[81]XI. BARTNIK I PSZCZOŁY.
O jakże lubim wkoło tego chodzić,
co nam wdzięcznością potrafi odsłodzić!
Był u Bartnika ul jeden gotowy,
w którym osadził rój nowy.
Aleć te słodkie, te kochane Pszczoły
Żądełka z miodem połączą wespoły.
Ktokolwiek do nich swego przytknął nosa,
czy bąk, czy mucha, czy truteń, czy osa,
zaraz go swoim ostrzem pożyły,
lub też od ula precz odpędziły.
Poznawszy zatem broń swoją,
że się onej muchy boją,
uczynią z sobą przymierze.
»Za co ten — mrukną — człowiek nam bierze
tę słodycz, której starownie szukamy?
Mogąc się bronić, nic jemu nie damy«.
Stanęło na tem; po niejakiej chwili
bartnik ich plastry odchyli...
Aż się na niego cały rój wysypie,
i jaka taka żądłem go uszczypie.
Gdy je łagodzi, gdy ręką odmiata,
tak się zaweźmie gromada skrzydlata,
że go całego obsiadły
i twarz tak srodze ujadły,
aż mu opuchła. »Czy to tak wy ze mną« —
zawoła bartnik — »niewdzięczny owadzie!
I miód ci wezmę, i przy żądeł jadzie
złość tę ukrócę nikczemną«.
Więc się okurzył i, pomimo bólu,
[82]
całą ich korzyść wybierze im z ulu.
Choć mu się one nie obroniły,
jednakże z razu tym się cieszyły,
że złość na niego wywarły.
Nadejdzie zima,
ul miodu ni ma.
I cóż się stało? — Wymarły.