[28]BALONY
Raz jeszcze krzykiem zachwytu rozedrzeć usta:
Dojrzeć nad głową wysoko, jak balon czerwony się huśta!
W tamtych czasach, gdy jeszcze nie było jesieni,
O jakżeż miło być chłopcem,
Młoda radości źrenic
W powietrzu wiosny odległem i obcem.
Nad blade klony bezwonnych alej
Ponad gałęzi ostrych splot
W klarowne nieba coraz dalej
Ponadobłoczny lot.
[29]
Wy, zielone konwalje cienistych zarośli,
Chrupka złota zieleni oddalonej sosny,
Jakżeż szybko się mieni
W jesieni radość wczesna gorycz wiosny,
O, jak bardzo oddawna jesteśmy dorośli!
Na ulic skrzyżowaniu drzewa fantastyczne,
Owoce tęczowane w odblaski rozliczne,
O, lśniące, jadowite i krągłe jagody,
Na szypułkach bezwstydnych i sztywnych opuchłe balony,
Wymachujące tysiącem uwięzionych rąk,
Których kolor jest z wody: modry i zielony,
W obłoki rwące okuty drąg!
[30]
Zanim, jak czaszki starców, pomarszczy się błona,
O, wskok z uwięzi!
Wygnane wiatru echem i gnane nad błonia,
Ponad gołe sztachety sterczących gałęzi.
O, niechby nasze głowy,
Męczeńskie i wzdęte,
Poszybowały, jako balon kolorowy,
W horyzonty, nazawsze okrutne i święte.
Niech zamiast drzew wiosennych jesiennych wzejdzie majaków krzew,
Rozpostrze się nad miasta i ulice spali,
A ujrzycie nad głową kroplę: kraśną krew,
Niknącą w chłodnej i pogodnej dali.