Ballada I
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Ballada I |
Pochodzenie | Ballada rycerska |
Wydawca | PAX |
Data wyd. | 1956 |
Druk | Toruńska Drukarnia Dziełowa |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
BALLADA I
Często przy ogniu siadywali,
On patrzył w blask na jej pończosze,
Łakomy był,
Wstydliwy był,
Za ucho psa tarmosił.
I jakoś — rok choć mijał, księżyc
Powlekał twarz swą patynami,
To ani on,
To ani ona,
Nie śmieli spojrzeć w stronę łóżka.
A łoże było z główką lwa,
Nad nim makatka z aniołkami,
I ani on,
I ani ona,
Nie śmieli skazić tych skrzydełek.
Więc mówił jej o dumnych sprawach,
Aż się łapała za nos: ojej!
I potem strzelbę wziął i poszedł
W ogromny las miliona drzew.
I umarł biedak z kulą w ustach,
Niemcy go w dół zepchnęli srogi,
A ona czeka: lato, zima,
Firanką wieje w mokry mrok.
Łoże ją tuli zestarzałe,
W makatce bledną już aniołki,
Dłonie jej zżera suchy czas —
A dobry Bóg,
A dobry Bóg
Niech się nie cieszy tą bolesną cnotą!