Bezimienna/Tom I/XXXVII

<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Bezimienna
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1912
Druk Drukiem Piotra Laskauera
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XXXVII.

Starościna była niewiastą doświadczoną, oka jej nic nie uszło; spostrzegłszy powieki nabrzękłe... twarz smutną... boleść na czole... niemal ucieszyła się, czując, że wypadki w pomoc jej przychodzą i upór Heleny przełamią prędzej a łatwiej, niżby ona sama mogła. Stała się nader czułą.
— Cóż ci to jest, moje serce? — spytała z troskliwością przyjaciółki.
— A! nie pytajcie — odpowiedziała Helena — wszystkie nieszczęścia przeciwko nam się spiknęły... Julka nasza coraz słabsza, usycha, więdnieje... matka się we łzach roztapia, a tu żadnego ratunku.... Do Wielkanocy tak daleko, dnie się dłużą, kto wie, czy dziecię wytrzyma! Doktór nakazuje zmianę mieszkania, powietrze, słońce... a w mieście i słońca darmo mieć nie można i powietrze opłacać potrzeba! Cóż my na to poradzimy, którym ledwie starczy, by o głodzie i chłodzie jej pierwsze potrzeby zaspokoić...
Zalała się łzami. Starościna kiwała głową, a po chwilce rzekła:
— Czemuż słuchać mnie nie chcecie! Bóg wie, co wam się roi w głowie... a ten człowiek, któremuście się tak bardzo podobali, życzy wam dobrze, zrobiłby dla was wszystko... czemuż nie jesteś łaskawszą dla niego?
— Kochana pani — odpowiedziała Hela smutnie — jakże tu siebie zwyciężyć! Nie wiem skąd mi to uczucie przyszło, nie rozumiem go, ale od pierwszego wejrzenia wzbudził we mnie taki wstręt, taką obawę, mogę nawet powiedzieć takie obrzydzenie... iż go utaić nie umiem. Kłamaćbym nie potrafiła... to nad siły.
— Co znowu za dziwactwa! Człowiek nie stary, przystojny... niezmiernie bogaty... Wszystko to pochodzi z tych marzeń o owym wiejskim romansie... który już czas było sobie wybić z głowy... to darmo, tamten nie wróci, a tego waćpanna utracisz...
Dotąd nie było mowy jakoś o pochodzeniu, o sieroctwie Heleny, Betina miała ją za siostrzenicę, słysząc, że Ksawerową matką nazywa, ona nie tłómaczyła swego stosunku do niej, kochając istotnie jak matkę rodzoną. W tej chwili po raz pierwszy Hela dodała:
— Mam większe obowiązki dla matki przybranej, niż gdybym może była jej własnem dziecięciem.
— Jakto! przybranej? — spytała zdumiona Betina — alboż...
— Ja jestem sierotą... córką jej serca... dzieckiem bez imienia, bez ojca i matki...
Zdziwiona tem wyznaniem starościna przypadła z żywą ciekawością, rozpytując Helę, w nadziei, że i to się jej na coś przydać może. Badała więc troskliwie bardzo... Helena nie chciała taić nic, opowiedziała jej o sobie prawie wszystko, co wiedziała... co słyszała w domu, od matki... Płacz przerywał jej to opowiadanie...
— Tembardziej ci teraz powiem — zawołała starościna, gdy skończyła — nie masz się co wahać... Wiesz, jak na świecie wiele znaczy rodzina, pochodzenie... ty nie masz imienia, nie masz familii... nikt cię nie weźmie, każdy się cofnie przed tobą, jak przed zagadką, która się może kiedyś... Bóg tam wie, jak rozwiązać! Potrzeba korzystać z tego, że się ten człowiek rozkochał w tobie tak szalenie.
— Aleś mi pani mówiła, że on się ożenić nie może.
Betina w duszy uśmiechnęła się z naiwności dziecięcej Heleny, ruszyła nieznacznie ramionami.
— Moja droga — dodała — żyłaś zamknięta, nie znając ludzi ni świata, nie rozumiesz nawet jak sobie postąpić... Cóż to znaczy, że ożenić się nie może? Gdy się zakocha... będzie musiał. Ja, com przez wiele nieszczęść przeszła, wiele też nauczyć cię mogę... Pozwól mu się zbliżyć, nie odpychaj... daj mu lub pozwól się domyślać nadziei... rozkochaj do ostateczności, do szaleństwa... a wówczas bądź pewna... ożeni się.
Cała ta nauka niezrozumiałą była dla Heleny, dla której na świecie jedna tylko prosta droga istniała.
