Bezimienna/Tom I/XXVIII

<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Bezimienna
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1912
Druk Drukiem Piotra Laskauera
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XXVIII.

Do najlepszych przyjaciół pani starościny Odrzygalskiej należał od roku już przeszło mieszkający w Warszawie młody jenerał rosyjski, Dymitr Wasyljewicz Puzonów. Był on przysłany w pomoc Igelströmowi na własne jego żądanie, z Petersburga, z kolegium spraw zagranicznych — krewny jego daleki, w istocie wyprosił sobie u niego to przeniesienie do obcej stolicy, mając nadzieję i większej swobody i prędszego awansu, do którego kuzyn go łatwo mógł pod różnymi pozorami przedstawiać. Był też to usłużny przyjaciel posła, jego powiernik, prawa ręka, pomocnik, na którym spoczywała tajemna policya ambasady, chociaż jawnie spełniał tylko funkcyę adjutanta i zdawał się zajmować wojskowością.
Dymitr Wasyljewicz należał do starej rodziny bojarskiej, przez rozmaite dworskie posługi za czasów cesarzowej Elżbiety i Birenowszczyzny, przez małżeństwa i dary, z konfiskat pochodzące, ostatniemi laty zbogaconej. Cała ta fortuna składała się z majątków pozabieranych tym, których zsyłano na Sybir, aby nie zawadzali; nie przeszkadzało to Puzonowym używać jej bez zgryzoty sumienia. Pojęcia o własności mieli oni wcale różne od europejskich.
Puzonów miał powierzchowność przyzwoitą, wzrost bujny, plecy szerokie, twarz miłą, choć nieco tygrysio-kocią, bez wielkiego wyrazu, obejście się z niezależnymi niezmiernie grzeczne, ale z podwładnymi dzikie, dumne i barbarzyńskie.
Serca w nim nie było, tak je wcześnie zepsucie uśpiło i skamieniło.
Wychowanie odebrał takie, jakie dziś jeszcze dają w jego kraju paniczom, przeznaczonym na wyższe posady w wojsku, w dyplomacyi, u dworu. Naprzód zrobiono z niego żołnierzyka, aby całe życie coś pozostało w nim żołnierskiego; potem na wierzch oblepiono to francuszczyzną i ogładzono polorem niby europejskim. Szło bardzo matce o to, aby dobrze szczebiotał po francusku, i żeby się w nim koci sprycik rozwinął.
Z naukami obznajmiono go tylko powierzchownie, potrosze, o ile wymagała konieczność; wojskowość potrzebowała nieco matematyki, salon nieco literatury, dyplomacya trochę historyi, dano mu ich, mierząc dozę koniecznością. Wogóle w Rosyi naówczas zadowalano się bardzo małem.
Młodych też ludzi nie obarczano zbytnio; szło głównie o to, aby sobie w świecie rady dać mogli... na to starczyły francuszczyzna i pewna ogłada powierzchowna.
Wszyscy byli zdania, że Dymitr Wasyljewicz udał się szczęśliwie... W istocie chłopak był sprytny, połowę, co umiał, odgadnął, a instynktem dziwnym, czego nie umiał, omijał nader zręcznie, tak, że się na grubej nieświadomości nigdy pochwycić nie dał. W Rosyi uchodził za bardzo uczonego, w istocie był zuchwałym niepospolicie. Zawczasu przez kobiety popsuty pieszczotami, nim dorosnął, wcześnie rozczarowany, zimny, Puzonów, dochodząc trzydziestego roku życia, miał już tylko ambicyę ogromną, upodobanie w zbytku... i czasem fantazye zużytego starca. Nielitościwie dowcipny, odważny bardzo i jako żołnierz nie cofający się przed żadnem niebezpieczeństwem — mógł się podobać, póki go kto nie poznał lepiej. Pozorami szlachetnymi rycerstwa, rozrzutnością chętną, gotowością do usług uprzejmą rolę cywilizowanego odgrywał wybornie; w domu u sług nie potrzeba się było dopytywać, boby nie śmieli wyznać, jak się z nimi obchodził.
Warszawa dla Puzonowa była placem boju, na którym chciał się dobić łask, zaufania i awansu od J. Cesarskiej Mości. Jak Igelström, jak Repnin, jak prawie wszyscy aż do Sieversa posłowie rosyjscy, Puzonów okazywał zaledwie konieczne względy dla króla i dworaków, lekceważył opozycyę i naród, przeciw którym złoto i groźbę uważał za dostateczne, a nawet miał mało stosunków z tą arystokracyą spodloną, która naówczas płaszczyła się wszystkim posłom z kolei, bałamuciła ich przez kobiety i sądziła, że spęta pochlebstwami.
Ażeby być swobodniejszym, Puzonów żadnego serdecznego stosunku (jak inni) nie zawiązał w Polsce, chociaż go wabiono bardzo; wolał sobie obrać dom takiej starościny Odrzygalskiej za gospodę, gdzie panował samowładnie, a który mógł bez ceremonii porzucić, gdy mu się podobało. Często Betina służyła mu, nie wiedząc o tem, przynosząc plotki brukowe, które po mieście krążyły; czasem ofiarowała się sama wybadać kogoś i dostać wiadomość, niedostępną dla innych policyjnych ajentów. Czyniła to bez najmniejszej zgryzoty sumienia, jak rzecz bardzo naturalną, często pyszniąc się, że jej się tak dobrze udało.
Puzonów zaczął bywać u starościny przez jakiś kaprys chwilowy, potem towarzystwo jej wydało mu się użytecznem i miłem, bo go wcale nie żenowało...
Ona też nawzajem miała go za bardzo przyjemnego, niesłychanie wykształconego i starała się bardzo dobre z nim utrzymać stosunki.
Zręczna kobieta, pod pokrywką jego łagodną wprędce odkryła drapieżny, dziki ów wyraz oblicza, który zdradzał wewnętrzną naturę tygrysią, i — obawiała się go też bardzo... Ale strach nawet niekiedy rodzi pewien rodzaj przywiązania, jest fascynacyą, w ludziach i kobietach zużytych obudzą dawno zamarłe nerwy.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.