<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Bezimienna
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1912
Druk Drukiem Piotra Laskauera
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XVI.

Nazajutrz ranek był mglisty, dzień smutny, ale około południa na drodze, wiodącej od dworu do miasteczka, przed chatą, którą kobiety zajmowały — ruch niezwykły widać było... Przesuwały się postacie różne, jezdni, bryczki i piesi... Szli i powracali do pałacu. Sam rządca, pan Tęborski, parę razy jeździł tam i nazad widocznie zafrasowany... Stróż najęty, który co rana przychodził posługiwać kobietom, wiedział wprawdzie, że ktoś przybył do dworu, że kogoś szukano, ale nie umiał ich lepiej objaśnić.
Dzień był chmurny, chociaż wicher nocny się był uśmierzył. Hela z niecierpliwością oczekiwała wieczora, spodziewając się przybycia pana Tadeusza; smuciła się zawczasu, że go już dziś pożegnać będzie musiała... a przeczucie jakieś mówiło jej, iż ten ruch we dworze mógł być dla niego groźnym. Chodziła do okien, dopóki cokolwiek było jaśniej na dworze, przysłuchiwała się najmniejszemu szelestowi... wpatrywała w twarze przechodzących, widziała tylko, iż wiele z nich nieznajomych jej było i obcych...
W milczącem oczekiwaniu, gdy się ściemniać poczęło, kobiety zasiadły u komina, ale oczekiwały napróżno.
Do późna nikt się nie zjawił, nakoniec około północy Hela straciła nadzieję, ażeby gość ich miły mógł nadejść, widocznie coś przeszkodziło.
Trwożyła się nieco, ale pocieszała zarazem, że go jeszcze zobaczy, że wyjazd musiał być odwleczony, bo była pewna, że bez pożegnania nie odejdzie... a zatem dzień jeden zyskała.
Ksawerowa unikała rozmowy, była niespokojna i wylękła.
O północy zgaszono nareszcie światło; zaryglowawszy drzwi, kobiety poszły modlić się i spoczywać... Hela jeszcze, klęcząc u tapczanika, nie skończyła była pacierzy, gdy wpośród ciszy lekkie stukanie do okna sypialni słyszeć się dało... Zrazu przestraszyła się Ksawerowa, ale Hela przeczuła, wiedziała, kto przyszedł, osłoniła się chustką i śmiało pobiegła do okna...
Noc była ciemna, rozeznała tylko postać stojącą u szyb, otuloną płaszczem... serce jej poznało w tym cieniu pana Tadeusza. Na zapytanie ciche, cichsza jeszcze odpowiedź potwierdziła domysł Heli... która żywo odsunęła połowę szyb... To późne przyjście, podkradanie się do domku tajemnicze... nic nie zwiastowało dobrego... jego to pewnie we dnie szukano!
— A! to wy? — spytała niespokojnie — to wy! Myśmy przeczuwały, że coś złego stać się musiało! Dlaczegóż tak późno... mój Boże...
— Stało się — rzekł żywo pan Tadeusz — że nie mogłem was pożegnać, a natychmiast odjeżdżać muszę, koń stoi niedaleko... Ledwie mam czas rzucić słowo... Powtarzam, po Wielkanocy przybądźcie do Warszawy... o mnie, (nie wiem czy napisać będę mógł) o Tadeusza, dowiedzcie się u bankiera Kapostasa... dobrze zapamiętajcie to nazwisko...
Podał przez okno rękę Helenie, która mu drżącą dłoń wyciągnęła... Pocałował ją...
— Bądźcie panie zdrowe... bądźcie zdrowe... Bóg da... do zobaczenia w lepsze czasy, nie zapominajcie o mnie... ani chwili dłużej zostać nie mogę...
Cień znikł, Hela stała u okna, jakby w nią piorun uderzył, odrętwiała... Na gościńcu głucho, zdala słychać było tętent koni, który powoli ciszej a ciszej ginął i nareszcie z wichru szumem zlał się w jedno... Matka na łokciu wsparta patrzyła w ciemności... nie dosłyszała słów ostatnich. Zamknęło się okno, ale resztę nocy nie zmrużyły powiek, bo po gościńcu ciągle przebiegały wózki i konni, gwar i wrzawa trwały do dnia.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.