Biedna sierotka i inne/całość

<<< Dane tekstu >>>
Autor Elwira Korotyńska
Tytuł Biedna sierotka i inne
Pochodzenie Złota Biblioteczka dla Grzecznych Dzieci Nr 33
Wydawca Wydawnictwo „AHAWU“
Data wyd. 1935
Druk „Oświata“
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron
E. KOROTYŃSKA
BIEDNA
SIEROTKA
i inne
WYDAWNICTWO
AHAWU”, WARSZAWA

Drukarnia „POŚPIECH“
Warszawa, Św. Jerska 32



Printed in Poland





Biedna Sierotka



Idzie biedna sierotka i płacze. Rączkami zakryła twarzyczkę i tak bardzo rozpacza.
A na świecie tak pięknie i jasno, a słoneczko tak złote, jak włosy Jagusi sierotki, a kwiatki tak cudnie pachną.
Zobaczyła panienka ze dworu płaczącą, przystanęła i pyta: — Czego płaczesz sierotko?
— Gąski pasłam, a gdy weszły w cudze pole, zajął je właściciel niechce oddać, aż wykupię. A skądże ja biedna sierotka wezmę pieniędzy?
Nie wrócę chyba do domu, bo mnie surowo ukarze gospodarz, u którego służę.
Ulitowała się dobra panienka nad biedną sierotką, wykupiła gąski i kazała Jagusi nazajutrz przyjść do dworu.
Zajęła się jej losem, posyłała do szkoły i wyrosła sierotka na poczciwą i pracowitą kobietę. A wszystko to stało się dlatego, że panienka ze dworu była litościwą.


. . . . . . . . . . . . . . .


Wojtuś cygan.

— Chcę! muszę być cyganem! — wołał z zapałem ośmioletni chłopczyk, stojąc przed starszym panem, który był jego ojcem.
— Cały dzień w lesie, na swobodzie, słuchać spiewu ptasząt, zrywać orzechy, zbierać jagody... O! cóż to za szczęście!
— Niemądry chłopcze — odezwał się ojciec — nie wytrzymałbyś w brudach u cyganów, ty, żyjący w wygodach i dostatku...
Nie usłuchał Wojtuś, uciekł do lasu, do cyganów i prosił, żeby go przyjęli. Zgodzono się na to, ale zrobiono go popychadłem. Stara cyganka kazała drzewo rąbać, wodę dźwigać ze zdroju, co było nad chłopca siły. A gdy pobiegł do lasu na jagody, obił go stary cygan i kazał iść i ukraść na obiad tłustą kurę.
Tego było za wiele. Wojtuś uciekł od cyganów i wrócił do domu. Przekonał się, że tylko zdaleka życie cyganów jest miłe i pełne uroku i że wszędzie trzeba pracować.


. . . . . . . . . . . . . . .


Modny Zbyszek

— Balik dla dzieci! Bal prawdziwy — wołała Hela, wchodząc do dziecięcego pokoju — i to dziś jeszcze!
— Ubierać się trzeba, bo ciocia ma przysłać po nas powóz.
Zaczęto się ubierać, jeden Zbych tylko zastanawiał się długo nad strojem, jaki miał przywdziać.
Wreszcie wyszedł do pokoju starszego brata, który dawno już szkoły ukończył i tam się ubierał.
— Zbychu, prędzej, konie już zajechały — wołano na chłopca.
— Zaraz, zaraz, poczekajcie — odparł dziesięcioletni elegant — tylko krawat zawiążę.
Wszedł wreszcie do pokoju, ale trudno rozpoznać w nim małego chłopca.
Smoking wzięty od brata, wisiał na nim, jak na kiju, gors białej koszuli wzdymał się wraz z krawatem, reszta ubrania też wisiała na chłopcu, a laseczka w ręku i białe rękawiczki dopełniały stroju.
Śmiech głośny powitał eleganta, któremu zdawało się, iż najpiękniej ze wszystkich ubrany.


. . . . . . . . . . . . . . .


