[14]
BOGACZ I NĘDZARZ.
Było to późną nocą. Bogacz podchmielony
Przypadkiem gdzieś w przedmiejskie zabłąkał się strony.
Czy-to, że się zasiedział przy kartach, zdrętwiałe
Chciał wyprostować nogi, czy-to, że mu „białe“
Zbytnio szumiało w głowie i pragnął przechadzki
Szedł tam, gdzie nań rozliczne czyhały zasadzki.
Gdy się spostrzegł, ze zgrozą spojrzał na ulice
Długie, ciemne, ponure... Wielkie kamienice
[15]
Zniknęły, na ich miejsce malutkie, koszlawe
Wyrosły domki, krzywe — Budziły obawę
Przecznice mroczne, cieniów podejrzanych pełne.
I co tu długo obwijać w bawełnę!
Bogacza strach zdjął niezmierny!
Oto tajemne i brudne tawerny —
Lampki przed niemi płoną czerwone
A chociaż wrota zamknione
Przez okiennice słychać wrzawę, kłótnie...
W tych pieleszach występek głowę wznosi butnie;
Półnagi błądzi w zmroku
Z wściekłości żółtym blaskiem w oku,
Z nożem w zaciśniętej dłoni,
Nie lękając się pogoni
Bezwstydnie rozkłada się w błocie
I marząc o cudzem złocie,
Cyniczną piosnką skraca długie chwile
Oczekiwania. Jak nocne motyle
Wokół latarni, gdzie mglisto trzepoce
Żółtawy płomyk, w długie, ciemne noce
Drepcą dziewki, przechodniom w twarz na powitanie
Szepcąc ohydnych pokus haniebne litanje
Istny sabbat czarownic, gdy dmie zawierucha.
Lecz jeszcze gorsza senna, ciężka cisza głucha,
Martwa, pusta i czarna...
Bogacz zdrętwiał. — „Ach, chętnie dałbym jaki dar na
[16]
Biednych, czy-tam na kościół, byle stąd wyjść cało.
Broni nie mam, a złota, pieniędzy — niemało!“
Zawrócił więc czemprędzej i dalejże w nogi.
Pędził co tchu. Już ubiegł spory kawał drogi —
W tem widzi, że go jakiś cień wciąż prześladuje.
— „Oho! Już im nie umknę! Dostrzegli mnie, zbóje!
Nie umknę im, to darmo! Zapłacę sowicie!
Lecz bojąc się donosu wezmą mi i życie!
Wszystko im dam i przyślę, co zechcą, pieniędzy!
Niż wcale nie żyć, lepiej żyć chociażby w nędzy“.
Wtem upadł! — Prześladowca z błota go podnosi
I pokornie z łzą w oku o grosz na chleb prosi;
Szarpnął się bogacz dziko nakształt raka w saku:
— Prosisz? — rzecze szczęśliwy — Prosisz? A łajdaku“!
Odetchnął z ulgą, sapnął, pot starł i z wdzięczności
Kazał go aresztować za napaść w ciemności.
Jaki stąd morał? — Wszyscy domyślić się możem:
Łatwiej niż dobrem słowem trafić w serce nożem!
|