Biesiada u miljonera rzymskiego za czasów Nerona/I

<<< Dane tekstu >>>
Autor Władysław Michał Dębicki
Tytuł Petroniusz Arbiter i jego utwór
Pochodzenie Biesiada u miljonera rzymskiego za czasów Nerona
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1879
Druk J. Noskowski
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
SŁOWO WSTĘPNE.

PETRONIUSZ ARBITER
I JEGO UTWÓR

Treść fragmentów „Satyrykonu.“


„Śmiał się satyryk, lecz nie przetworzył
Na kłos pożywny zbutwiałéj słomy —
A uśmiech tylko jeden dołożył
Do bachanalji obmierzłych Romy.”
Leonard Sowiński.


I.

Za dni Cezarów, w zaraniu nowéj ery wszechdziejów, zgotowanéj światu przez opowiadaczy Nowiny Dobrej, kiedy społeczność rzymska dogorywała gnuśnie na barłogu nadludzkiéj, zda się, nędzy moralnéj, dźwigając trupiejącemi ramiony złocisty tron gwałtu, wyuzdania zwierzęcego i żądzy bezdennéj, gdy wszelki występek dosięgnął zenitu ohydy swojéj, stanął „na skraju przepaści” — in praecipiti stetit, jak mówi sędzia tych czasów Juvenalis — rozwinęła się szczególniéj jedna gałęź literatury, gałęź czysto rzymska, córa nie muz lecz furyi — satyra.

Satura quidem tota nostra est — słusznie, lubo z wątpliwéj wartości dumą powiada żyjący w téj epoce krytyk Kwintylian. Satyra, dodajmy, jest jedynym rodzajem poezyi, który mógł puścić bujniejsze korzenie w przegniłéj glebie ówczesnych stosunków rzymskich, kiedy głos piewcy dobra i piękna byłby głosem wołającego na puszczy i gdy wszelki umysł żywszy a podnioślejszy, miasto bratniéj miłości dla swego otoczenia, żywić dlań musiał uczucia wprost przeciwne — nienawiść i pogardę.

Czém bowiem naonczas był Rzym cesarski, opasujący żelaznym pierścieniem ucisku przeszło stumilonową rzeszę narodów, od fal Oceanu Atlantyckiego aż do Kolchidy i Eufratu, od zasutéj śniegiem, smaganéj mroźnemi wiatry Kaledonii, od ujścia Renu i turni Karpackich aż po piaszczyste wydmy ognistéj Sahary i wodospady Nilowe, — ten Rzym, na którego czele stał bóg-cezar, niekrępowany w używaniu i nadużywaniu wszechmocy swojéj ani kodeksem ani religią, mający na swe rozkazy krocie służalców i groźną potęgę hufców orężnych; Rzym, do którego ściągnęły wszystkie całokształty filozoficzne, wszystkie celniejsze utwory sztuki, wszystkie bogi narodów?
Był to „zwierz wielogłowy,” jak go nazwał poeta z Wenuzyi, potwór sturamienny i stujęzyczny, co w zapamiętałym boju o rozkosz zmysłową, trawił wszystkie swe siły żywotne, tępił i szczerbił wszelaki oręż ducha ludzkiego, ażeby przemknąwszy sromotnie po gościńcu historyi nie pozostawić po sobie nic,,prócz krzyków kilku i sławy marnego skonania.”
Po siedmiu wzgórzach grodu Romulusowego mrowiła się wówczas niezliczona ciżba przedstawicieli wszystkich gwar, odzieży, rysów i barw oblicza, jakie tylko spotkać się dały na powierzchni znanych starożytnym krajów Europy, Afryki i Azyi. Skarlałe plemię potomków dawnego patrycyatu znikło śród tego potopu przybyszów obcych, którzy nieraz, nosząc jeszcze na sobie ślady żelaza niewoli, dochodzili do olbrzymiéj fortuny, dosięgali praw obywatelstwa rzymskiego i z wyżyn swéj potęgi pieniężnéj urągali z rozkoszą ciemięzcom świata. Pstre to rojowisko ludzi, niezbratane miłością wspólnéj ziemi rodzinnéj, w czynach i myślach niekrępowane nawet przez luźne zasady etyki pogańskiéj, pragnieniem użycia ożywione jedynie, dwie tylko wielbiło rzeczy: siłę złota i pięści.
Wiadomo, czém musi być społeczeństwo, gdzie dwa te bożyszcza poczną hetmanić niepodzielnie i gnieść brzemieniem swojem wszelkie czynniki moralne, jak toczący się uroczyście rydwan Jagornauth rozgniata kładących się z trwogi i pobożności pod jego żelazne koła Indyan. To téż żądza pieniędzy i przemoc brutalna zdeptała wszystko, co w bałwochwalczym Rzymie mogło być świętém, co praca wieków wytworzyła dobrego, a co przez zwyczaj i prawo pisane okoloném zostało nimbem czci i nietykalności.
Na takiéj to niwie rozpasania ogólnego, w cuchnącéj atmosferze sromoty i występku, wyrosła i rozwinęła się słynna satyra rzymska.
Rozszerzać się nad jéj charakterem, znaczeniem i wpływem nie leży w zakresie pracy niniejszéj. Zadanie nasze jest nierównie skromniejsze. Przedsię — bierzemy zapoznać czytelników polskich z jednym tylko, obcym dla nich zupełnie przedstawicielem satyry rzymskiéj, zapomnianym dziś nawet przez większość t. zw. filologów klassycznych, a zasługującym na uwagę więcéj od niejednego z pisarzy łacińskich, cieszących się popularnością.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Władysław Michał Dębicki.