Bezimienna/Tom I/XX
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Bezimienna |
Wydawca | Gebethner i Wolff |
Data wyd. | 1912 |
Druk | Drukiem Piotra Laskauera |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Kobiety, oburzone postępowaniem rządcy, przestraszone jego pogróżkami, w parę godzin potem już się znajdowały w miasteczku, gdzie w nędznej izdebce żydowskiej tymczasowego szukały schronienia.
Ksawerowa płakała, przypisując to nieszczęście potrosze zbytniej porywczości Heleny, ale uznawała sama, że bez ostatecznego upokorzenia pozostać w Dobrochowie nie mogły. Poczciwy, stary proboszcz, ksiądz Gruszka, nadbiegł im w pomoc, dowiedziawszy się o wypadku, i zaręczył gospodarzowi za biedne wygnanki, gdyż nieszczęśliwych, wypędzonych przez rządcę, nikt przyjmować nie chciał. Obawiano się zarówno ich ubóstwa i zemsty pana Tęborskiego.
Stało się to tak prędko, że rządca, zajęty przyjmowaniem oddziału Rosyan, który przysłany był do Dobrochowa, poszukując jakiegoś niebezpiecznego człowieka — nim się miał czas namyślić, co dalej począć, dowiedział się już przez stróża, iż pani Ksawerowa do miasteczka się wyniosła. Nie w smak mu to poszło, chociaż sam był wydał rozkaz — pośpiech mu się nie podobał...
Przyszły po pierwszym gniewie uwagi różne, a żona zaklinała, aby się do ostateczności nie posuwał.
— Widzisz przecie — mówiła — co się dzieje w kraju — masz uszy a nie słyszysz! Wszakże się widocznie na coś zanosi przeciwko Rosyanom... ty się tylko ich boisz, a swoi cię powiesić gotowi... Rosyanie cię pewno nie obronią. Te kobiety miały stosunki z ludźmi, którzy coś potajemnie robią... za nie na tobie się mścić będą... Narażasz się! Szaleńcze! za grosz nie masz rozumu! I tak już psy na tobie wieszają, a dalej ciebie jak psa powieszą!
Pan Tęborski wysłuchał tej filipiki żoninej, zagroził jej, ofuknął, ale wziął do serca uwagę. Choć prędki i gniewny, był on z rodzaju tych ludzi, co ze słabszymi zuchwale się obchodzą, ale poczuwszy najmniejsze niebezpieczeństwo, truchleją... Obawiał się wszystkiego... zląkł więc i następstw swej porywczości... ale już było po czasie.
Dowiedziawszy się o tak szybkiem ustąpieniu kobiet, uczuł się wielce zaniepokojonym, rad był naprawić złe — nie wiedział jak się do tego wziąć, bo znowu z powagi urzędu spuścić nie chciał. Sądził, że mu się upokorzą, że go prosić będą, że wspaniałomyślnie mu przebaczą... tymczasem uszły... to dawało mu do myślenia, dowodząc niezależności i siły. Tęborski był zadumany i chmurny, choć rezonem nadrabiał. Uwagi żony i postrach miały ten dobry skutek, iż, obawiając się więcej narazić tajemniczym konspiratorom, Rosyanom wcale pomagać nie myślał w dośledzaniu pobytu na probostwie owego podejrzanego jegomości, opłacił kapitana, upoił żołnierzy i na furmankach z niczem odprawił.
Stryczek, o którym mu żona wspomniała, czuł jak zimne koło opasujące mu szyję...
Radby też był odwołać rozkaz zbyt pośpieszny co do Ksawerowej, gdyby najmniejsze o to zrobiła staranie — żona jego poszła nawet w tym celu do miasteczka szepnąć parę słów proboszczowi... ale Ksawerowa podziękowała... Wybierając się i tak cokolwiek później do Warszawy, wolała już raz wyrzucona dostać się tam co prędzej, ufając w opatrzność Bożą. Chore dziecię mogło tam przynajmniej znaleźć troskliwą pomoc lekarską.
Tak się tedy wszystko złożyło do niewygodnej jesiennej podróży. Proboszcz sposobem pożyczki, nie od siebie, ale od krewnego swojego, pana Siechnowickiego, przyniósł dwadzieścia dukatów i zmusił do ich przyjęcia... Sprzęty niepotrzebne kupili Żydzi i mieszczanie... Na trzeci dzień najęto żydowską brykę, spakowano resztki ubogiego mienia i biedne kobiety, pożegnawszy księdza Gruszkę i kilka życzliwszych im osób, w słotę i wicher powlokły się ku stolicy.
Trochę niespokojny poglądał na to Tęborski, ale nie mógł już poradzić nic; uprzedził tylko listem JW. dziedzica, iż się to stało mimo jego woli... przez kaprys i fantazyę...