Biesiada u miljonera rzymskiego za czasów Nerona/I
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Petroniusz Arbiter i jego utwór |
Pochodzenie | Biesiada u miljonera rzymskiego za czasów Nerona |
Wydawca | Gebethner i Wolff |
Data wyd. | 1879 |
Druk | J. Noskowski |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Za dni Cezarów, w zaraniu nowéj ery wszechdziejów, zgotowanéj światu przez opowiadaczy Nowiny Dobrej, kiedy społeczność rzymska dogorywała gnuśnie na barłogu nadludzkiéj, zda się, nędzy moralnéj, dźwigając trupiejącemi ramiony złocisty tron gwałtu, wyuzdania zwierzęcego i żądzy bezdennéj, gdy wszelki występek dosięgnął zenitu ohydy swojéj, stanął „na skraju przepaści” — in praecipiti stetit, jak mówi sędzia tych czasów Juvenalis — rozwinęła się szczególniéj jedna gałęź literatury, gałęź czysto rzymska, córa nie muz lecz furyi — satyra.
Czém bowiem naonczas był Rzym cesarski, opasujący żelaznym pierścieniem ucisku przeszło stumilonową rzeszę narodów, od fal Oceanu Atlantyckiego aż do Kolchidy i Eufratu, od zasutéj śniegiem, smaganéj mroźnemi wiatry Kaledonii, od ujścia Renu i turni Karpackich aż po piaszczyste wydmy ognistéj Sahary i wodospady Nilowe, — ten Rzym, na którego czele stał bóg-cezar, niekrępowany w używaniu i nadużywaniu wszechmocy swojéj ani kodeksem ani religią, mający na swe rozkazy krocie służalców i groźną potęgę hufców orężnych; Rzym, do którego ściągnęły wszystkie całokształty filozoficzne, wszystkie celniejsze utwory sztuki, wszystkie bogi narodów?
Był to „zwierz wielogłowy,” jak go nazwał poeta z Wenuzyi, potwór sturamienny i stujęzyczny, co w zapamiętałym boju o rozkosz zmysłową, trawił wszystkie swe siły żywotne, tępił i szczerbił wszelaki oręż ducha ludzkiego, ażeby przemknąwszy sromotnie po gościńcu historyi nie pozostawić po sobie nic,,prócz krzyków kilku i sławy marnego skonania.”
Po siedmiu wzgórzach grodu Romulusowego mrowiła się wówczas niezliczona ciżba przedstawicieli wszystkich gwar, odzieży, rysów i barw oblicza, jakie tylko spotkać się dały na powierzchni znanych starożytnym krajów Europy, Afryki i Azyi. Skarlałe plemię potomków dawnego patrycyatu znikło śród tego potopu przybyszów obcych, którzy nieraz, nosząc jeszcze na sobie ślady żelaza niewoli, dochodzili do olbrzymiéj fortuny, dosięgali praw obywatelstwa rzymskiego i z wyżyn swéj potęgi pieniężnéj urągali z rozkoszą ciemięzcom świata. Pstre to rojowisko ludzi, niezbratane miłością wspólnéj ziemi rodzinnéj, w czynach i myślach niekrępowane nawet przez luźne zasady etyki pogańskiéj, pragnieniem użycia ożywione jedynie, dwie tylko wielbiło rzeczy: siłę złota i pięści.
Wiadomo, czém musi być społeczeństwo, gdzie dwa te bożyszcza poczną hetmanić niepodzielnie i gnieść brzemieniem swojem wszelkie czynniki moralne, jak toczący się uroczyście rydwan Jagornauth rozgniata kładących się z trwogi i pobożności pod jego żelazne koła Indyan. To téż żądza pieniędzy i przemoc brutalna zdeptała wszystko, co w bałwochwalczym Rzymie mogło być świętém, co praca wieków wytworzyła dobrego, a co przez zwyczaj i prawo pisane okoloném zostało nimbem czci i nietykalności.
Na takiéj to niwie rozpasania ogólnego, w cuchnącéj atmosferze sromoty i występku, wyrosła i rozwinęła się słynna satyra rzymska.
Rozszerzać się nad jéj charakterem, znaczeniem i wpływem nie leży w zakresie pracy niniejszéj. Zadanie nasze jest nierównie skromniejsze. Przedsię — bierzemy zapoznać czytelników polskich z jednym tylko, obcym dla nich zupełnie przedstawicielem satyry rzymskiéj, zapomnianym dziś nawet przez większość t. zw. filologów klassycznych, a zasługującym na uwagę więcéj od niejednego z pisarzy łacińskich, cieszących się popularnością.