<<< Dane tekstu >>>
Autor Szymon Tokarzewski
Tytuł Bez paszportu
Podtytuł Z pamiętników wygnańca
Data wyd. 1910
Druk Drukarnia L. Bilińskiego i W. Maślankiewicza
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Emilia Gosselin, nauczycielka, zadaniem swojego życia uczyniła nieść pociechę i pomoc politycznym więźniom i wygnańcom.
Kiedy 18 czerwca 1848 r. z ordynanshauzu, przy Saskim Placu, kibitkami wywożono nas na Sybir, wśród wielu odprowadzających nas osób zauważyłem sympatyczną, młodą, płaczącą, czarno ubraną kobietę, od której konwojujący oficer wręczył mi dar: mały, ceratą owinięty pakiecik.
Na pierwszym postoju do walizy wrzuciłem ów pakiecik, a dopiero w styczniu r. 1849 w Ust’kamienogorsku[1] rozwinąłem go.
Zawierał pachnące mydło, szczotkę do włosów i piękny, duży gęsty grzebień ze słoniowej kości. Ten grzebień, za kosztowny, za wykwintny dla katorżników, a w dodatku bardzo kruchy i nietrwały, nieosobliwie świadczył o praktyczności ofiarodawczyni.
Używałem go przecież, a gdy się cokolwiek przybrudził, na gładkiej powierzchni grzebienia wystąpiły mikroskopijne litereczki... Natarłem je delikatnym popiołem z cygara... nabrały wyraźnych kształtów, tak, że zdołaliśmy odczytać napis: „Odwagi, drodzy bracia! Ojczyzna o was nie zapomni“.
Jakoż to przyrzeczenie nie było rzucone na wiatr.
W Oczairze u Krzyżanowskich[1] zastaliśmy listy z podpisem: „nieznajoma siostra, Emilia Gosselin“.
Rozpoczęta korespondencya trwała przez cały ciąg mojej katorgi w Omsku i podczas wygnania.
Przybywszy do Warszawy w r. 1857 najpierw zaszedłem do „nieznajomej siostry“.
W dworku pod kasztanami przez gospodynię Emilię Gosselin i stałych jej gości byłem iście po bratersku przyjęty. Emilia Gosselin natchnęła mnie myślą, abym się wziął do rzemiosła.
Uśmiechała się do mnie sympatyczna postać Kilińskiego, i — zostałem szewcem.
Z pierwszym swoim warsztatem po „wyzwolinach“ ulokowałem się w sąsiedztwie dworku pod kasztanami, przy ulicy dziś Mirowską zwanej.
Osoby przyjazne wyrabiały mi klientelę.
Wnet moje wyroby weszły w modę. Zamówień miałem mnóstwo, panie przysyłały obstalunki w wyperfumowanych liścikach zaadresowanych:
Monsieur Simon de Tokarzewski
Karety zajeżdżały przed moje skromne mieszkanko, aż się trzęsła ciasna i wązka uliczka. Moi przyjaciele ręce zacierali z uciechy; ja sam bardzo byłem zadowolony z plonów mojej pracy.
Po roku przeniosłem się na Tłomackie i nad moją pracownią szewcką zawiesiłem szyld:

Tu dostanie obuwia dla kobiet.

Szyld wydał się niezwykłym, w mieście wprost wywołał sensacyę i jeszcze więcej kupujących sprowadził.
Zapytany, czemu utartym obyczajem na szyldzie nie umieściłem napisu: „magazyn obuwia damskiego“ — odrzekłem:
— Czczę i uwielbiam kobiety, lecz w naszem społeczeństwie nie uznają dam.
W moim skromnym lokaliku za sklepem w każdą sobotę zbierało się toż samo grono kobiet i mężczyzn, co we dworku pod kasztanami.
Często nasze grono, ściśle uczuciami i pragnieniami zespolone z sobą, powiększali ziemianie z bliższych lub dalszych okolic, dla wspólnych narad ze „starą Syberyą” do Warszawy przybyli.
Szymon Darowski[2] z Krakowskiego, przyjeżdżał obładowany zakazanemi poezyami, które przepisywał własnoręcznie i nam deklamował bardzo często przy wtórze skrzypiec, a przeplatane przepięknym śpiewem Karoliny Frybenówny.
Niekiedy, zjawiskowo pojawiał się jaki emisaryusz z zagranicy....
Bardzo często policya wizytowała mnie w nocy.
Ale że byłem bardzo ostrożny, najskrupulatniejsze rewizye nie dawały żadnych rezultatów.
Tylko raz komisarz cyrkułu wykrzyknął zadowolony w moim pokoju, wyciągając z za pieca plikę jakichś sznurkiem owiązanych papierów.
Zrobiło się mnie gorąco...
A nuż ktoś u mnie, bez mojej wiedzy, pozbył się niebezpiecznego ciężaru?... Wszak tylu i rozmaitych nieznanych bywało u mnie interesantów....
Wprędce jednak przy oględzinach wyjaśnia się, że to jest tylko zwój „Komunałów“ obrzydliwego piśmidła, które wywoływało oburzenie w całym kraju.
Z czasem stałe tygodniowe zebrania w naszych kółkach z konieczności ustać musiały.
Schodziliśmy się tu i owdzie w małych grupach dla narad w razie potrzeby.
Z każdym dniem ubywał ktoś z naszego grona... Ten i ów byli wzięci do cytadeli, albo na Pawiak.... ten i ów zostali internowani do Rosyi.
Ja sam, jako rzekomy redaktor „Strażnicy“, na wygnaniu przez pewien czas przebywałem w Riazaniu[3].
A gdym powrócił — Warszawa stała na wulkanie...
Żar tlał we wnętrzu — jeszcze, ale już czuć było, że lada chwila otworzy się krater i pożoga na ziemie polskie buchnie, a krew potokami je zbroczy.
Starsi, chłodniejsi, ostrożniejsi, z niepokojem i trwogą oczekiwali wybuchu, pocieszając się i kojąc nadzieją, że jeszcze uda się wybuch zażegnać, albo przynajmniej odroczyć!...
Tymczasem młodzi o krwi kipiątkiem krążącej zapytywali wciąż:
— Kiedy?... czy jeszcze nie czas?...
Aż wreszcie naczelnik rządu cywilnego, pan margrabia Wielopolski, zarządził brankę, na którą dwadzieścia jeden tysięcy, skazanej do wojska polskiej młodzieży, odpowiedziało jednomyślnym okrzykiem:
— Już czas!
I poszli do lasów...
I wybuchnęło powstanie...
Każdy kto bacznie i uważnie na te wypadki patrzył i kto sam brał w nich udział czynny — ma wszelkie dane mniemać, że gdyby nie owa „branka“ pewno w naszych porozbiorowych dziejach nie byłoby krwawych kart 1863 i 1864 roku.








  1. 1,0 1,1 patrz: „Siedem lat katorgi“. P. W.
  2. Szymon Darowski szlachcic starego rodu i wysoko wykształcony człowiek, Ściegieńszczyk, w latach czterdziestych wyuczył się ciesielstwa i jako majster cieśla prowadził propagandę wśród ludu. Tworzył też ładne wierszyki, najczęściej drukowane w Gazecie Warszawskiej, pod pseudonimem: „Cieśla”. — Przebrał się za chłopa i barwny strój krakowskich włościan bardzo często przywdziewał i z upodobaniem nosił podczas uroczystych występów. Jan Matejko malował jego portret.
  3. patrz „Ciernistym Szlakiem”. P. W.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Szymon Tokarzewski.