Złote Rybki

Mała Bisia chciała bardzo mieć złotą rybkę, taką, jaką widziała w dużych słojach, zwanych akwarjami.
Kupili więc jej rodzice na imieniny dwie śliczne złote rybki w słoju, na dnie którego była trawa morska, wodorosty i inne rośliny. Był też i piasek i kamyczki, żeby rybkom zdawało się, iż są w morzu.
Była to zima. Bisia wciąż obserwowała rybki, wreszcie przyszło jej do głowy, że rybkom musi być bardzo zimno w zimnej wodzie.
Zapomniała o tem, że rodzice nie pozwoliły otwierać słoja z rybkami. Wzięła pokryjomu imbryk z wodą gorącą i wlała wrzącą wodę do słoja, ciesząc się, że będzie rybkom ciepło.
Skutek był straszny. Rybki nietylko że zamarły, lecz wprost ugotowały się.
Jakżeż płakała Bisiunia!

. . . . . . . . . . . . . . .


Żołądź i dynia.

Leżał chłop pod dębem i myślał: — Jeślibym to ja świat stworzył, tobym mądrzej urządził.
Czyżto nie śmieszne, iż taka ogromna dynia rośnie na ziemi, na marnej łodydze, a taki mały żołądź jest owocem wspaniałego dębu?
Toć dąb jest królem drzew, najpiękniejszy krój jego liści, najtrwalsze i najbardziej twarde drzewo.
I tak upośledzony przez ten maleńki owoc! Nie! to nie do wiary, żeby stwórca tak niemądrze postąpił...
Tak myśląc usnął smacznie, gdyż bardzo był spracowany i zmęczony. Naraz zerwał się z krzykiem i złapał się za nos i czoło.
Cóż to się stało? Oto spadło parę żołędzi i uderzyło boleśnie.
— Aha, rozumiem, dlaczego Bóg dał drzewu mały owoc, a dynię osadził przy ziemi. Cóżby to było, jeśliby dynia spadła na mnie? Rozmiażdżyłaby mi głowę. Bóg wie, co robi.

. . . . . . . . . . . . . . .


Małpka i okulary

Pewien pan miał małpkę oswojoną. Małpka, jakto każde tego rodzaju zwierzątko, lubiła naśladować swego właściciela.
Widziała, jak chcąc przeczytać gazetę kładł na nos okulary i wykombinowała sobie z tego, że każdy, po włożeniu okularów jest w stanie wszystko przeczytać.
Gdy pan wyszedł, powyciągała z biurka wszystkie jego okulary i binokle i zaczęła przymierzać.
Pasowały doskonale. Wzięła więc książkę do ręki, ale ani rusz!
Nie może przeczytać. Bierze gazetę jedną po drugiej — nic!
Rozgniewała się małpka, potłukła okulary, rzuciła niemi o podłogę, mówiąc:
— Nie warte są niczego okulary, nie widać przez nie liter i pan mój napewno udaje tylko, że czyta, bo dlaczegóżby i ja przez nie, nie potrafiła czytać?

. . . . . . . . . . . . . . .


Mały Druciarczyk

— Garnki drutować! Garnki drutować! — wołał piskliwym głosikiem mały, bledziutki chłopiec.
Wychyliła się głowa dziewczynki z pierwszego piętra, błękitne oczęta ogarnęły postać druciarza a rączki klaskać nań poczęły.
— Chodź! chodź tutaj, maleńki! mam dla ciebie robotę! Poszedł chłopiec na górę, zapukał do kuchni nieśmiało.
— Czego chcesz? zapytała kucharka.
— Wołała tu mnie taka śliczna panienka z jasnemi włosami.
Zaśmiała się służąca, bo i cóż panienka da do odrutowania.
Ale w tejże chwili do kuchni wbiegła śliczna biało ubrana panienka i pociągnęła chłopca do pokoju.
— Widzisz, ile masz roboty? — rzekła — cały dzień będziesz drutował.
Mojej lalce Mici stłukł się nosek, drugiej lalce odleciała nóżka, trzeciej, Kasi ułamało się uszko. Zdrutuj to zaraz.
Weszła mamusia, wytłumaczyła że druciaż tu nic nie potrafi i dała mu kawałek chleba z masłem.

KONIEC.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Elwira Korotyńska.