— Pani moja — rzekła po namyśle — na to potrzebaby chyba innej, niż ja, istoty, jabym nie potrafiła, mając wstręt do człowieka, co innego mu nad to uczucie pokazać. Kłamać, choćby mi przyszło umrzeć — nie potrafię — a! to... nad siły... Ja nie umiem nic udawać... i przebacz mi — ale znajduję to niegodnem siebie...
— No! to gińcież z głodu! — przerwała starościna żywo, prawie obrażona — na to tedy rady niema... nie mówmy więcej o tem.
Przeszła się kilka razy po salce i dodała:
— Wstręt! przecież wstręt rozumem można zwyciężyć, gdy się uroi bez żadnej przyczyny.... Dlaczego masz więc wstręt do człowieka, który nań nie zasłużył? to dziwactwo!
Pozwól mu się zbliżyć, lepiej go poznaj, to przejdzie; sto w życiu widziałam takich przykładów wielkich wstrętów, kończących się miłością szaloną; wstręt! — powtórzyła — to zawsze lepiej, niż obojętność...
Helena płakała milcząca, starościna, nie zważając na łzy, starała się jej wmówić to obowiązki dla przybranej matki, to konieczność korzystania ze szczęścia, które się raz trafia w życiu...
Rozeszły się wreszcie, ale Hela wyszła złamana, zmęczona, co gorzej zachwiana, napół się czując zwyciężoną.
Wieczorem miał być jenerał, który oznajmił swe odwiedziny nie bez celu. Starościna wybiegła, wywołała Helę, zmusiła ją, by przyrzekła przyjść.
Była to wielka wygrana, krok stanowczy, znak, że się uznawała złamaną. Starościna, nie mogąc ukryć z niego radości swej, uściskała ją, okryła pocałunkami, pochlebstwy, dając znać Puzonowi, iż skłoniła ją do przyjścia.
— Podziękujże mnie — zawołała, śmiejąc się, gdy wszedł. — Teraz, po tem, co ja zrobiłam, reszta już od was samych zależy. A! ale mnie to dziś pracy kosztowało, o mało nie oszalałam z upartą dziewczyną... Na szczęście wasze dziecko u nich coraz słabsze, bieda coraz większa. Ona przybita... Tylko nie obcesowo, mój jenerale, bo wszystko popsujesz... Nie płosz jej, staraj się ją ująć, nie po swojemu — bądź na ten wieczór Paryżaninem, jak to umiesz, gdy zechcesz... Ja was tu chwilami samych zostawiać będę...
Jenerał był uszczęśliwiony z uczynionego postępu i całował rączki starościny.
— Jednak nie życzę się łudzić — dodała — rzecz nie łatwa, bo dziewczyna dziwnie naiwna, nie rozumie miłości bez małżeństwa... pojęcia nie ma o innych stosunkach, jak tylko urzędownie pobłogosławionych przez księdza... uprzedzam i życzę o tem pamiętać.
— Starościno kochana — przerwał Puzonów — to już moja rzecz... Na to są sposoby... są przypadki... obietnice... a zresztą... chwile... tego naprzód przewidzieć nie można, a na wszystko gotowym być potrzeba... Zostawcie mi resztę...
Starościna powtórzyła chłodno:
— Zostawiam wam resztę! Tak... ja umywam ręce... mieszać się nie będę, a jeśli popsujecie... nie naprawię...
Jenerał, który prawie nie znał Heleny, a znajdował ją w towarzystwie starościny ubogą, znękaną położeniem, wyobrażał sobie w istocie, iż los mu ułatwiał miłostki, które powinny były pójść snadno. Z tych kobiet, które dotychczas widywał w swem towarzystwie, nie przypuszczał, by biedna dziewczyna mogła mieć więcej szlachetności, mocy ducha i charakteru, niż piękne panie, tak prędko dające się ułagodzić... Wyobrażał sobie wszystkie kobiety słabemi i płochemi; według jego planu potrzeba było naprzód użyć pochlebstwa, potem ująć wspaniałością i darami, na ostatek ośmieloną opanować przemocą i zdradą... Dalej nie sięgał ani sercem ani domysłami, szło mu o zaspokojenie dzikiej fantazyi tylko.
Czekał niecierpliwie na Helenę.
Przyszła ze śladami łez na twarzy, milcząca grobowo, poważna... W duszy jej ofiara wielka była już uczyniona, choć całej rozciągłości jej nie obrachowywała. Myślała tylko, że będzie zmuszona oddać rękę człowiekowi, którego nie kochała... wyrzec się tego, dla którego biło serce... Nie przypuszczała nawet, nie rozumiała innego końca intrygi, jak łzawą ofiarę i przysięgę... Było to zaprzedanie się, ale poczciwe... pracowała tylko nad sobą, aby łez, poświęcenia, wewnętrznej męczarni nie pokazać przed wdową.
