Bolesław Śmiały, Krzywousty i jego synowie/Dziewięcioletni rycerz
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Bolesław Śmiały, Krzywousty i jego synowie |
Podtytuł | Dziewięcioletni rycerz |
Pochodzenie | Legendy, podania i obrazki historyczne |
Wydawca | Gebethner i Wolff |
Data wyd. | 1921 |
Druk | W. L. Anczyc i Spółka |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Na krakowskim zamku panuje ruch niezwykły: biegną gońce, wysłani w różne strony, pachołkowie krzątają się około koni; tam warzą w kotłach strawę dla przybyłych, owdzie rycerze rozprawiają żywo. Król Władysław Herman, chorobą złożony, siedzi na łożu blady, ale widać ze spojrzenia, jak gorąco przyjmuje udział w tym ogólnym ruchu, jak dręczy go niemoc, nad którą zawładnąć nie może.
I nie dziw. Przyszły wieści, iż od północy wtargnęli do kraju Pomorzanie, palą wsie i osady, rabują i plądrują, a on, król, bezwładny, nie może śpieszyć na obronę. Wprawdzie wysyła rycerstwo pod wodzą mężnego wojewody Sieciecha, ale wolałby sam jechać na czele; czuje, że tam miejsce jego podczas wojny, i wstydzi się swej słabości i czuje się upokorzonym.
A wtem ozwała się trąbka myśliwska i nowy orszak wjechał na dziedziniec. To królewicz Bolko, zwany później Krzywoustym, powraca z polowania. Twarz ma jasną, wesołą, znać rad z szczęśliwych łowów i zdobyczy. Rosły i barczysty, wygląda prawie na młodzieńca, i niktby go nie nazwał dzieckiem, mimo młodego wieku. Jego towarzysze, starsi zapewne od niego, wpadli za nim jak wicher, z okrzykiem tryumfu, z tysiącem opowiadań i przechwałek. Każdy z nich przecie miał się czem pochlubić, bo nie na zające polowano wówczas, a w walce z dzikim zwierzem składał myśliwiec dowody odwagi i zręczności, męstwa i przytomności umysłu. Wprawdzie królewicz Bolko celował w tem wszystkiem, lecz nikt mu nie zazdrościł, ponieważ kochali go wszyscy.
Dziwne szczęście miało to dziecko do ludzi: zjednywał sobie serca spojrzeniem, uśmiechem, prostem, serdecznem słowem. Kto go poznał, gotów był zginąć za niego, oddawał mu się z duszą na każde skinienie.
A chłopiec może jeszcze i nie spostrzegł tego, wesoły był, otwarty i pełen prostoty, silny, śmiały i zręczny, ufny i przyjacielski, ceniący cnoty rycerskie i serce.
Na widok koni, wojów i rynsztunków, widocznych przygotowań do wyprawy, zatrzymał się zdumiony, twarz mu spoważniała.
— Co to znaczy? — zapytał kogoś z przechodzących.
— Pomorzanie plądrują pogranicze, przed nocą wyruszamy.
Twarz królewicza zmieniła się nagle: zniknął z niej uśmiech wesołej swobody, z oczu strzeliła błyskawica woli. Zeskoczył z konia i pobiegł do zamku.
Szybkie kroki dały się słyszeć w komnacie przyległej do sypialni króla, za chwilę Bolko klęczał u nóg jego.
— Ojcze — błagam cię, ojcze! — szeptał urywanym głosem — puść mię także na wojnę, puść mię, ojcze! — wołał, ściskając nogi króla i patrząc mu w oczy takim wzrokiem, iż chory nie śmiał odpowiedzieć odmową.
— Nie odmawiasz mi, ojcze? — zawołał Bolko z radością. — Och! tam jest moje miejsce. Jeżeli mogę walczyć z dzikim zwierzem dla rozrywki, czyżbym mógł kryć się, kiedy wróg napada? Bóg mi dał siłę, ojcze, — ja tam zastąpię ciebie!
Łzy spłynęły po twarzy króla.
— Mój synu — szepnął — będziesz Chrobrym kiedyś, skoro dorośniesz.
— Dzisiaj, mój ojcze, nie odmawiasz, prawda? Dzięki ci, dzięki!
Przycisnął gorące usta do bezwładnych nóg Władysława.
— Oby tak nieprzyjaciel oprzeć ci się nie mógł — mówił król rozrzewniony, przyciskając syna do piersi.
Bolko był uszczęśliwiony; król posłał po wojewodę Sieciecha.
Nie był rad wojewoda z powierzonej mu opieki, lecz woli króla wymówić się nie mógł, a jak się sprawował królewicz na wojnie, w starej kronice pisze o tem Długosz:
»Było natenczas Bolesławowi dziewięć lat. Tam się w tem dziecięciu okazała wielka chęć do spraw rycerskich: sam jeżdżał na straż z drugimi, w nocy nie spał, we dnie mało, piciem i jedzeniem skromnem się obchodził, nic mu zimno ani gorąco nie przykre było, tak iż nad obyczaj dzieciński wszystko czynił«.
Wojna powiodła się szczęśliwie: nieprzyjaciel kilkakrotnie pokonany, uszedł z wielką stratą, Sieciech wrócił zwycięzcą, a czyny królewicza rozpowiadano z chlubą, wiele sobie po nim rokując.
Było to w r. 1094.
Marja Ilnicka tak zaczyna śpiew o Krzywoustym:
Królewskie pocholę ma oczy sokole
I śmiało pogląda przed siebie:
— Oj, pójdę ja, ojcze, z mężami na pole,
Ratować ojczyznę w potrzebie!
Więc zbroję mu dali, — w koszulce ze stali
Wyrastał Bolesław na męża,
A kiedy na tronie po ojca siadł zgonie,
Gdzie pójdzie, tam wroga zwycięża.