<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Bezimienna
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1912
Druk Drukiem Piotra Laskauera
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XXVII.

Zima płynęła powoli, ociężalej, niżeliby opuszczone, nieszczęśliwe kobiety mogły życzyć sobie, wyglądając z tą wiosną leniwą przybycia swojego opiekuna i ratunku...
Tymczasem stosunki Heli ze starościną, zawsze dla pani Ksawrerowej będące tajemnicą, trwały ciągle, a z dniem każdym stawały się poufalsze.
Biedne dziewczę nie przeczuwało wcale, w jak niebezpieczne biegło sidła, gdyż zręczna Betina umiała przed nią doskonale odgrywać rolę wdowią i nadać sobie charakter poważny.
Zbliżywszy dopiero Helę, ośmieliwszy ją, wychodzić poczęła czasem z tej roli, przybierać weselszą minę w żartach, próbować sarkazmu, ironii, pogardy ludzi, naśmiewania się z czułości ich, z serca... i t. p. Spostrzegła jednak, że ta struna nie znajdowała oddźwięku w młodej duszy, że ją napełniała trwogą raczej, niż ciekawością, jaką się spotkać spodziewała...
Postępowała więc z ostrożnością wielką, i jak ci pokutnicy dawni, co dwa kroki posuwając się naprzód — krok w tył się potem cofali, po ironii wracała do surowej powagi, rachując dobrze, iż słowo nie ginie nigdy, że każde wywiera wrażenie, zostawia po sobie piętno, wyciska się na młodej duszy. Nawet to, co rani boleśnie z początku, co jak blizna się zasklepia... na wieki szramę zostawia.
Gdy tylko Hela przyjść do niej mogła, zapraszała ją pod pozorem samotności z robotą do siebie; udawała dla niej sympatyę wielką, przyjaźń, karmiła ją opowiadaniami układanemi umyślnie tak, aby ją z nieuchronnem świata zepsuciem oswajać mogły.
Wychowana wcale w innych pojęciach, gdyż pani Ksawerowa była surową i w świecie widziała tylko cnotę jako prawidło, a grzech jako nieszczęście — Hela zaraz w początku obawę jakąś poczuła do tej kobiety, która z taką obojętnością mówiła o wypadkach, dla niej wydających się straszliwemi przestępstwami... ale musiała milczeć, pokryć wstręt swój i trwogę, bo pani starościna dopomagała jej wiele, dostarczała roboty, zasilała datkami i utrzymywała w zawisłości.
Zstąpić w głąb myśli i sumienia tej kobiety płochej i mściwej, znudzonej życiem i spragnionej intrygi, obrachować co ją pociągało ku Heli, czy chęć pomszczeń nią się na siostrze, czy jakaś fantazya złośliwa — jest zadaniem zbyt trudnem. Mieszały się tam zapewne wszystkie te powody razem, a ona sama dobrze sobie z nich nie zdawała sprawy. Gdy wdowa siedziała przykuta do łoża chorej córeczki, Hela musiała, zaspokajając domagania się nieustanne starościny, zbiegać do niej pod różnymi pozorami i przesiadywać, zatrzymywana uparcie, pieszczotami i pochlebstwami obsypywana.
Czuła pani Ksawerowa, że jakiejś tajemniczej pomocy winna była choć niewielką ulgę w swym losie; zapytywała o to Heli, ale ta zbywała ją ogólnikami, że znalazła robotę łatwą, i prosiła, aby się o to nie troszczyła.
Uściskały się potem ze łzami, a biedna wdowa nie śmiała dopytywać więcej, ale słów nie miała na wyrażenie swej wdzięczności Helenie.
Smutna twarz Heli, jej pogrążenie i niepokój, ustąpiły powoli pod wpływem tego tajemniczego stosunku nieco weselszemu usposobieniu, nadziei... Piękność jej rozkwitała w całym blasku, a choć jej nie podnosił ani ubiór wykwintny, ani najmniejsza zalotność, była przecie uderzającą — bo była nie tą pospolitą pięknością lat młodych, ale jakby znamieniem duszy pięknej.
Miała w sobie coś tak szlachetnego, dumnego prawie a zarazem wdzięcznego, iż nieraz ludzie obcy w ulicy ustępowali z drogi przed jej perkalikową sukienką z poszanowaniem, jakby przed najświetniejszymi aksamitami. Ten blask młodości niewinnej, ten dziewiczy majestat i spokój duszy, malujący się na jej obliczu — obudzał szczególniej zazdrość w Betinie... która się przy niej czuła pospolitą i niższą istotą.
— Taką-bym ja być mogła! — mówiła czasem — taką byłam... a teraz...
Ale to ta nieszczęsna starość...
A! i to życie — dodawała w duchu.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.