Raz postanowiwszy to, opłakawszy nadzieje, szukała sił do przeżycia przyszłości...
Lecz wszedłszy na próg, gdy ujrzała znowu tę uśmiechniętą niby grzecznie a w istocie szydersko i zimno twarz jenerała... wzdrygnęła się, zachwiała, na chwilę opuściły ją siły, odwaga; musiała usiąść, by nie paść — była cała drżąca. Puzonów te oznaki wzruszenia wytłómaczył sobie na dobre; nie przypuszczał bowiem nawet, aby on, zwycięzca w tylu walkach z sercami frejlin i kniażen, mógł inaczej wyjść, jak ze świetnym tryumfem...
Przyszły dyplomata ufał też przebiegłości swojej... Machiavelli był jego nauczycielem równie w polityce jak w miłości. Jedno niemaż z drugiem analogii?
Hela jednak ochłonęła po chwili, powróciło męstwo i ta powaga, która jej była właściwą. Puzonów przysiadł się blizko... nie miał czasu do stracenia, korzystał z każdej chwilki.
— Panno Heleno — rzekł po małym wstępie i krótkiem preludyum — od pierwszego wejrzenia wzbudziłaś pani we mnie uczucie, którego prawdziwie przezwyciężyć nie umiem. Jest ono tak silne, tak wielkie, że nawet widząc, iż go pani nie podzielasz... że mi dotąd więcej okazujesz wstrętu, niż sympatyi... ufam w moc przywiązania tego, wierzę, iż złe usposobienie przezwyciezyć może...
Dziewczę odzyskiwało moc nad sobą i charakter własny.
— Wdzięczną panu być powinnam — rzekła śmielej — za przyjaźń tę, na którą w istocie nie zasłużyłam, ale przez wdzięczność muszę być szczerą. Serce moje nie czuje w istocie dla niego nic, oprócz może — obawy.
— Spodziewam się, że czas temu zaradzi — odparł Puzonów. — Znam położenie wasze... starałem się interesując się wami, dowiedzieć o stosunkach... Pozwólcie mi naprzód być wam pomocnym... ratować...
Helena spojrzała nań... ale oczy jego iskrzyły się więcej niezrozumiałą dla niej pasyą, niż łagodnym miłosierdzia blaskiem.
— Byłbyś pan istotnie dobroczyńcą moim i zyskałbyś prawo do wdzięczności — rzekła — gdybyś to uczynić chciał, nie wymagając nic ode mnie... przez chrześcijańską i braterską litość.
— A! pani.... to nad ludzkie siły — zawołał jenerał — nie możesz pani po mnie wymagać, bym, szalejąc dla niej, był bezinteresownym... Miłość jest samolubną ze swej natury, korzysta ze wszystkiego, co pochwycić może... upadający w przepaść chwyta się każdej zielonej gałązki.
— Nie wiem tylko, czy to potrafi... obudzić we mnie co więcej nad nową obawę — szepnęła Helena.
— Może trochę powolności pozyskam — rzekł Puzonów.
— Ale ja kłamać nie umiem...
— O! tego ja nie wymagam — odparł Rosyanin — ale możesz być pani dla mnie powolniejszą trochę, starać się obawę i wstręt przezwyciężyć... popracować nad sobą przez litość wzajemną dla mnie. Reszta, ufam, przyjdzie z czasem... Mówmy otwarcie — dodał — ja jestem gotów na największe ofiary, dla pozyskania jej życzliwości.
— Sam pan mówisz, że to być musi dziełem czasu — odpowiedziała, spuszczając oczy, Helena.
— Ja to mówię... tak! możem to powiedział, nie myśląc — przerwał Puzonów, który w istocie rozpłomieniał — ale czekać le bec dans l’eau... o! nie wiem, czy potrafię długo! Uczynię wszystko, czego pani zażądasz... pani musisz być moją!!
To porywcze oświadczenie przestraszyło Helenę. Cofnęła się, zaczęła płakać, zamilkła... Słowa obijały się niezrozumiałe o jej uszy... widziała tylko przed sobą na przemiany smutnego Tadeusza, zapłakaną matkę, chorą Julkę.
Puzonów zrozumiał, że się za daleko posunął, bo starościna, która części rozmowy była świadkiem, dała mu też znak, że szedł za prędko — oświadczył więc zaraz z wielką wspaniałomyślnością, iż nie wymaga nic, prosi tylko o pozwolenie widywania się... często, codziennie....
O przyszłości, o ożenieniu nie było mowy, jenerał przybraną wesołością starał się przywrócić spokój i otrzeć łzy, a naprawić pierwsze wrażenie; potem, widząc, że trzeba czas dać uspokoić się strwożonej, pożegnał ją. Na ręce starościny złożył rulonik, który prosił, aby oddała po wyjściu jego dopiero. Miała to być pożyczka... pomoc... to, co starościna uzna właściwszem...
