Nie miała Kasieńka ojca ani matki, Ino miała oczy, jako dwa bławatki, Usta jak dwie wiśnie, liczka jak dwie zorze,
I na służbie była Kasia we królewskim dworze. Oj Kasiu, Kasieńko!
I musiała w zimie od samego rana Rąbać kłody drzewa na drobne polana I myślała sobie: „Jak zrąbię te kłody,
Któż przy ogniu się ogrzeje? Ten królewicz młody...“ Oj Kasiu, Kasieńko!
I musiała latem w gorące południe Iść po jasną wodę z konwiami pod studnię I myślała sobie: „Jak naniosę wody,
Któż się to w niej będzie kąpał? Ten królewicz młody...“ Oj Kasiu, Kasieńko!
I co noc musiała szorować na czysto Szczerozłote schody, podłogę srebrzystą I myślała sobie: „Jak wymyję schody,
Któż to po nich będzie chodził? Ten królewicz młody!„młody!“ Oj Kasiu, Kasieńko!
— Gdy na łowy jechał z dworskimi i z psiarnią, Wychodziła Kasia na strych nad piekarnią, Wyglądała za nim dymnikiem ze strychu,
Płakać jej się czegoś chciało — po cichu, po cichu — Oj Kasiu, Kasieńko!
— „Szkoda dla mnie doktora:
Jestem Kaśka ze dwora! Ino tego się boję,
Co pan kucharz mi powie,
Kiedy o tem się dowie... Dostanę ja za swoje!“
— „Nie bój się ty nikogo,
Ino powiedz, niebogo, Czy bardzo boli rana?
Takaś blada, jak chusta,
Takie sine masz usta, Kasieńko ty kochana!“
— „Troszkę boli, nic prawie...
Lecz nie klękaj na trawie, Mój królewiczu młody,
Bo tu pełno krwi świeżej,
A ty w złotej odzieży, Narobisz sobie szkody“.
— „Niech tam odzież ubroczę,
Milsze mi twe warkocze, Niźli korona złota —
Niech się odzież ubroczy,
Milsze mi są twe oczy, Niż dech mego żywota.