Bez paszportu/X
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Bez paszportu |
Podtytuł | Z pamiętników wygnańca |
Data wyd. | 1910 |
Druk | Drukarnia L. Bilińskiego i W. Maślankiewicza |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały zbiór |
Indeks stron |
Myśl moja tymczasem cofa się o lat dwadzieścia i biegnie na Leszno, do kamienicy „pod Jelonkiem“ — w pobliżu ulicy Solnej.
Tutaj w latach 1860 — 61 w mieszkanku Jana Kleczyńskiego[1] schodzili się jego koledzy ze Szkoły Realnej i na zebraniach swoich owi młodzieniaszkowie „poruszali z posad ziemię“, a „siły mierzyli na zamiary“.
I gospodarz mieszkania i jego koledzy przy patryotyzmie gorącym, przy entuzyastycznem umiłowaniu nauki, dobra i piękna — nie byli zasobni w grosze. Więc każdy z uczestników zebrań przynosił z sobą serdelki, bułki i t. p. wiktuały, które spożywali razem. Zimą, podczas mrozów, pod płaszczami, jak to mówią „podszytemi wiatrem“, znosili wiązki drzewa do napalenia w piecu.
Dzielna to była młodzież i naogół na dzielnych ludzi wyrosła.
W moich wspomnieniach słania się postać pewnego chłopca z tego grona, o którem bardzo wiele słyszałem.
Chłopiec, którego mam na myśli, nazywał się Władysław Grabowski, wybitnych zdolności i woli niby stal hartownej.
Dla braku pieniędzy na wszelkie, choćby najtańsze środki lokomacyi, Władysław Grabowski piechotą udał się do Puław, gdzie 12 października 1862 właśnie założono politechnikę. Zdając egzamin — udzielał lekcye, korepetycye, innych aspirantów na studentów politechniki przysposabiał do egzaminów.
Zebrane wówczas własną pracą rb. 200 przesłał matce, a sam w dalszym ciągu utrzymywał się z lekcyi.
W r. 1863 poszedł do powstania i zginął bez wieści.