Starościna, gdy się drzwi za nim zamknęły, przybiegła do Heli i rzuciła jej złoto rozsypane na kolana, śmiejąc się, usiłując dowieść, jak było to z jego strony szlachetne, delikatne i t. p.
Ale ona z przerażeniem ujrzała dar, czując, iż on ją wiązał, że ją przykuwał na wieki, że, przyjmując go bez nadziei zwrócenia, poddaje się... w niewolę losu... Zaczęła płakać, załamała ręce, odrzuciła pieniądze, nie wiedząc, co począć z sobą. W chwili stanowczej traciła męstwo i moc nad sobą... głowa jej zawracała się...
Ofiara była niezręczną, jakże ją miała wytłómaczyć Hela przed Ksawerową, by nie obudzić jej podejrzeń, i jak utaić?
Starościna przyszła jej litościwie w pomoc, widząc tak zrozpaczoną.
— Moja Heleno — rzekła — zastanów się, pomyśl, ochłodnij! nie bierz tak gorąco... pomówmy... Wszyscy ci dobrze życzymy... Cóż łatwiejszego, jak to przed matką zataić, częściami używając, jako swojego zarobku.
Zrobimy co potrzeba, nie obudzając podejrzenia... Posłuchaj... z gospodarzem, tym poczciwym baryłą Paprońskim, pomówisz po cichu, zapłacisz mu (będzie rad, bo pieniądze lubi), a uprosisz go łatwo o to, że przed matką powie, iż wam z dobrego serca daje lepsze mieszkanie na drugiem piętrze, które właśnie stoi próżne. W ten sposób najtrudniejsze się już załatwi.
W dodatku, na drugiem piętrze nade mną mieszkając, łatwiej ci będzie zbiedz do mnie i widywać się z jenerałem, coś mu już przyrzekła i musisz dopełnić. — Wszakże więcej nie wymaga nad trochę życzliwości?
I sentymentalnie dodała, żartując:
— Nic, tylko patrzeć w piękne oczy twoje!!
Hela wzdrygnęła się, tak ta wesołość dysharmonijnie zabrzmiała w smutnem jej sercu. Starościna ruszyła ramionami.
— No! no! dość ceregielów i płaczu... Tak zawsze bywa w początkach... oswoisz się, przywiążesz się, a potem zdziwisz się sama, przekonywając, że go kochasz... To ci prorokuję!
Helena tymczasem rozmyślała po cichu, prawie już nie słysząc starościny. Rada co do najęcia mieszkania wydała się jej dobrą... tak było pilno zmienić te nieszczęśliwe, ciemne, straszne izdebki na trochę powietrza i słońca! Wytłómaczyła sobie, czując się na sumieniu spokojną, że... potrafi może doczekać o tym zasiłku przybycia Tadeusza. A on pomoże jej zwrócić go... Jej miłość dla tej rodziny przysposobionej wysilała się na sofizmaty, pokonywała wstręt i strach. Jutro więc Julka będzie mieć weselszy pokoik, matka jedzenie ciepłe a zdrowsze; lekarz opłacony skłoniłby się może być dla dziecięcia troskliwszym! Mogłaż się wahać z przyjęciem pożyczki?...
— Starościno! pani — rzekła po chwili — jestem zmuszona przyjąć, ale to będzie pożyczka.
— Tak! tak! pożyczka! — śmiejąc się, odpowiedziała Betina — której o to szło wielce, aby pieniądze przyjęła.
— Ja ją zwrócę, jak tylko...
— Rozumie się, jak tylko będziesz mogła, moje dziecko! niema o czem już mówić... Idź, śpiesz do gospodarza, wszak chwili nie masz do stracenia... Mieszkanie na drugiem piętrze, tak miłe dla matki, może kto zająć. Nie masz się czego wahać... wierzyciel będzie powolny i poczeka, jak długo zechcesz, a uśmiechem mu procent zapłacisz!
To mówiąc, przynaglając, zebrała Betina nieszczęśliwe złoto, związała je i, wcisnąwszy je prawie gwałtem Helenie, wyprawiła ją, ściskając, uspokajając... Rachowała, iż dług musi uczynić Helenę względniejszą — resztę jenerał miał zdobyć.
Z szatańskim uśmiechem powinszowawszy sobie, że się tak wszystko składało wybornie, starościna, ręce zatarłszy, przejrzała się w zwierciadle i uśmiechnęła do siebie.
— Jenerał powinien się poczuwać do wdzięczności — szepnęła — niktby tego, co ja, nie potrafił!





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.