAGUSIA. Rozumiem. O mój poczciwy kruku!
CZAROWNICA. Kładź się koło mnie! (Bije północ, słychać pianie koguta.)
KOGUT. Kukuryku! kukuryku!
CZAROWNICA. Który pieje? Mów!
KRUK. Kra!
JAGUSIA. Biały!
CZAROWNICA. Śpij. (w godzinę potem znów budzi).
KOGUT. Kukuryku! kukuryku!
KRUK. Kra! kra!
CZAROWNICA. Mów który?
JAGUSIA. Czerwony!
CZAROWNICA. (zła) Śpij! (znów budzi)
KOGUT. Kukuryku! kukuryku!
KRUK. Kra! kra! kra!
JAGUSIA. (z radością.) Czarny!
CZAROWNICA. Wszystko jedno! Nic ci to nie pomoże! I tak cię zjem, bo jestem strasznie głodna! (rzuca się na Jagusię, ta broni się, wreszcie odpycha czarownicę, — kruk idzie jej z pomocą, czarownica pada, kruk wyrywa jej dwa czarodziejskie kły, w których była jej moc. Leży bezwładna na ziemi, tymczasem Jagusia ucieka.)
CZAROWNICA. (leżąc na ziemi.) Moje kły! Moje dwa kły! Cała moja moc przepadła! Bądź przeklęty kruku!
KRUK. Kpię sobie z twych przekleństw!
JAGUSIA. (idzie), Dzięki ci Boże! dzięki za zesłanie mi z niebios ratunku! Dzięki ci, miłosierny kruku!
KRUK. Żegnaj mi Jagusiu.
JAGUSIA. Bądź zawsze tak litościwy! (idzie i dziwi się.) Co to znaczy? Wiem, w którą iść stronę, znam swój domek omszały, swój mały ogródek, a jednak go nie widzę! Przedemną jakiś pałac wspaniały, a ku mnie idzie taki cudny młodzieniec!
KRÓLEWICZ. (wyciąga ku niej ręce). Jesteś! jesteś nareszcie! oczekiwana ukochana dzieweczko!... czekałem na cię oddawna! Dziś jeszcze będzie nasze wesele... Pójdź do mego pałacu!
JAGUSIA. Jakoż wejdę do twego pałacu? Świtka na mnie uboga i szara, a zgrzebna moja koszula... Jakżeż żoną twoja, ja, biedna sierotka zostanę?
KRÓLEWICZ. Droższą mi jesteś nad brylanty i złoto... Jagusiu sierotko! A twe biedne szatki milsze mi nad złotogłowy! Cnota twoja błyszczy mi drogiemi kamieniami, a cierpienia twoje w rubiny cię ustroiły... Pójdź!
JAGUSIA. (podaje rękę królewiczowi.) Dzięki ci, żeś na biedną wejrzał sierotę! Idę... (Ukazuje się jasna postać jej matki i błogosławi, mówiąc). Idź Jagusiu! Niech szczęście będzie twoim udziałem! Smutek i łzy niech zdala od ciebie będą! Idź, Jagusiu, Idź (znika.)