[430]Białogłowska chciwość.
Szlachcic z domu wyjechał; będąc już za wroty,
Wspomni sobie z plebanem żenine zaloty,
„Wróć się — rzecze jednemu — rozkaż paniéj, żeby
Ponieważ tu beze mnie ksiądz nie ma potrzeby,
Nie puszczała go w dom swój“. Więc że posłał franta
„Jegomość, żebyś waszeć na tego taranta
(Pies leżał naśród izby) nie wsiadała, prosi“
Połajawszy go pani, musi to być cosi —
Myśli sobie — za sekret i uciecha sroga
Siedzieć na psie, bo cóżby do mnie ta przestroga;
Więc izbę założywszy, wkoło psa się krząta
To głaszcze, to go trzepie, już poszła dziesiąta
Chleba z masłem partyka, naostatek całem,
Podniósłszy do gołego, osiędzie go ciałem.
Rozje się niesiadany pies i w oba udy
Pożre, że ją jak martwe z miejsca wzięto dudy.
Prędko się powróciwszy spyta się o żonę.
Że chora, cicho do niej idzie za zasłonę,
Ale ta jakoby złym opętana duchem,
Rzuci się i do niego obróci obuchem.
Pyta się sługi, co jéj, o co się tak dąsa?
I słyszy, że ją tarant okrutnie pokąsa.
Będzie zaraz obwieszon, inszego sposobu,
Pomsty nie mam, a żona, trzeba-by was obu,
Czemużeś zakazując napowiódł mnie głupią,
Żem chciała na psie jeździć. „Niechaj mi wyłupią
Oczy — mąż jéj odpowie — jeżeli to było
I w pomyśleniu mojem; pewnieć się przyśniło“
Toż skoro wyda posła i co przezeń wskazał,
Co rychlej go zawołać pan sobie rozkazał.
„Powiedaj — rzecze — pocom cię wracał do paniéj,
[431]
Żeby nie u niéj ale ksiądz siedział w plebaniéj“
„W tém usłuchać, rozumiem, podobniejsza była,
Żeby na psie, jakom jéj radził, nie jeździła,
Czego ludzie nie czynią i wadzi to zdrowiu;
W tém cię nie chciała słuchać, w tamtém pogotowiu.“